Terry Pratchett - Ruchome obrazki

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ruchome obrazki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ruchome obrazki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ruchome obrazki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku odkrywa magię Srebrnego Ekranu! Nie wystarczy jednak usiąść w kinowym fotelu i z przejęciem śledzić losy bohaterów Porwanego wiatrem, najdziwniejszego filmu o Wojnie Domowej, jaki kiedykolwiek powstał. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jaką tajemnicę skrywa wzgórze Świętego Gaju (czyli Holy Woodu), nie przejmując się tym, że Gaspode, Cudowny Pies, ma wielką ochotę na to, by uratować świat…

Ruchome obrazki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ruchome obrazki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A jak mu idzie w dziedzinie tajemniczych zmysłów? — zainteresował się Gaspode.

— Aż bulgocze od tajemniczych zmysłów.

— W takim razie… — mruknął królik.

— Cisza! — przerwał mu Gaspode. — Ktoś idzie.

Na zboczu poruszał się płomień pochodni. Kaczor poderwał się niezgrabnie w powietrze i odleciał. Pozostali zniknęli w mroku. Tylko pies się nie ruszył.

— Nie zamierzasz się stąd ulotnić? — syknął Victor. Gaspode uniósł brew.

— Hau? — powiedział.

Pochodnia sunęła zygzakiem między zaroślami, niby świetlik. Czasami zatrzymywała się na chwilę, po czym ruszała w całkiem innym kierunku. Była bardzo jasna.

— Co to jest? — szepnął Victor. Gaspode pociągnął nosem.

— Człowiek — odparł. — Samica. Ma tani zapach. — Zmarszczył nos. — To się nazywa Igraszka Namiętności. — Znowu powąchał powietrze. — Świeża fielizna, fez krochmalu. Stare futy. Dużo makijażu ze studia. Fyła u Forgle’a i jadła… — Nos poruszył się znacząco. — Jadła potrawkę. Mały talerz.

— I pewnie umiesz też wyniuchać, jaka jest wysoka? — mruknął Victor.

— Pachnie na jakieś pięć stóp i dwa cale — zaryzykował Gaspode. — Może dwa i pół.

— Daj spokój…

— Przefiegnij milę na tych łapach, a wtedy możesz mnie nazwać kłamcą.

Victor zasypał piaskiem niewielkie ognisko i ruszył w dół.

Światło znieruchomiało, kiedy się zbliżył. Przez moment dostrzegł kobiecą postać, przytrzymującą jedną ręką szal, a drugą wznoszącą wysoko pochodnię. Potem światło zgasło tak szybko, że pozostawiło tańczące w oczach niebieskie i fioletowe plamy. Za nimi drobna postać była tylko ciemną sylwetką w mroku.

— Co robisz w moim… — powiedziała. — Goja… Skąd się wziąłeś w… Gdzie… — Potem, jakby wreszcie zorientowała się w sytuacji, zmieniła ton i o wiele bardziej znajomym głosem zapytała: — Co ty tu robisz?

— Ginger? — zdziwił się Victor.

— Tak.

Victor zawahał się. Co właściwie powinien odpowiedzieć w tych okolicznościach?

— Ehm… — zaczął. — Ładna okolica, zwłaszcza wieczorami. Nie sądzisz?

Zerknęła niechętnie na Gaspode.

— To ten okropny pies, który kręci się po wytwórni, prawda? — spytała. — Nie znoszę małych psów.

— Szczek-szczek — powiedział Gaspode.

Ginger spojrzała na niego zdumiona. Victor mógłby niemal czytać jej w myślach: powiedział „Szczek-szczek”. Jest psem, a przecież psy szczekają, prawda?

— Osobiście wolę koty — oznajmiła wymijająco.

— Tak? Tak? — zabrzmiał cichy głos. — I też się myjesz własną śliną?

— Co to było?

Victor cofnął się i zamachał rękami.

— Nie patrz na mnie! — zawołał. — Ja tego nie powiedziałem.

— Aha! To pewnie pies, tak?

— Kto? Ja? — zdziwił się Gaspode.

Ginger znieruchomiała. Skierowała wzrok na bok i w dół, do miejsca, gdzie Gaspode od niechcenia drapał się w ucho.

— Hau? — powiedział.

— Ten pies mówił… — zaczęła Ginger, wyciągając drżący palec.

— Wiem — uspokoił ją Victor. — To znaczy, że cię lubi. Spojrzał ponad jej ramieniem. Kolejne światełko zbliżało się do wzgórza.

— Przyprowadziłaś kogoś ze sobą? — zapytał.

— Ja?

Ginger odwróciła się nerwowo.

Z okolic światełka zabrzmiały trzaski suchych gałązek, po czym z ciemności wynurzył się Dibbler. Detrytus szedł za nim jak wyjątkowo ponury cień.

— Aha! — zawołał Dibbler. — Przyłapałem zakochane ptaszki, co? Victor wytrzeszczył oczy.

— Kogo?

— Kogo? — powtórzyła Ginger.

— Wszędzie was szukałem — mówił dalej Dibbler. — Ktoś powiedział, że widział, jak idziecie tutaj. Bardzo romantyczne. Może da się wykorzystać. Dobrze by wyglądało na plakatach. Właśnie. — Objął oboje ramionami. — Idziemy.

— Po co? — zapytał Victor.

— Kręcimy z samego rana.

— Ale pan Silverfish mówił, że w tym mieście nie będę już pracował…

Dibbler otworzył usta; wahał się tylko przez moment.

— Ach. Tak. Ale dam wam jeszcze jedną szansę. — Tym razem, dla odmiany, mówił bardzo powoli. — Tak. Szansę. Wiecie, jesteście młodzi. Zapalczywi. Sam kiedyś byłem młody. Dibbler, pomyślałem, choćbyś miał sobie gardło poderżnąć, daj im szansę. Niższa pensja, naturalnie. Dolar dziennie. Co wy na to?

Victor dostrzegł wyraz nadziei na twarzy Ginger.

Otworzył usta…

— Piętnaście dolarów — zażądał jakiś głos. Nie jego. Zamknął usta.

— Co? — nie zrozumiał Dibbler. Victor otworzył usta.

— Piętnaście dolarów. Możliwa podwyżka po pierwszym tygodniu. Piętnaście dolarów alfo nic.

Victor zamknął usta, przewracając oczami.

Dibbler machnął mu palcem przed nosem, ale się zawahał.

— To mi się podoba! — stwierdził w końcu. — Twardy negocjator! Dobrze. Trzy dolary.

— Piętnaście.

— Pięć to moja ostateczna propozycja, chłopcze. W mieście są tysiące ludzi, którzy z pocałowaniem ręki wezmą tę robotę. Jasne?

— Proszę wymienić choć dwoje.

Dibbler zerknął na Detrytusa, pogrążonego w marzeniach o Ruby. Potem spojrzał na Ginger.

— Zgoda — rzekł. — Dziesięć. Tylko dlatego że was lubię. Ale naprawdę gardło sobie podrzynam.

— Zgoda.

Gardło wyciągnął rękę. Victor przyjrzał się własnej, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Potem uścisnął prawicę Dibblera.

— A teraz wracajmy — zaproponował tamten. — Trzeba jeszcze dużo zorganizować.

Ruszył między karłowate drzewka. Victor i Ginger szli za nim pokornie, oboje w stanie szoku.

— Zwariowałeś? — syknęła Ginger. — Tak się upierać? Mogliśmy stracić szansę.

— Nic nie mówiłem — bronił się Victor. — Myślałem, że to ty. Spojrzeli sobie w oczy. Oboje spuścili wzrok.

— Szczek-szczek — powiedział Gaspode, Cudowny Pies. Dibbler obejrzał się.

— Co to za hałas? — zapytał.

— To tylko… to tylko pies. Znaleźliśmy go tutaj — wyjaśnił pospiesznie Victor. — Nazywa się Gaspode. Na pamiątkę słynnego Gaspode, wie pan.

— Umie robić sztuczki — dodała złośliwie Ginger.

— Piec cyrkowy? — Dibbler schylił się i poklepał Gaspode po głowie.

— Wark-wark.

— Zdziwiłby się pan, widząc, co potrafi — zapewnił Victor.

— Bardzo by się pan zdziwił — przyznała Ginger.

— Co prawda brzydki jest, jak nie wiem co… — Dibbler przyjrzał się Gaspode uważnie. Równie dobrze mógłby wyzywać stonogę na turniej kopania w tyłek. W pojedynku spojrzeń Gaspode potrafił zwyciężyć lustro.

Dibbler wyraźnie wpadł na jakiś pomysł.

— A wiecie… Przyprowadźcie go rano. Ludzie lubią się pośmiać — rzekł.

— On jest bardzo śmieszny — zapewnił Victor. — Popłakać się można.

Ruszyli dalej. Po chwili Victor usłyszał za sobą cichy glos:

— Dorwę cię za to. A poza tym jesteś mi winien dolara.

— Za co?

— Honorarium agenta — wyjaśnił Gaspode, Cudowny Pies.

* * *

Nad Świętym Gajem świeciły gwiazdy. Były to ogromne kule wodoru, rozgrzane do milionów stopni, tak gorące, że nie mogły się nawet palić. Wiele z nich miało powiększyć się wielokrotnie przed śmiercią, a potem skurczyć do maleńkich, urażonych karłów, pamiętanych jedynie przez sentymentalnych astronomów. Tymczasem jednak błyszczały dzięki metamorfozom będącym poza zasięgiem alchemików i zmieniały zwykłe, nieciekawe pierwiastki w światło.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ruchome obrazki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ruchome obrazki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ruchome obrazki»

Обсуждение, отзывы о книге «Ruchome obrazki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x