Terry Pratchett - Piramidy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Piramidy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piramidy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piramidy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najlepsza książka Pratchetta od czasu poprzedniej. A w niej: dlaczego matematyka rozwija się w krajach gorących, co robią piramidy oprócz ostrzenia żyletek, co rabują piraci, co myślą umarli i czym się zajmują podręczne, dlaczego żółwie nienawidzą filozofii, a kozy religii.

Piramidy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piramidy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

— Spróbujesz nad nimi zapanować, Dios? — zapytał król. — Powiesz im, że świat powinien być niezmienny? Dios spoglądał na stwory, które popychając się, brnęły przez rzekę. Miały zbyt wiele zębów, zbyt wiele wywieszonych języków. Te ich części, które były ludzkie, zapadały się w mule. Lwio-głowy Bóg Sprawiedliwości — Put, przypomniał sobie Dios — używał wagi jak cepa, by pobić któreś z bóstw rzeki. Chefet, Psiogłowy Bóg Metalurgii, warczał i bez wyboru atakował innych swoim młotem. Chefet, pomyślał Dios; bóg, którego stworzył, aby był dla ludzi przykładem w sztuce filigranu i drobnego piękna.

Przecież udało się. Wziął włóczęgów z pustyni i pokazał im wszystko, co pamiętał ze sztuk cywilizacji i tajemnic piramid. Ale to, co zaistniało, nie było tym, co sobie zaplanował.

Chefet, Chefet, myślał. Twórca pierścieni, tkacz metalu. A teraz wyrwał się nam z głów i patrzcie, jak paznokcie wyrastają mu w szpony…

Nie tak go sobie wyobrażałem.

— Stójcie! — zawołał. — Rozkazuję wam się zatrzymać! Będziecie mi posłuszni! Zmuszę was!

Są także niewdzięczni.

Król Teppicymon poczuł, że unieruchamiająca go moc słabnie — to Dios całą swoją uwagę poświęcił problemom eklezjastycznym. Zobaczył maleńką sylwetkę w połowie piramidy. Zobaczył, jak się zachwiała.

Pozostali przodkowie też to widzieli i jak jeden trup zgadli, co trzeba zrobić. Dios mógł zaczekać.

To właśnie jest rodzina.

* * *

Teppic usłyszał trzask pękającej rękojeści pod stopą i zawisł na jednej ręce. Nad sobą wbił jeszcze jeden nóż, ale… nie, nic z tego. Nie dosięgnie. Miał wrażenie, że ręce stały się krótkimi kawałkami mokrego powrozu. Jeśli rozłoży ramiona i nogi, może wyhamuje zjazd…

Spojrzał w dół i zobaczył, jak mumie zbliżają się do niego ogromną falą, załamującą się w górę.

Przodkowie zdobywali ścianę piramidy w milczeniu, jak winorośle; każdy nowy szereg stawał na ramionach poprzedniej generacji, a młodsi wspinali się po nich. Kościste palce chwyciły Teppica, a fala wspinaczy rozdzieliła się wokół niego, i teraz był na wpół popychany, na wpół ciągnięty coraz wyżej. Podobne do skrzypienia sarkofagów głosy rozlegały się wokół i dodawały otuchy.

— Dobra robota, chłopcze — sieknęła rozsypująca się mumia, podnosząc go na ramię. — Przypominasz mi mnie, jeszcze za życia. Do ciebie, synu.

— Mam go! — zawołał trup powyżej, bez wysiłku podnosząc Teppica na wyciągniętej ręce. — To się nazywa rodzinna współpraca, mały. Najlepsze życzenie od pra-pra-pra-pra-wuja, chociaż nie sądzę, żebyś mnie pamiętał. W górę!

Inni przodkowie wyprzedzali Teppica i podawali go sobie z rąk do rąk. Pradawne palce ściskały go jak stal i wnosiły coraz wyżej. Piramida stała się węższa.

W dole Ptaclusp obserwował ich pilnie.

— Co za siła robocza — szepnął. — Przecież ci na dole podtrzymują cały ciężar.

— Tato — odezwał się IIb. — Lepiej uciekajmy. Bogowie są coraz bliżej.

Ptaclusp zignorował ostrzeżenie.

— Myślisz, że można by ich zatrudnić? Są martwi, więc nie braliby dużych pensji. I jeszcze…

— Tato!

— …coś w rodzaju „Zbuduj to sam”…

— Mówiłeś, że żadnych więcej piramid, tato. Już nigdy. A teraz chodź!

Teppic wdrapał się na szczyt piramidy, podtrzymywany przez ostatnich dwóch przodków. Jednym z nich był jego ojciec.

— Nie sądzę, żebyś miał okazję poznać swoją prababcię — powiedział, wskazując niższą obandażowaną postać. Skinęła Teppicowi głową.

Chłopiec otworzył usta.

— Nie ma czasu — przerwała mu. — Świetnie sobie radzisz.

Zerknął na słońce, które — jak stary zawodowiec — tę właśnie chwilę wybrało, by opaść poniżej horyzontu. Bogowie przekroczyli rzekę i ich marsz spowalniała już tylko skłonność do przepychania się między sobą. Szli już między budowlami nekropolii. Kilkoro zebrało się w miejscu, gdzie został Dios.

Przodkowie wycofali się, zsunęli z piramidy tak szybko, jak przedtem się wspięli. Teppic został sam na paru stopach kwadratowych kamienia.

Błysnęły pierwsze gwiazdy.

Zobaczył białe sylwetki przodków, którzy rozbiegli się we własnych sprawach i z zadziwiającą prędkością sunęli w stronę szerokiej wstęgi rzeki.

Bogowie porzucili Diosa, tego dziwnego małego człowieczka z kijem i zgrzytliwym głosem. Najbliższy z nich, potwór z głową krokodyla, wbiegł na plac przed piramidą, zobaczył Teppica i wyciągnął łapę. Teppic szukał noża, zastanawiając się, który będzie odpowiedni na boga…

A wzdłuż Djelu piramidy zaczynały wypalać swoją skromną rezerwę nazbieranego czasu.

* * *

Kapłani i przodkowie uciekli, kiedy zadrżała ziemia. Nawet bogowie wyglądali na zaskoczonych. IIb chwycił ojca za rękę i odciągnął od piramidy. — Chodź! — wrzeszczał mu do ucha. — Kiedy odpali, musimy być jak najdalej stąd. Inaczej będziesz się kładł do łóżka na wieszaku! Wokół nich kilka piramid zapaliło swe flary — cienkie, chwiejne, ledwie widoczne o zmierzchu.

— Tato! Mówiłem, że musimy uciekać!

Ptaclusp dał się ciągnąć po kamieniach, wciąż wpatrzony w ogromną sylwetkę Wielkiej Piramidy.

— Ktoś jeszcze tam został. Popatrz. — Wskazał palcem samotną postać na placu.

IIb wytrzeszczył oczy.

— To tylko Dios, najwyższy kapłan — stwierdził. — Pewnie ma jakiś plan, ale lepiej nie mieszać się w sprawy kapłanów; czy już możemy iść?

Krokodylogłowy bóg odwrócił pysk w jedną i w drugą stronę, starając się skupić wzrok na Teppicu — a przecież nie mógł korzystać z dwuocznego widzenia. Z tak małej odległości jego ciało było lekko przejrzyste, jakby ktoś naszkicował wszystkie linie i znudził się, zanim przyszło do kolorowania. Bóg nadepnął na niewielki grobowiec i zmiażdżył go na proszek.

Nad Teppikiem zawisła łapa niczym grono kajaków z pazurami. Piramida drżała, a kamień pod stopami był ciepły, lecz rozsądnie nie przejawiał żadnej chęci do odpalenia.

Łapa opadała. Teppic przyklęknął i desperacko oburącz podniósł nad głową nóż.

Światło błysnęło na klindze i wtedy właśnie Wielka Piramida wystrzeliła flarę.

Z początku robiła to w absolutnej ciszy, posyłając w górę igłę oślepiającego ognia, który całe królestwo zmienił w szachownicę czarnego cienia i białego światła, ognia, który mógł obserwatorów zmienić nie tylko w słup soli, ale w pełny zestaw przypraw do wyboru. Eksplodował jak sprężyna zegara słonecznego; cichy jak światło gwiazd i jaskrawy jak supernowa.

Dopiero kiedy przez kilka sekund zalewał nekropolię swoim niemożliwym blaskiem, nadszedł dźwięk, a był to dźwięk, który przewija się przez kości, wciska do wszystkich komórek ciała i próbuje, nie bez sukcesów, wywrócić je na lewą stronę. Był zbyt potężny, by nazwać go hukiem. Istnieją dźwięki tak głośne, że nie pozwalają się usłyszeć, i to właśnie był jeden z nich.

W końcu zdecydował się opuścić skalę kosmiczną i stał się po prostu najgłośniejszym dźwiękiem, jaki ktokolwiek w życiu słyszał.

I nagle umilkł, wypełniając powietrze mrocznym, metalicznym brzękiem nieoczekiwanej ciszy. Światło zgasło, przetykając noc błękitem i fioletem powidoków. Nie była to cisza i ciemność konkluzji, ale przerwy, niby moment równowagi, gdy rzucona kula straciła już przyspieszenie, ale grawitacja nie zwróciła jeszcze na nią uwagi, więc przez jedną krótką chwilę myśli, że najgorsze już za nią.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piramidy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piramidy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piramidy»

Обсуждение, отзывы о книге «Piramidy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x