Terry Pratchett - Piramidy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Piramidy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piramidy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piramidy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najlepsza książka Pratchetta od czasu poprzedniej. A w niej: dlaczego matematyka rozwija się w krajach gorących, co robią piramidy oprócz ostrzenia żyletek, co rabują piraci, co myślą umarli i czym się zajmują podręczne, dlaczego żółwie nienawidzą filozofii, a kozy religii.

Piramidy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piramidy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tym razem zapowiedzią był ostry gwizd z nieba i wir powietrza, który stał się lśnieniem, płomieniem, flarą z trzaskiem palącą się w dół, do piramidy, w masę czarnego marmuru. Palce błyskawic strzeliły na boki, uziemiając się w pomniejszych grobowcach, aż węże białego ognia przeskakiwały z piramidy na piramidę po całej nekropolii, a powietrze wypełnił smród palonego kamienia.

Pośrodku tej burzy ogniowej Wielka Piramida uniosła się kilka cali na strumieniu jasności, i obróciła o dziewięćdziesiąt stopni. Prawie na pewno był to szczególny rodzaj złudzenia optycznego, które zachodzi nawet wtedy, kiedy nikt nie patrzy.

Potem, z pozorną powolnością i niezwykłą powagą eksplodowała.

To niemal zbyt proste określenie. Oto, co się działo: rozpadła się z godnością na odłamki wielkości domów, dryfujące delikatnie coraz dalej od siebie, w absolutnym spokoju frunące nad nekropolią. Niektóre uderzały o inne piramidy, leniwie i jakby niechcący je niszcząc, a potem odbijały się w ciszy, aż orząc ziemię, hamowały za niewielkimi górami gruzu.

Dopiero wtedy zagrzmiał huk. I trwał bardzo długo.

* * *

Szary pył okrył królestwo.

Ptaclusp wyprostował się i ostrożnie ruszył przed siebie, macając drogę. Zatrzymał się, kiedy wpadł na kogoś. Zadrżał na samą myśl o istotach, które niedawno widział w tej okolicy, choć myśl ta nie przyszła mu łatwo, gdyż coś chyba uderzyło go w głowę…

— To ty, chłopcze? — zapytał.

— To ty, tato?

— Tak — zapewnił Ptaclusp.

— To ja, tato.

— Cieszę się, że to ty, synu.

— Widzisz coś?

— Nie. Tylko kurz i mgłę.

— Dzięki bogom. Już myślałem, że to ja.

— Ale to przecież ty, prawda? Sam mówiłeś.

— Tak, tato.

— Co z twoim bratem?

— Mam go w kieszeni, tato.

— To dobrze. Miejmy nadzieję, że nic mu się nie stało.

Szli wolno naprzód, omijając ledwie zauważalne kawały budowli.

— Coś wybuchło, tato — powiedział IIb. — Myślę, że to piramida.

Ptaclusp potarł czubek głowy, gdzie dwie tony latającej skały zbliżyły się na jedną szesnastą cala do przygotowania go na złożenie w jednej z własnych piramid.

— To pewnie ten przeceniony cement, co go kupiłem od Mercaz Efebu…

— Myślę, że to coś gorszego niż słabe spojenia, tato. Myślę, że coś o wiele gorszego.

— Wyglądał jakby miał za dużo piasku…

— Powinieneś usiąść, tato — zaproponował delikatnie IIb. — Tu masz Dwa-a. Trzymaj się go.

Ruszył dalej sam. Wspiął się na płytę z czegoś, co podejrzanie przypominało czarny marmur. Potrzebował, jak uznał po namyśle, kapłana. Powinni się przecież czasem na coś przydać i teraz nadeszła właściwa chwila, żeby któryś się znalazł. Dla pocieszenia, na przykład, albo żeby tłuc jego głową o kamień.

Zamiast kapłana znalazł kogoś na czworakach, kaszlącego głośno. Pomógł mu wstać… tak, to stanowczo był ktoś, IIb obawiał się przez moment, że jednak coś… i usadził na kawale prawie na pewno marmuru.

— Jesteś kapłanem? — zapytał, grzebiąc wśród gruzu.

— Jestem Dii, mistrz balsamista — przedstawiła się postać.

— Ptaclusp IIb, parakosmiczny archi… — IIb uświadomił sobie nagle, że przez jakiś czas architekci nie będą tu popularni. Poprawił się szybko. — Jestem inżynierem. Dobrze się czujesz?

— Nie wiem. Co się stało?

— Myślę, że eksplodowała piramida.

— Czy zginęliśmy?

— Nie przypuszczam. W końcu chodzisz i rozmawiasz, prawda? Dii drgnął.

— To o niczym nie świadczy, możesz mi wierzyć. Co to jest inżynier?

— Budowniczy akweduktów — wyjaśnił szybko IIb. — Wchodzą w modę.

Dii wstał niezbyt pewnie.

— Chcę się napić — oznajmił. — Poszukajmy rzeki. Najpierw znaleźli Teppica.

Obejmował niewielki, ścięty kawałek piramidy, który przy lądowaniu wyrył średniej wielkości krater.

— Znam go — stwierdził IIb. — To ten chłopak, który był na czubku piramidy. To śmieszne. Jak mógł przeżyć coś takiego?

— I dlaczego z kamienia wyrasta cała ta kukurydza? — zdziwił się Dii.

— Może kiedy jest się w samym środku tiary, działa jakiś rodzaj efektu… — IIb myślał głośno. — Taki obszar spokoju albo co… Jak w centrum wiru…

Odruchowo sięgnął po woskową tabliczkę, ale powstrzymał się. Człowiekowi nie było przeznaczone rozumienie rzeczy, którymi się zajmował.

— Zginął? — zapytał.

— Nie patrz na mnie — odparł Dii i odstąpił. W myślach wyliczał dostępne teraz dla siebie zawody. Tapicerka wydawała się obiecująca. Przynajmniej fotele nie wstają i nie chodzą za człowiekiem, który je wypchał.

IIb pochylił się nad ciałem.

— Patrz, co on ma ręku! — zawołał, delikatnie odginając palce. — Kawałek stopionego metalu. Po co mu on?

…Teppic śnił.

Widział siedem krów tłustych i siedem krów chudych, a jedna z nich jeździła na rowerze.

Widział śpiewające wielbłądy, a pieśń wyrównywała zmarszczki rzeczywistości.

Widział palec piszący na ścianie piramidy: Wyjście jest łatwe. Powrót wymaga (ciąg dalszy na następnej ścianie)…

Obszedł piramidę do miejsca, gdzie palec kontynuował: wysiłku woli, ponieważ jest o wiele trudniejszy. Dziękuję za uwagę.

Teppic przemyślał to i przyszło mu do głowy, że coś jeszcze pozostało do zrobienia — coś, czego jeszcze nie robił. Nigdy wcześniej nie wiedział jak, ale teraz zrozumiał, że to tylko liczby ustawione w szczególny sposób. Wszystko, co magiczne, jest tylko metodą opisu świata słowami, których nie może zignorować.

Stęknął z wysiłku.

Przez chwilę miał wrażenie prędkości.

Dii i IIb rozejrzeli się niepewnie, gdy długie promienie światła błysnęły we mgle i zabarwiły pejzaż kolorem starego złota.

I wzeszło słońce.

* * *

Sierżant ostrożnie uchylił klapę w końskim brzuchu. Kiedy spodziewany rój włóczni się nie zmaterializował, rozkazał Prompterowi spuścić sznurową drabinkę, zszedł po niej i w porannym chłodzie spojrzał na pustynię.

Nowy rekrut podążył za nim i teraz przeskakiwał z nogi na nogę na piasku, który niemal mroził, ale w porze obiadu będzie parzył.

— Tam — rzekł sierżant. — Widzisz linie Tsortian, chłopcze?

— Wygląda mi to na szereg drewnianych koni, sierżancie — stwierdził Prompter. — Ten na końcu jest na biegunach.

— To na pewno oficerowie. Ha… Ci Tsortianie muszą nas uważać za prostaczków. — Sierżant potupał nogami, odetchnął kilka razy świeżym powietrzem i wrócił do drabinki.

— Wchodzimy, chłopcze! — zawołał.

— A po co musimy tam siedzieć? Sierżant zatrzymał się z nogą na szczeblu.

— Użyj zdrowego rozsądku, chłopcze. Przecież nie przyjdą tu i nie wciągną naszych koni do miasta, jeśli zobaczą nas na zewnątrz, prawda? To chyba jasne.

— Jest pan pewien, że przyjdą? — spytał Prompter. Sierżant zmarszczył brwi.

— Słuchajcie, żołnierzu — rzekł. — Każdy, kto jest tak durny, by wierzyć, że pociągniemy mnóstwo ich koni pełnych żołnierzy do naszego miasta, z pewnością jest dostatecznie tępy, żeby pociągnąć nasze do swojego. QED.

— QED, sierżancie?

— To znaczy: właź na tę przeklętą drabinkę. Prompter zasalutował.

— Proszę o zgodę na przeproszenie na moment, sierżancie!

— Przeproszenie kogo?

— Przeproszenie na moment — powtórzył zdesperowany Prompter. — Znaczy, w koniu jest strasznie ciasno, jeśli rozumie pan, co mam na myśli.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piramidy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piramidy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piramidy»

Обсуждение, отзывы о книге «Piramidy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x