Terry Pratchett - Ruchome obrazki

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ruchome obrazki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ruchome obrazki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ruchome obrazki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku odkrywa magię Srebrnego Ekranu! Nie wystarczy jednak usiąść w kinowym fotelu i z przejęciem śledzić losy bohaterów Porwanego wiatrem, najdziwniejszego filmu o Wojnie Domowej, jaki kiedykolwiek powstał. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jaką tajemnicę skrywa wzgórze Świętego Gaju (czyli Holy Woodu), nie przejmując się tym, że Gaspode, Cudowny Pies, ma wielką ochotę na to, by uratować świat…

Ruchome obrazki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ruchome obrazki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Bibliotekarz przewrócił kartkę.

…Żyli jednakże, pośród ludzi i zwierząt zarówno, dotknięci magią Holy Woodu. Przekazywana jest ona z pokolenia na pokolenie niczym pradawna klątwa, póki kapłani nie zaprzestaną Pamiętania i Złoty Człowiek uśnie. A wtedy niech lęka się świat…

Bibliotekarz zatrzasnął księgę.

Nie była to jakaś wyjątkowa legenda. Czytał już o niej, a przynajmniej przeczytał większą jej część, i to w książkach o wiele mniej groźnych niż ta. Warianty tej historii powtarzano praktycznie we wszystkich miastach Równiny Sto. Pośród mgieł prehistorii istniało kiedyś wielkie miasto, większe niż Ankh-Morpork, jeśli coś takiego jest możliwe. Jego mieszkańcy zrobili… coś. Popełnili jakąś przerażającą zbrodnię, nie przeciwko Ludzkości czy bogom, ale przeciwko samej naturze wszechświata — zbrodnię tak potworną, że pewnej burzliwej nocy miasto zatonęło w morzu. Tylko niewielka grupka ocalała z katastrofy, by ponieść do barbarzyńskich plemion Dysku wszelkie sztuki i zdobycze cywilizacji, takie jak lichwa czy tkanie dywanów.

Nikt nigdy nie traktował tej historii poważnie. Była jednym z mitów typu „oślepniesz, jeśli nie przestaniesz”, które cywilizacje zwykle przekazują swoim spadkobiercom. W końcu samo Ankh-Morpork uważano powszechnie za najbardziej zepsute miasto, jakie może poznać marynarz, przez rok wyłącznie schodząc na ląd. A jednak udało mu się jakoś uniknąć nadprzyrodzonej kary i zemsty, choć możliwe, że miała ona miejsce, ale nikt tego nie zauważył.

Legenda zawsze umieszczała bezimienne miasto gdzieś bardzo daleko.

Nikt nie wiedział, gdzie się znajdowało, ani nawet czy w ogóle istniało.

Bibliotekarz raz jeszcze przyjrzał się rysunkom.

Były znajome. Pokrywały stare ruiny w całym Świętym Gaju.

* * *

Azhural stał na niskim pagórku i obserwował przesuwające się w dole morze słoni. Tu i tam wóz z zaopatrzeniem kołysał się między szarymi cielskami jak łódź bez steru. Na przestrzeni mili sawanna została zdeptana i zmieniona w wilgotne bagnisko, pozbawione trawy, chociaż — sądząc po zapachu — gdy tylko nadejdą deszcze, stanie się najzieleńszym terenem na Dysku.

Przetarł oczy skrajem szaty.

Trzysta sześćdziesiąt trzy… Kto by pomyślał?

Powietrze wibrowało od dumnego trąbienia trzystu sześćdziesięciu trzech słoni. A że grupy łowieckie wyruszyły już przodem, wkrótce będzie ich więcej. Tak uważał M’Bu. I Azhural nie miał zamiaru się z nim spierać.

Właściwie to zabawne. Przez całe lata uważał M’Bu za coś w rodzaju chodzącego uśmiechu. Chłopak owszem, szybki z łopatą i miotłą, ale wcale nie wyjątkowo zdolny do wielkich czynów.

Aż nagle ktoś gdzieś chce tysiąca słoni i chłopak podnosi głowę, oko mu błyska… widać, że pod tym uśmiechem kryje się sprawny kilopachydermatolista, gotów odpowiedzieć na wezwanie. Zabawne. Można znać kogoś przez całe życie i nie zdawać sobie sprawy, że bogowie zesłali go na ten świat, by mógł przetransportować po nim tysiąc słoni.

Azhural nie miał synów. Zdecydował już, że wszystko, co posiada, pozostawi swemu asystentowi. W tej chwili to „wszystko” składało się z trzystu sześćdziesięciu trzech słoni i — trudno zapomnieć — mamuciego debetu na koncie. Jednak ważna była sama myśl.

M’Bu zbliżył się ścieżką. Pod pachą mocno ściskał notatnik.

— Wszystko gotowe, szefie — oznajmił. — Wystarczy, że powiesz słowo.

Azhural wyprostował się. Spojrzał na falującą sawannę, na odległe pnie baobabów, na fioletowe góry. Ach tak… góry. Góry wciąż go niepokoiły. Wspomniał o tym M’Bu, który odpowiedział tylko: „Będziemy przekraczać mosty, kiedy już do nich dotrzemy”. A kiedy Azhural przypomniał mu, że nie ma tam żadnych mostów, chłopak spojrzał mu prosto w oczy i oświadczył stanowczo: „Najpierw zbudujemy mosty, a potem je przekroczymy”.

Daleko za górami leżało Okrągłe Morze, Ankh-Morpork i to dziwne miejsce zwane Świętym Gajem. Dalekie miejsca o dziwnych nazwach…

Wiatr dmuchnął nad sawanną, nawet tutaj niosąc ciche szepty.

Azhural podniósł laskę.

— Od Ankh-Morpork dzieli nas półtora tysiąca mil — rzekł. — Mamy trzysta sześćdziesiąt trzy słonie, pięćdziesiąt wozów z paszą, nadchodzi pora monsunów i nosimy… nosimy… takie ze szkła, tylko że ciemne… ciemne szklane rzeczy na oczach…

Umilkł. Zmarszczył czoło, jak gdyby właśnie słuchał własnego głosu i nie zrozumiał ani słowa.

Powietrze zdawało się migotać.

Zauważył, że M’Bu mu się przygląda.

Wzruszył ramionami.

— Ruszajmy — powiedział.

M’Bu złożył dłonie. Przez całą noc opracowywał porządek marszu.

— Sekcja Niebieska pod wodzą wujka N’gru… Naprzód! — krzyknął. — Sekcja Żółta pod ciocią Googool… Naprzód! Sekcja Zielona pod kuzynem! Kckiem!… Naprzód!

Godzinę później sawanna pod niskim pagórkiem opustoszała. Pozostał tylko miliard much i żuk gnojnik, który nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu.

Coś plusnęło w czerwony pył, pozostawiając mały krater.

I jeszcze raz. I znowu.

Błyskawica rozszczepiła pień rosnącego nieopodal baobabu.

Nadeszła pora deszczowa.

* * *

Victora zaczął boleć grzbiet. Noszenie na rękach młodych kobiet w bezpieczne miejsce może wydawać się dobrym pomysłem na papierze, ale już po pierwszych pięćdziesięciu sążniach sprawia poważne kłopoty.

— Wiesz może, gdzie ona mieszka? — zapytał. — I czy to gdzieś blisko?

— Nie mam pojęcia — odparł Gaspode.

— Wspominała kiedyś, że nad sklepem z ubraniami.

— To w alejce obok Forgle’a.

Gaspode i Laddie prowadzili go wąskimi uliczkami, a potem po chwiejnych schodach na zewnątrz ściany budynku. Może wywęszyli pokój Ginger. Victor nie miał ochoty spierać się z tajemniczymi zwierzęcymi zmysłami.

Wspinał się po schodach jak najciszej. Niejasno zdawał sobie sprawę, że miejsca, gdzie ludzie wynajmują pokoje, często nawiedzane są przez Gospodynie Pospolite, zwane też Niezwykle Podejrzliwymi. Uznał, że i tak ma już dość kłopotów.

Za pomocą stóp Ginger otworzył drzwi.

Pokój był mały, niski, wyposażony w smętne, wyblakłe meble, jakie spotyka się we wszystkich wynajętych pokoikach w multiwersum. A przynajmniej tak było na początku.

Teraz umeblowany był Ginger.

* * *

Zachowała wszystkie plakaty. Nawet te z pierwszych filmów, gdzie była wpisana małymi literkami jako Dziewczyna. Wisiały przypięte do ścian. Twarze Ginger — i jego własna — spoglądały na Victora ze wszystkich stron.

Na drugim końcu ciasnego pokoju wisiało duże lustro, a przed nim stało kilka nadpalonych świec.

Victor ostrożnie ułożył Ginger na wąskim łóżku i rozejrzał się czujnie. Szósty, siódmy i ósmy zmysł krzyczały do niego ostrzegawczo. Znalazł się w miejscu magicznym.

— To coś w rodzaju świątyni — powiedział. — Świątyni… jej samej.

— Dreszcz mnie od tego przechodzi — wyznał Gaspode.

Victor patrzył. Owszem, udawało mu się dotąd uniknąć wręczenia szpiczastego kapelusza i wielkiej laski, jednak zdołał nabyć instynkty maga. W jego głowie pojawiła się nagle wizja miasta pod morzem, z ośmiornicami rozwijającymi macki w zatopionych bramach i homarami obserwującymi ulice.

— Los nie lubi, kiedy ludzie zajmują więcej miejsca, niż powinni. Wszyscy o tym wiedzą.

„Zamierzam być najsłynniejszą osobą na świecie”, przypomniał sobie. Tak powiedziała.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ruchome obrazki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ruchome obrazki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ruchome obrazki»

Обсуждение, отзывы о книге «Ruchome obrazki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x