— Próbujesz być dla mnie łaskawa? — spytała Lily.
— Nie myśl, że przychodzi mi to łatwo — odparła babcia już normalniejszym głosem.
Zaszeleściła w ciemności suknia i Lily stanęła przed babcią.
— A zatem pokonałaś tę kobietę z bagien? — zapytała.
— Nie.
— Ale przyszłaś tutaj zamiast niej.
— Tak.
Lily wyjęła babci z rąk miotłę.
— Nigdy czegoś takiego nie używałam — wyznała. — Po prostu siada się na tym i leci?
— Przy tej akurat konieczne jest szybkie bieganie, zanim zaskoczy, ale ogólnie rzecz biorąc tak, masz rację.
— Hm… Znasz symbolikę miotły?
— Ma jakiś związek z gaikami, piosenkami ludowymi i temu podobnymi? — zapytała babcia.
— O tak.
— W takim razie nie chcę o niej słyszeć.
— Nie — zgodziła się Lily. — Nie wyobrażam sobie, żebyś chciała. — Oddała miotłę. — Zostaję tutaj. Pani Gogol może i wymyśliła nową sztuczkę, ale to jeszcze nie znaczy, że wygrała.
— Nie. Bo widzisz, wszystko dobiegło końca — odparła babcia. — Tak się dzieje, kiedy zmieniasz świat w opowieści. Nie powinnaś tego robić. Nie powinnaś zmieniać świata w opowieści. Nie powinnaś traktować ludzi, jakby byli postaciami, byli rzeczami. Ale jeśli to robisz, musisz wiedzieć, kiedy opowieść się kończy.
— Musisz włożyć czerwone od żaru pantofelki i przetańczyć całą noc? — spytała Lily.
— Owszem, coś w tym rodzaju.
— A wszyscy inni będą żyli długo i szczęśliwie?
— Nic o tym nie wiem — zapewniła babcia. — To już zależy od nich. Chcę tylko powiedzieć, że nie wolno ci zaczynać od początku. Przegrałaś.
— Wiesz przecież, że Weatherwaxówny nigdy nie przegrywają.
— Jedna z nich nauczy się tej nocy.
— Przecież my istniejemy poza opowieściami — próbowała tłumaczyć Lily. — Ja, ponieważ… jestem medium, poprzez które się dzieją, a ty, ponieważ z nimi walczysz. Istniejemy pośrodku. Jesteśmy wolne…
Z tyłu rozległ się jakiś dźwięk. Znad krętych schodów wynurzyły się twarze Magrat i niani Ogg.
— Potrzebna ci pomoc, Esme? — zapytała czujnie niania. Lily parsknęła śmiechem.
— To twoje węże, Esme! A wiesz — dodała — tak naprawdę jesteś taka sama jak ja. Nie wiedziałaś o tym? Ani jedna myśl nie przemknęła mi przez głowę, której ty także nie pomyślałaś. Nie dokona-lam żadnego czynu, którego ty byś nie rozważała. Ale zawsze brakowało ci odwagi. Na tym polega różnica między takimi ludźmi jak ja a takimi jak ty. My mamy odwagę, by zrobić to, o czym wy tylko marzycie.
— Tak? — oburzyła się babcia. — Tak uważasz? Sądzisz, że tylko marzę?
Lily poruszyła palcem. Magrat, szarpiąc się, wyfrunęła z klatki schodowej. Gorączkowo wymachiwała różdżką.
— To mi się podoba — stwierdziła Lily. — Ludzie, którzy czegoś sobie życzą. Ja nigdy w życiu niczego sobie nie życzyłam. Zawsze sprawiałam, by rzeczy się zdarzały. To daje więcej satysfakcji.
Magrat zacisnęła zęby.
— Na pewno nie wyglądałabym dobrze jako dynia — powiedziała Lily. I od niechcenia machnęła ręką. Magrat wzleciała wyżej.
— Byłabyś zdziwiona tym, co potrafię — mówiła wolno Lily, gdy najmłodsza czarownica sunęła gładko ponad kamieniami. — Powinnaś spróbować luster, Esme. Czynią cuda dla duszy. Pozwoliłam przeżyć tej kobiecie z bagna tylko dlatego, że jej nienawiść dodawała mi wigoru. Wiesz, że lubię być znienawidzona. Wiesz o tym, na pewno. To rodzaj szacunku. Dowodzi posiadania wpływu. Jest jak zimna kąpiel w upalny dzień. Kiedy głupi ludzie są bezsilni, a ich wysiłki daremne, kiedy zostają pobici i nie mają już nic prócz ziejącej jamy kwasu, jaką są ich żołądki… cóż, muszę przyznać, że ich nienawiść jest jak modlitwa. A opowieści… Mknąć na opowieściach… wypożyczać od nich moc… czuć ich wsparcie… znajdować cię w ich ukrytym sercu… Czy możesz to zrozumieć? Tę czystą rozkosz obserwowania, jak powtarza się wzorzec? Zawsze lubiłam wzorce. A przy okazji, jeśli ta Ogg nadal będzie próbowała przekraść mi się za plecy, naprawdę pozwolę twojej młodej przyjaciółce przepłynąć nad dziedziniec, a potem, Esme, potem mogę przestać się nią interesować.
— Spacerowałam tylko — oświadczyła niania Ogg. — To chyba nie jest zabronione?
— Zmieniłaś opowieść na swój sposób, a teraz ja zamierzam zmienić ją na swój — mówiła dalej Lily. — A potem znowu. Ty musisz tylko odejść. Po prostu odejdź. Przecież nie ma znaczenia, co się tu dzieje. To dalekie miasto, o którym prawie nic nie wiesz. Nie jestem całkiem pewna, czy zdołam cię przechytrzyć. Ale te dwie… Brakuje im tego, co najważniejsze. Mogłabym przerobić je na dżem. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. A zatem dziś wieczorem proponuję, by Weatherwaxówna nauczyła się przegrywać.
Babcia milczała przez chwilę, wsparta o bezużyteczną miotłę.
— Zgoda — powiedziała wreszcie. — Postaw ją na ziemi. A wtedy powiem, że wygrałaś.
— Chciałabym w to uwierzyć. Ale zaraz… Przecież ty jesteś tą dobrą, tak? Musisz dotrzymywać słowa.
— Popatrz na mnie — rzekła babcia. Podeszła do parapetu i spojrzała w dół. Dwubarwny księżyc świecił dostatecznie jasno, by ukazać kłęby mgły, otaczającej pałac niczym morze. — Magrat… Gytho… Przepraszam was. Lily, wygrałaś. Nic nie mogę poradzić.
Skoczyła.
Niania Ogg rzuciła się do przodu i wyjrzała za krawędź. Zdążyła jeszcze zobaczyć znikającą w mgle niewyraźną figurkę.
Wszystkie trzy pozostałe na wieży odetchnęły głośno.
— To sztuczka — stwierdziła Lily. — Żeby odwrócić moją uwagę.
— Wcale nie! — wrzasnęła Magrat, opadając na kamienie.
— Przecież miała miotłę.
— Ta miotła nie działa! Nie można jej uruchomić! — krzyknęła niania. — No dobrze — powiedziała groźnym tonem. — Zaraz zetrę ci z buźki ten zadowolony uśmieszek…
Znieruchomiała, kiedy srebrzysty ból przeszył jej ciało.
Lily zaśmiała się.
— A więc to prawda? — spytała. — Tak, widzę to w waszych twarzach. Esme miała dość rozumu i pojęła, że nie może wygrać. Nie bądźcie głupie. I proszę przestać machać na mnie tą głupią różdżką, panno Garlick. Stara Dezyderata już dawno by mnie pokonała, gdyby tylko mogła. Ludzie niczego nie rozumieją.
— Powinnyśmy iść na dół — powiedziała Magrat. — Ona może gdzieś leży…
— No właśnie. Bądźcie dobre. To wam dobrze wychodzi — rzuciła Lily, kiedy biegły w kierunku schodów.
— Ale wrócimy — zagroziła niania Ogg. — Choćbyśmy miały zamieszkać na bagnie z panią Gogol i żywić się łebkami węży.
— Oczywiście. — Lily uniosła brew. — O tym przecież mówiłam. Takie osoby są zawsze potrzebne. W przeciwnym razie człowiek nie byłby pewny, że coś robi. Takie osoby to metoda prowadzenia rachunków.
Przyglądała się, jak znikają na schodach.
Wiatr dmuchnął nad wieżą. Lily uniosła brzeg sukni i podeszła na krawędź, skąd mogła widzieć strzępy mgły płynące ponad dachami w dole. Z daleka dobiegała muzyka — to karnawałowy korowód wił się po ulicach.
Wkrótce nadejdzie północ. Prawdziwa północ, a nie ta fałszowana wersja wywołana przez jakąś staruchę łażącą po zegarze.
Lily spróbowała dojrzeć coś w mroku u stóp wieży.
— Doprawdy, Esme — szepnęła — za mocno wzięłaś sobie do serca tę przegraną.
* * *
Niania dogoniła Magrat zbiegającą po spiralnych schodach. — Zwolnij trochę — powiedziała.
Читать дальше