Terry Pratchett - Ruchome obrazki

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ruchome obrazki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ruchome obrazki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ruchome obrazki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku odkrywa magię Srebrnego Ekranu! Nie wystarczy jednak usiąść w kinowym fotelu i z przejęciem śledzić losy bohaterów Porwanego wiatrem, najdziwniejszego filmu o Wojnie Domowej, jaki kiedykolwiek powstał. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jaką tajemnicę skrywa wzgórze Świętego Gaju (czyli Holy Woodu), nie przejmując się tym, że Gaspode, Cudowny Pies, ma wielką ochotę na to, by uratować świat…

Ruchome obrazki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ruchome obrazki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ale to by znaczyło, że bandyci na pustyni jeżdżą gęsiego — zauważył chłopak. — Nie wygląda to jak, no wiesz, zmasowany atak.

— Pewnie, pewnie. — Dibbler machnął ręką. — To ma sens. Wystawimy planszę, że ich herszt mówi… mówi… — Zastanowił się szybko. — Mówi: „Za mną, jeden za drugim, bwanas, żeby oszukać znienawidzonego wroga”. Może być?

Skinął na Victora.

— Poznałeś już mojego bratanka Solla? — zapytał. — Bystry chłopak. Prawie chodził do szkoły i w ogóle. Sprowadziłem go wczoraj. Jest wiceprezesem do spraw produkcji obrazków.

Soli i Victor kiwnęli sobie głowami.

— „Bwanas” to chyba nie jest dobre słowo, wujku — stwierdził Soli.

— Przecież to po klatchiańsku.

— Formalnie rzecz biorąc tak, ale z niewłaściwej części Klatchu. Może „efendiowie” albo co?

— Byle brzmiało zagranicznie — zdecydował Dibbler tonem świadczącym, że sprawa jest zakończona. Raz jeszcze poklepał Victora po plecach. — No dobrze, mały, wskakuj w swój kostium. — Zachichotał. — Sto wielbłądów! Co za głowa!

— Przepraszam, panie Dibbler — odezwał się malarz plakatów, czekający nerwowo za nimi. — Nie rozumiem tego kawałka… Dibbler wyrwał mu papier.

— Którego? — burknął.

— Tego, gdzie opisuje pan pannę De Syn…

— To oczywiste. Chcemy wywołać egzotyczny, kuszący, romantyczny, choć daleki obraz Klatchu pełnego piramid. Jasne? Musimy zatem użyć symbolu tajemniczego, nieznanego kontynentu, jasne? Czy wszystkim muszę bez przerwy wszystko tłumaczyć?

— Myślałem tylko… — zaczął malarz.

— Rób to i nie gadaj!

Malarz spojrzał na skrawek papieru.

— O twarzy — przeczytał — godnej Finxa.

— Właśnie — zgodził się Dibbler. — Bardzo dobrze.

— Pomyślałem, że może chodzi o Sfinksa…

— Można powiedzieć: „twarz jak z Finxa”, ale „godna Finxa” lepiej brzmi. To był ten artysta, który rzeźbił klatchiańskie piękności. I różne stwory. A teraz do roboty. Te afisze mają wisieć na mieście jutro o świcie.

Malarz rzucił mu udręczone spojrzenie, które Victor zaczynał już rozpoznawać. Po pewnym czasie wszyscy w otoczeniu Dibblera tak patrzyli.

— Oczywiście, panie Dibbler — powiedział.

— I dobrze. — Dibbler zwrócił się do Victora. — Dlaczego się nie przebrałeś?

Victor szybko ukrył się w namiocie. Starsza pani [10] Pani Marietta Cosmopilite, dawniej krawcowa w Ankh-Morpork — póki sny nie doprowadziły jej do Świętego Gaju. Odkryła tu, że jej talent do igły z nitką jest wysoko ceniony. Niegdyś cerowała cudze skarpety, teraz robiła na drutach kolczugi dla trolli i potrafiła w mgnieniu oka wyszydełkować parę haremowych szarawarów. o kształtach bezy pomogła mu włożyć kostium zrobiony chyba z prześcieradeł, niewprawnie pofarbowanych na czarno. Chociaż, biorąc pod uwagę stan pokojów noclegowych w Świętym Gaju, były to prawdopodobnie zwykłe prześcieradła, ściągnięte z przypadkowo wybranych łóżek. Potem wręczyła mu zakrzywiony miecz.

— Dlaczego jest krzywy? — zapytał.

— Myślę, że taki miał być, mój drogi — odparła bez przekonania.

— Sądziłem, że miecze muszą być proste — mruknął Victor. Z zewnątrz słyszał Dibblera, który pytał niebo, dlaczego wszyscy są tacy głupi.

— Może zaczynają jako proste, a potem krzywią się od zużycia — powiedziała starsza pani i poklepała go po ręku. — Jak wiele innych rzeczy.

Uśmiechnęła się promiennie.

— Jeśli jesteś już gotów, mój drogi, pójdę pomóc tej młodej panience, żeby jej nie podglądały żadne skrzaty.

Wyszła. Z sąsiedniego namiotu zabrzmiało metaliczne brzękanie i płaczliwy głos Ginger.

Victor na próbę ciął kilka razy mieczem. Gaspode obserwował go, przechylając głowę.

— Kim nify masz ryć? — zapytał.

— Hersztem bandy pustynnych robójników. Romantycznym i rozbrajającym.

— Kogo rozfrajającym?

— Po prostu rozbrajającym. Tak ogólnie. Gaspode, o co ci chodziło, kiedy mówiłeś, że coś dorwało Dibblera? Pies przygryzł łapę.

— Przyjrzyj się, jakie ma oczy — poradził. — Jeszcze gorsze niż ty.

— Ja? Co ci się nie podoba w moich oczach? Troll Detrytus wsunął głowę pod klapę namiotu.

— Pan Dibbler mówi, że jesteś potrzebny teraz — oznajmił.

— Moje oczy — mruczał Victor. — Co z moimi oczami?

— Hau.

— Pan Dibbler mówi… — zaczął Detrytus znowu.

— Dobrze, dobrze! Już idę!

Wyszedł z namiotu w tej samej chwili, kiedy Ginger stanęła przed swoim. Zamknął oczy.

— Ojej, przepraszam — wymamrotał. — Wrócę i zaczekam, aż się ubierzesz…

— Jestem ubrana.

— Pan Dibbler mówi… — powtórzył jeszcze raz Detrytus.

— Chodź. — Ginger złapała Victora za rękę. — Wszyscy na nas czekają.

— Ale jesteś… Twoje… — Victor spuścił wzrok, co jednak niewiele pomogło. — Masz pępek w swoim diamencie — zaryzykował.

— Już się przyzwyczaiłam — odparła Ginger. Wzruszyła ramionami, żeby wszystkie elementy kostiumu jakoś się poukładały. — Tylko te dwie pokrywki od rondli naprawdę mi przeszkadzają. Teraz rozumiem, jak cierpiały nieszczęsne dziewczęta w haremach.

— I nie przeszkadza ci, że ludzie cię tak zobaczą? — zdziwił się Victor.

— A czemu? To przecież ruchome obrazki. Nic tu nie jest naprawdę. Zresztą byłbyś zdumiony wiedząc, do czego muszą się posuwać dziewczęta za o wiele mniej niż dziesięć dolarów dziennie.

— Dziewięć — poprawił ją Gaspode, następujący Victorowi na pięty.

— Zbierzcie się wszyscy! — krzyknął przez tubę Dibbler. — Synowie Pustyni tam, jeśli można. Niewolnice… Gdzie są niewolnice? Dobrze. Korbowi?

— Nigdy nie widziałam tylu ludzi w jednej migawce — szepnęła Ginger. — To musiało kosztować więcej niż sto dolarów!

Victor przyjrzał się Synom Pustyni. Wyglądali, jakby Dibbler zajrzał do Borgle’a i wynajął dwadzieścia osób siedzących najbliżej drzwi, nie dbając o to, czy się nadają. A potem dał im to, co uważał za nakrycie głowy pustynnego bandyty. Byli wśród nich trollowi Synowie Pustyni — Skallin poznał go i pomachał dyskretnie ręką, krasnoludzi Synowie Pustyni oraz wlokący się na końcu mały, kudłaty i drapiący się wściekle Syn Pustyni w nakryciu głowy sięgającym mu do łap.

— …chwytasz ją, zostajesz oczarowany jej urodą, potem przerzucasz przez łęk — przedarły się do jego świadomości instrukcje Dibblera.

Victor rozpaczliwie powtórzył je sobie w pamięci.

— Przez co? — zapytał.

— To część siodła — syknęła Ginger.

— Aha.

— A potem odjeżdżasz w noc, z Synami Pustyni podążającymi za tobą i śpiewającymi raźną piosenkę pustynnych rozbójników…

— Nikt ich nie usłyszy — dodał Soli tonem wyjaśnienia. — Ale jeśli będą otwierać i zamykać usta, pomoże to stworzyć, no wiecie, atmosferę.

— Przecież to nie pasuje — zauważyła Ginger. — Jest jasny dzień. Dibbler wytrzeszczył na nią oczy. Raz czy dwa razy bezgłośnie otworzył usta.

— Soli! — wrzasnął.

— Nie możemy kręcić w nocy, wuju — odparł pospiesznie bratanek. — Demony nic nie będą widziały. Ale możemy przecież pokazać planszę z napisem „Noc” na początku sceny, żeby…

— To nie jest magia ruchomych obrazków — warknął Dibbler. — To tylko jakieś nędzne sztuczki.

— Przepraszam — wtrącił Victor. — Przepraszam, ale to chyba bez znaczenia. Demony na pewno mogłyby namalować niebo czarne i z gwiazdami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ruchome obrazki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ruchome obrazki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ruchome obrazki»

Обсуждение, отзывы о книге «Ruchome obrazki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x