— Nie słuchała pani — upomniała ją babcia. — Bycie matką chrzestną jest bardziej skomplikowane. Ona może być dobrą władczynią. Albo złą. Ale musi sama się o tym przekonać. I nikt nie powinien się wtrącać.
— A jeśli odmówię?
— Wtedy, jak sądzę, będziemy musiały dalej pełnić funkcję matek chrzestnych.
— Wie pani, jak długo pracowałam, by zwyciężyć? — spytała z wyższością pani Gogol. — Wie pani, co straciłam?
— A teraz zwyciężyła pani i na tym koniec — odparła babcia.
— Czy to ma być wyzwanie, pani Weatherwax?
Babcia zawahała się na moment, po czym wyprostowała się dumnie. Jej ręce prawie niezauważalnie odsunęły się od bioder. Niania i Magrat odstąpiły o pół kroku.
— Jeśli tego pani sobie życzy…
— Moje voodoo przeciwko pani… głowologii?
— Jeśli pani sobie życzy.
— A jaka będzie stawka?
— Koniec czarów w sprawach rządów w Genoi — powiedziała babcia. — Żadnych więcej opowieści. Żadnych matek chrzestnych. Tylko ludzie, sami podejmujący decyzje o swoim życiu. Na dobre czy złe. Słuszne czy błędne.
— Zgoda.
— I zostawi mi pani Lily Weatherwax.
Wszyscy usłyszeli, jak pani Gogol gwałtownie nabiera tchu.
— Nigdy!
— Hm — mruknęła babcia Weatherwax. — Chyba się pani nie obawia przegranej?
— Nie chcę pani zranić, pani Weatherwax — zapewniła pani Gogol.
— To dobrze — zgodziła się babcia. — Ja też nie chcę, żeby mnie pani zraniła.
— Nie życzę sobie żadnych walk — odezwała się nagle Ella. Wszyscy spojrzeli na nią.
— Ona teraz tu rządzi, prawda? — spytała babcia. — Musimy jej słuchać.
— Będę się trzymać z dala od miasta — obiecała pani Gogol, nie zwracając uwagi na babcię. — Ale Lilith jest moja.
— Nie.
Pani Gogol sięgnęła do torby i wyjęła szmacianą lalkę.
— Widzi pani to?
Owszem, widzę — przyznała babcia.
— To miała być ona. Niech to nie będzie pani.
— Przykro mi, pani Gogol, ale jasno widzę swoje obowiązki.
— Jest pani mądrą kobietą, pani Weatherwax. Ale znalazła się pani daleko od domu.
Babcia wzruszyła ramionami. Pani Gogol podniosła lalkę — kukła miała szafirowoniebieskie oczy.
— Wie pani o czarach z lustrami? To jest mój rodzaj lustra, pani Weatherwax. Mogę sprawić, że to będzie pani. A potem mogę kazać jej cierpieć. Niech mnie pani do tego nie zmusza. Proszę.
Jak pani chce, pani Gogol. Ale to ja policzę się z Lily.
— Na twoim miejscu nie byłabym taka uparta, Esme — mruknęła niania Ogg. — Ona jest w tym naprawdę dobra.
— Uważam, że potrafi być bezlitosna — dodała Magrat.
— Żywię dla pani Gogol wyłącznie najgłębszy szacunek — zapewniła babcia Weatherwax. — Wspaniała kobieta. Ale za dużo gada. Na jej miejscu już wbiłabym w tę zabawkę kilka solidnych gwoździ.
— To na pewno — zgodziła się niania. — Całe szczęście, że jesteś dobra, nie ma co.
— Dobrze — rzekła babcia, znowu pełnym głosem. — Idę teraz poszukać mojej siostry, pani Gogol. To sprawa rodzinna. Spokojnie ruszyła w stronę schodów. Magrat chwyciła różdżkę.
— Jeśli zrobi babci coś złego, to przez resztę życia będzie pomarańczowa, okrągła i z pestkami w środku — zagroziła.
— Esme by się nie podobało, gdybyś zrobiła coś takiego — stwierdziła niania. — Nie przejmuj się. Ona nie wierzy w te bajki o igłach i lalkach.
— Ona w nic nie wierzy. Ale to nie ma żadnego znaczenia! — przekonywała Magrat. — Bo pani Gogol wierzy! To jej moc. Według niej to właśnie się liczy.
— Nie sądzisz, że Esme wie o tym? Babcia Weatherwax dotarła do schodów.
— Pani Weatherwax! Babcia obejrzała się.
Pani Gogol trzymała w ręku długą drzazgę. Rozpaczliwie kręcąc głową, wbiła ją w stopę lalki.
Wszyscy widzieli, że Esme Weatherwax skrzywiła się z bólu. Kolejna drzazga trafiła w szmaciane ramię.
Babcia powoli uniosła drugą rękę i drgnęła, kiedy dotknęła rękawa. Potem, utykając lekko, podjęła wspinaczkę po schodach.
— Następnym razem mogę trafić w serce, pani Weatherwax! — zawołała pani Gogol.
— Jestem pewna, że pani może. Jest pani w tym dobra. Wie pani, że jest w tym dobra — odparła babcia, nie oglądając się nawet.
Pani Gogol wbiła drzazgę w nogę. Babcia potknęła się i przytrzymała balustrady. Tuż obok niej płonęła jedna z wielkich pochodni.
— Następnym razem! — powiedziała pani Gogol. — Jasne? Następnym razem. Bez wahania.
Babcia odwróciła się.
Spojrzała na setki zwróconych ku sobie twarzy.
Kiedy przemówiła, głos miała tak cichy, że musieli wytężać słuch, by ją zrozumieć.
— Wiem, że się pani nie zawaha, pani Gogol. Pani naprawdę wierzy. Proszę mi tylko przypomnieć: gramy o Lily, tak? I o miasto?
— Czy to teraz ważne? Nie zrezygnuje pani? Babcia Weatherwax wsunęła mały palec do ucha i pokręciła nim w zadumie.
— Nie — stwierdziła. — Raczej nie. Nie to zamierzam. Czy patrzy pani, pani Gogol? Czy przygląda się pani uważnie?
Przesunęła wzrokiem po sali i na ułamek sekundy zatrzymała spojrzenie na Magrat. A potem wyciągnęła rękę i aż po łokieć wsunęła ją w płomień pochodni.
Lalka Erzulie Gogol stanęła w ogniu.
Paliła się, choć czarownica z wrzaskiem rzuciła ją na podłogę. Paliła się, dopóki niania Ogg, gwiżdżąc przez zęby, nie podbiegła z dzbankiem soku owocowego ze stołu i nie zalała płomieni.
Babcia cofnęła rękę. Nie było ani śladu oparzenia.
— To właśnie jest głowologia — oświadczyła. — Jedyne, co się naprawdę liczy. Cała reszta to tylko zwykłe sztuczki. Mam nadzieję, że nie zrobiłam pani krzywdy, pani Gogol.
Ruszyła dalej po schodach.
Pani Gogol wpatrywała się w wilgotne popioły. Niania Ogg przyjacielsko poklepała ją po ramieniu.
— Jak ona to zrobiła? — spytała pani Gogol.
— Wcale. Pozwoliła pani to zrobić — wyjaśniła niania. — Przy Esme Weatherwax trzeba na siebie uważać. Chciałabym widzieć któregoś z tych łobuzów od zen, jak pewnego dnia staje przeciwko niej.
— I ona jest tą dobrą? — zdumiał się baron Saturday.
— Tak — potwierdziła niania. — Zabawne, jak to wszystko się czasem układa.
Spojrzała na pusty dzbanek w ręku.
— Przydałoby się — oznajmiła tonem osoby, która wyciąga wnioski na podstawie długich rozważań — parę bananów, rum i jeszcze kilka dodatków…
Kiedy stanowczym krokiem ruszyła w kierunku daikry, Magrat chwyciła ją za sukienkę.
— Nie teraz! — zawołała. — Musimy iść za babcią! Może nas potrzebować!
— Nie wydaje mi się — odparła niania. — Nie chciałabym być w skórze Lily, kiedy Esme ją dopadnie.
— Ale nigdy jeszcze nie widziałam jej tak wzburzonej — przekonywała Magrat. — Wszystka może się zdarzyć.
— I bardzo dobrze, jeśli się zdarzy.
Niania skinęła znacząco na lokaja, który — jako dysponujący szybką orientacją — stanął na baczność.
— Ale ona może zrobić coś… okropnego.
— To dobrze. Zawsze o tym marzyła. — Niania zwróciła się do lokaja. — Jeszcze raz banana daikry, mahatma koła, rach-ciach.
— Nie. To nie byłoby dobrze — upierała się Magrat.
— Niech ci będzie — ustąpiła niania. Wręczyła pusty dzbanek baronowi Saturdayowi, który przyjął go jak w hipnotycznym transie. — Idziemy przypilnować spraw — oświadczyła. — Przepraszam za to. Pijcie dalej… jeśli komuś jeszcze coś zostało.
* * *
Kiedy czarownice odeszły, pani Gogol schyliła się po resztki lalki. Jeden czy dwóch gości odkaszlnęło.
Читать дальше