J. Tolkien - Hobbit, czyli tam i z powrotem

Здесь есть возможность читать онлайн «J. Tolkien - Hobbit, czyli tam i z powrotem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Iskry, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Hobbit, czyli tam i z powrotem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Hobbit, czyli tam i z powrotem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najnowsze wydanie klasycznego dzieła Tolkiena. Hobbit to istota większa od liliputa, mniejsza jednak od krasnala. Fantastyczny, przemyślany do najdrobniejszych szczegółów świat z powieści Tolkiena jest również jego osobistym tworem, a pod barwną fasadą nietrudno się dopatrzyć głębszego sensu i pewnych analogii do współczesności.

Hobbit, czyli tam i z powrotem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Hobbit, czyli tam i z powrotem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Bilbo i krasnoludy za wiele teraz miały do myślenia, by dłużej wypytywać czarodzieja. Czekała ich jeszcze daleka droga. Maszerowali to pod górę, to w dół dolinami. Zrobiło się bardzo gorąco. Od czasu do czasu wypoczywali w cieniu drzew, a Bilbo tak zgłodniał, że jadłby bodaj żołędzie, które jednak niestety jeszcze nie dojrzały i nie pospadały na ziemię.

Było już dobrze po południu, gdy spostrzegli wśród traw całe łany kwiatów, a że te same odmiany rosły razem, wyglądało to na dzieło ludzkiej ręki. Najwięcej spotykali koniczyny białej i czerwonej, a także rozkołysane kępy szelężnika grzebieniastego i polne goździki pachnące miodem. W powietrzu roiło się, brzęczało i bzyczało. Pszczoły wszędzie uwijały się pracowicie. Ale jakie pszczoły! Bil–bo w życiu podobnych nie widział.

„Jakby mnie która ucięła — myślał — spuchłbym chyba tak, że byłbym dwa razy taki, jak jestem!"

Pszczoły te bowiem były większe od szerszeni, trutnie zaś znacznie grubsze niż twój wielki palec, a żółte pasy na ich czarnych tułowiach błyszczały jak płomienne złoto.

— Zbliżamy się — rzekł Gandalf. — Jesteśmy już na granicy pszczelich pastwisk Beorna.

Po chwili doszli do pierścienia wielkich, prastarych dębów, za którymi drogę zagradzał żywopłot z tarniny tak gęsty i wysoki, że ani dojrzeć coś przez niego, ani przeleźć nie było sposobu.

— Lepiej poczekajcie tutaj — rzekł czarodziej do krasnoludów — a gdy zawołam, lub zagwiżdżę, idźcie za mną. Uważajcie, którędy idę, a poznacie drogę — ale idźcie co najwyżej parami i co najmniej pięć minut niech upłynie między jedną parą a następną. Bombur jest taki gruby, że starczy za dwóch, toteż pójdzie sam i na ostatku. Panie Baggins, proszę ze mną. Gdzieś tu w pobliżu musi być brama.

To rzekłszy Gandalf ruszył wzdłuż żywopłotu, a przerażony Bilbo trop w trop za nim.

Wkrótce doszli do wysokiej i szerokiej drewnianej bramy, za którą zobaczyli ogród i całą grupę niskich drewnianych budynków, a wśród nich kilka krytych strzechą i skleconych z grubych, nie ciosanych kloców — zapewne stodoły, obory, stajnie i szopy — oraz niski i długi dom mieszkalny. Wewnątrz ogrodzenia, po południowej stronie żywopłotu stały w rzędach ule ze słomianymi dachami na kształt dzwonów. Brzęczenie olbrzymich pszczół, kręcących się tam i sam wokół uli, wypełniało powietrze.

Czarodziej i hobbit pchnęli ciężkie, skrzypiące wrota i poszli szeroką ścieżką w stronę domu. Kilka koni, lśniących, doskonale utrzymanych, podbiegło przez trawnik, przyjrzało im się uważnie inteligentnymi oczyma i galopem pomknęło ku zabudowaniom.

— Poszły mu oznajmić o pojawieniu się obcych w zagrodzie — rzekł Gandalf.

Po chwili znaleźli się na dziedzińcu z trzech stron objętym trzema skrzydłami domu. Pośrodku leżał wielki pień dębowy, a przy nim mnóstwo obciosanych gałęzi. Tuż obok stał olbrzymi mężczyzna; miał bujną, czarną czuprynę i gęstą, długą, czarną brodę, ramiona i łydki nagie, z węzłami potężnych mięśni wyraźnie zarysowanymi pod skórą. Ubrany był w wełnianą bluzę sięgającą do kolan i wspierał się na ogromnym toporze. Konie nozdrzami niemal dotykały jego ramienia.

— Uff! Więc to ci dwaj? — powiedział mężczyzna do koni. — Nie wyglądają groźnie. Możecie odejść. — Zaśmiał się głośnym, grzmiącym śmiechem, odłożył topór i wyszedł na spotkanie gości.

— Coście za jedni i czego tu chcecie? — spytał ostro, zatrzymując się przed nimi i górując ogromną postacią nad Gandalfem. Co do hobbita, to mógłby bez trudu, nie schylając głowy, przemknąć między nogami Beorna i nawet nie musnąłby go rąbek jego brunatnej bluzy.

— Jestem Gandalf — rzekł czarodziej.

— Nigdy tego imienia nie słyszałem — mruknął mężczyzna. — A kim jest ten malec? — spytał pochylając się nad hobbitem i marszcząc krzaczaste, czarne brwi.

— To jest pan Baggins, hobbit z bardzo szanownej rodziny i cieszący się jak najlepszą reputacją — odparł Gandalf. Bilbo ukłonił się. Nie mógł zdjąć kapelusza, bo go nie miał, boleśnie też odczuwał brak guzików. — Ja jestem czarodziejem — ciągnął Gandalf — i słyszałem o tobie, chociaż moja sława do ciebie nie doszła; ale może wiesz coś o moim bliskim krewniaku, Radagaście, który mieszka niedaleko południowego brzegu Mrocznej Puszczy.

— Owszem, tego znam. Niezły chłop jak na czarodzieja. Spotykałem go — rzekł Beorn. —No, dobrze, wiem już teraz, kim jesteście, czy przynajmniej za kogo się podajecie. A czego tu chcecie?

— Prawdę mówiąc, straciliśmy bagaże i omal nie zbłądziliśmy, potrzeba nam pomocy albo chociaż dobrej rady. Muszę ci wyznać, że mieliśmy w górach dość ciężką przeprawę z goblinami.

— Z goblinami? — powiedział już mniej szorstko Beorn. — Ho, ho, toście z nimi mieli kłopoty? A po co się do nich zbliżaliście?

— Stało się to wbrew naszej woli. Gobliny zaskoczyły nas nocą pod przełęczą przez którą chcieliśmy się przedostać za góry. Idziemy z Krajów Zachodnich i tędy nam droga wypadła… ale to długa historia.

— W takim razie wejdźcie lepiej do domu i spróbujcie mi z tej historii coś niecoś opowiedzieć, byle to nie trwało do wieczora! — odparł mężczyzna i powiódł ich do ciemnych drzwi, które z dziedzińca prowadziły do wnętrza domu.

Idąc za gospodarzem znaleźli się w obszernej sali z paleniskiem pośrodku. Mimo letniej pory płonęły na nim kłody drzewa, a dym wzbijał się pod sczerniałe krokwie i szukał sobie ujścia przez otwór w dachu. Minęli tę salę, dość ciemną, bo rozjaśniona tylko blaskiem ogniska i światłem płynącym przez wyciętą nad nim w stropie dziurą, doszli do mniejszych drzwi w głębi i przez nie na ganek podparty słupami z pni drzew. Ganek wychodził na południe, toteż było tu ciepło i jasno, bo zachodzące słońce słało skośne promienie, ozłacając ogród pełen kwiatów sięgający aż po sam schodki.

Siedli na drewnianych ławach; Gandalf rozpoczął opowieść, a Bilbo, który stopami nie dostawał ziemi, bimbał nogami w powietrzu i patrzał w ogród, usiłując przypomnieć sobie nazwy wszystkich kwiatów, lecz wiele z nich widział po raz pierwszy w życiu.

— Szedłem więc przez góry z przyjacielem czy z dwoma… — mówił czarodziej.

— Z dwoma? Widzę tylko jednego, i to niedużego w dodatku — przerwał mu Beorn.

— Prawdę rzekłszy, nie chciałem ci się naprzykrzać w większej gromadzie, póki się nie dowiem, czy nie jesteś bardzo zajęty. Ale jeśli pozwalasz, zawołam.

— Dalejże, wołaj.

Gandalf zagwizdał przeciągle i donośnie; natychmiast zza domu wychynęli na ścieżkę Thorin i Dori; przystanęli i ukłonili się w pas.

— Nie z dwoma, lecz z trzema, jak widzę, szedłeś — rzekł Beorn. — Ale to nie hobbici, tylko krasnoludy.

— Thorin Dębowa Tarcza, do usług!

— Dori, do usług!

Zawołali obaj jednocześnie i pokłonili się raz jeszcze.

— Dziękuję, obejdę się bez waszych usług — odparł Beorn — ale coś mi się zdaje, że wam moje będą potrzebne. Nie przepadam za krasnoludami, jeśli wszakże naprawdę jesteś Thorin — syn Thraina, który był synem Throra, o ile mi wiadomo — jeśli twój towarzysz również godny jest szacunku, jeśli jesteście wrogami goblinów i nie zamierzacie nic złego w granicach moich ziem… ale, skoro się zgadało, po coście właściwie przyszli w te strony?…

— Krasnoludy wybrały się w odwiedziny do ojczyzny swoich przodków, na wschód za Mroczną Puszczę — prędko odpowiedział Gandalf — i tylko przypadkiem znaleźliśmy się w obrębie twoich ziem. Przeprawialiśmy się przez góry Wysoką Przełęczą, tą ścieżką wyszlibyśmy na drogę daleko na południe od twego kraju, lecz napadły nas złe gobliny, jak już ci zacząłem opowiadać…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Hobbit, czyli tam i z powrotem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Hobbit, czyli tam i z powrotem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Tolkien - La hobito
John Tolkien
John Tolkien - Hobbitinn
John Tolkien
John Tolkien - Der Hobbit
John Tolkien
John Tolkien - Der kleine Hobbit
John Tolkien
John Tolkien - El hobbit
John Tolkien
J. Tolkien - O Hobbit
J. Tolkien
John Tolkien - The Hobbit
John Tolkien
J. R. R. Tolkien - The Hobbit
J. R. R. Tolkien
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Hobbit, czyli tam i z powrotem»

Обсуждение, отзывы о книге «Hobbit, czyli tam i z powrotem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x