— Całą odpowiedzialność biorę na siebie, Sarumanie. Historia mnie osądzi.
— Och, w to akurat nie wątpię — wszak historię tę pisać będą ci, którzy zwyciężą pod twoimi sztandarami. Istnieją wypróbowane przepisy: Mordor trzeba będzie przekształcić w Imperium Zła, które zamierza zniewolić całe Sródziemie, a tamtejsze narody — w jeżdżące wierzchem na wilkolakach i odżywiające się ludzkim mięsem plugastwo… Ale nie mówmy teraz o historii, a o tobie. Pozwól, że powtórzę swoje nietaktowne pytanie o losy ludzi — kronikarzy wiedzy cywilizacji mordorskiej. To, że trzeba będzie ich wybić, to nie figura retoryczna, a stwierdzenie jak najbardziej naturalne i nie wywołujące wątpliwości: „chwasty należy niszczyć do końca”, inaczej ten pomysł w ogóle nie ma sensu. Tak więc, interesuje mnie, czy wystarczy ci odwagi, by osobiście uczestniczyć w tym „pieleniu” — tak, tak, właśnie tak. Czy własnoręcznie będziesz odcinać im głowy? Milczysz… No, tak zawsze jest z wami, miłośnikami Ludzkości! Co innego tworzyć projekty „Definitywnego rozwiązania kwestii mordorskiej” — to zawsze, proszę bardzo! Ale kiedy dochodzi do realizacji, od razu w krzaki: niech się tym zajmą wykonawcy, żeby było potem na kogo wskazywać palcem, kiwać i krzywić pysk. To wszystko, że tak powiem, „ichniejsze ekscesy”.
— Kończ z tą demagogią, Sarumanie — rzucił z rozdrażnieniem jeden z siedzących mężczyzn, ten w niebieskim płaszczu — i popatrz lepiej w Zwierciadło. Niebezpieczeństwo widzi nawet ślepy. Jeśli nie powstrzymamy teraz Mordoru, to nie będziemy mogli uczynić tego już nigdy: za pół wieku dokona się ta ich rewolucja przemysłowa”. Dojdą do tego, że mieszanki saletry będzie można wykorzystać nie tylko do fajerwerków, a wtedy… po zabawie. Ich armie staną się niezwyciężone, a inne kraje na wyścigi rzucą się do stosowania mordorskich „osiągnięć” ze wszystkimi wypływającymi z tego konsekwencjami… Jeśli masz coś do powiedzenia na ten temat, to mów.
— Podczas gdy ja noszę biały płaszcz Przewodniczącego Białej Rady, przyjdzie wam wysłuchiwać wszystkiego, co uznam za stosowne — odciął się nagabnięty. — Zresztą, nie będę mówił o tym, że chcąc kierować losami Świata, wy — cała czwórka — uzurpujecie sobie prawo, które nigdy do magów nie należało. Widzę, że to nie ma sensu. Rozmawiajmy na dostępnym dla was poziomie… Jego oponenci usiedli i przybrali takie miny, że razem tworzyli wyrazistą, grupową pantomimę pod tytułem „Oburzenie”, ale Saruman w tej chwili miał już w nosie całą dyplomację.
— Z czysto technicznego punktu widzenia plan Gandalfa dotyczący stłamszenia Mordoru za pośrednictwem długotrwałej wojny i żywnościowej blokady jest niezły, ale ma jeden słaby punkt. Aby zwyciężyć w takiej wojnie, a będzie ona wyczerpująca, antymordorska koalicja musi pozyskać potężnego sojusznika. W rym celu proponowane jest obudzenie sił drzemiących od poprzedniej epoki — tej przed pojawieniem się ludzi — mieszkańców Złotego Lasu. To już samo w sobie jest szaleństwem, ponieważ oni nigdy nie służyli nikomu tylko zawsze sobie. Wam jednakże, i tego mało. Żeby zwycięstwo było pewne postanowiliście na czas wojny przekazać im Zwierciadło. Przecież prawo do prognozowania za jego pomocą operacji wojskowych mają tylko ci, którzy sami w nich uczestniczą. To jest szaleństwo do kwadratu, ale jestem gotów rozpatrzyć i ten wariant, o ile kolega Gandalf wyraźnie odpowie na jedno jedyne pytanie: Jak zamierza potem odzyskać Zwierciadło?
— Uważam — Gandalf niedbale machnął ręką — że prolemy można rozwiązywać w miarę ich powstawania. Dlaczego mamy zakładać, że nie będą chcieli nam go zwrócić? Po co im Zwierciadło?
Nastała cisza. Takiej bezgranicznej głupoty Saruman naprawdę nie oczekiwał. A oni wszyscy, jak widać uważają, że tak trzeba… Wydało mu się, że tonie w lodowej kaszy marcowej przerębli; jeszcze chwila i prąd wciągnie go pod krawędź lodu.
— Radagaście! Może przynajmniej ty coś powiesz?
Brązowa postać drgnęła, jak uczeń schwytany przez nauczyciela podczas odpisywania zadania domowego, i niezręcznie usiłowała nakryć rękawem płaszcza coś na stole przed sobą. Rozległ się oburzony skrzek i po ręce Radagasta błyskawicznie przebiegła mała wiewiórka, z którą mag, jak się okazało, bawił się podczas całej rady. Wiewiórka usiadła na ramieniu maga — leśnika, jednak ten, zawstydzony ogromnie, wyszeptał coś, chmurząc siwe krzaczaste brwi, i zwierzak natychmiast zniknął gdzieś w fałdach ubrania.
— Sarumanie, gołąbeczku… Wybacz mi, staremu, ja tego… nie bardzo, szczerze mówiąc, słuchałem… Tylko się nie kłóćcie dobrze? Przecież jeśli i my zaczniemy się obszczekiwać, to co będzie się działo w świecie? No właśnie… A co do tych ze Złotego Lasu, to ty, nie złość się, ale trochę… tego… Pamiętam, w młodości, widywałem ich, wiadomo — z daleka… Więc według mnie, to oni są całkiem nawet… tego… Oczywiście, mają swój rozum, ale kto go nie ma? No, a z ptakami i zwierzątkami, to oni zawsze byli dusza w duszę… nie to, co ci twoi, z Mordoru… Ja tak więc sobie myślę, że może by to… tego…
„No i już — podsumował Saruman i wolno przetarł twarz dłonią, jakby zdejmował pajęczynę niezmiernego zmęczenia. — Jedyny, na którego poparcie mogłem liczyć. Już nie mam sił walczyć. Wszystko skończone, znalazłem się pod lodem”.
— Jesteś nawet nie w mniejszości, a w pełnej samotności, Sarumanie. Oczywiście, twoje uwagi są dla nas bezcenne. — „Teraz głos Gandalfa przepełniony był fałszywym szacunkiem, aż nim opływał. — Od razu rozsądźmy, jak postąpimy ze Zwierciadłem ponieważ to naprawdę niełatwy problem…
— Teraz to już twoje problemy, Gandalfie — cicho, ale twardo odezwał się Saruman, odpinając mithrilową zapinkę przy kołnierzu. — Od dawna już łakniesz Białego Płaszcza, więc weź go sobie. Róbcie wszystko, co uważacie za słuszne. Ja odchodzę z Rady.
— Wtedy twa laska straci moc, słyszysz! — krzyknął za nim Gandalf. Widać było, że jest naprawdę zaskoczony i przestał rozumieć swego odwiecznego rywala.
Saruman, odwróciwszy się, przyjrzał się mrocznej sali Białej Rady. Brzeg śnieżnobiałego płaszcza spływał z fotela na podłogę jak posrebrzona księżycem woda w fontannie; mithril zapinki posłał mu pożegnalny błysk i zgasł. Podążający za nim Radagast z bezradnie rozłożonymi rękami zamarł w połowie drogi. Mag wyglądał teraz na małego i biednego, niczym dziecko wciągnięte w kłótnię rodziców. Oto kiedy z jego ust uleciały słowa, które znowu cudownym sposobem zgadzały się z tymi wypowiedzianymi w innym Świecie:
— To, co zamierzacie zrobić, to gorzej niż przestępstwo. To błąd.
A po kilku tygodniach służby wywiadowcze Mordoru zameldowały, że na skraju Północnych Lasów nie wiadomo skąd pojawiły się „elfy” — szczupłe złotowłose istoty o melodyjnym głosie i mrożącym krew w żyłach spojrzeniu.
Śródziemie, Wojna o Pierścień
Informacja historyczna
Jeśli czytelnik, w najmniejszym nawet stopniu przyzwyczajony do analizy dużych wojskowych kampanii, popatrzy na mapę Sródziemia, to bez trudu przekona się, że wszystkie działania obu powstałych koalicji — Mordorsko — Isengardzkiej i Gondorsko — Rohańskiej — były w rzeczywistości podporządkowane nieubłaganej strategicznej logice, u podstaw której leżała obawa Mordorczyków przed odcięciem od źródeł zaopatrzenia w żywność. Dzięki wysiłkom Gandalfa w centrum Sródziemia powstała niesłychanie chwiejna geopolityczna „kanapka”, w której rolę „pieczywa” pełnił Mordor i Isengard, a „wędliny” — Gondor z Rohanem. Ironia losu zaś polegała na tym, że koalicja Mordoru, nie marząca o niczym innym, jak o zachowaniu status quo , miała idealną pozycję do prowadzenia wojny agresywnej, w której można zmusić przeciwnika do jednoczesnej walki na dwóch frontach. Pozycja ta jednak była straszliwie niewygodna do prowadzenia wojny obronnej, kiedy zjednoczone siły wroga mogą doprowadzić do blitzkriegu, krusząc po kolei partnerów.
Читать дальше