Terry Pratchett - Na glinianych nogach

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Na glinianych nogach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, ISBN: 2004, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na glinianych nogach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na glinianych nogach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kryminalna zagadka w świecie Dysku.
Kto morduje nieszkodliwych staruszków? Kto próbuje otruć Patrycjusza? Kiedy jesienne mgły spowijają Ankh-Morpork, Straż Miejska musi schwytać mordercę, którego nie może zobaczyć. Może golemy coś wiedzą — ale poważni ludzie z gliny, którzy pracują całe dnie i noce, i nigdy nikomu nie wadzą, nagle zaczęli popełniać samobójstwa. Zresztą straż ma także własne problemy. Pewien wilkołak cierpi na syndrom napięcia przedpełniowego.
Kapral Nobbs zaczyna bywać wśród jaśniepaństwa, a u nowego rekruta-krasnoluda można dostrzec pewne bardzo dziwne cechy — zwłaszcza kolczyki i cienie do oczu. Komu można zaufać, kiedy motłoch krąży po ulicach, spiskowcy kryją się w mroku, a wszystkie ślady wskazują niewłaściwy kierunek?
W nocnych ciemnościach komendant straży, sir Samuel Vimes, przekonuje się, że gdzieś tam, być może, wcale nie ma prawdy. Prawda może być wśród słów w jego głowie.

Na glinianych nogach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na glinianych nogach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Po pięciu minutach podeszła do Marchewy i znowu dała mu sygnał.

Kiedy otworzył oczy, wciągała przez głowę koszulę. To była jedyna rzecz, w której ludzie mieli przewagę: trudno o coś lepszego niż para rąk.

— Sądziłem, że będziesz śledzić kogoś na ulicy — powiedział Marchewa.

— Kogo śledzić? — spytała Angua.

— Słucham?

— Mogę wywąchać jego, ciebie i chleb. To wszystko.

— Nic więcej?

— Ziemię. Kurz. To co zwykle. Aha, są też jeszcze dawne tropy, sprzed paru dni. Wiem na przykład, że byłeś tu w zeszłym tygodniu. Jest sporo zapachów. Smar, mięso, sosna, z jakichś powodów żywica, stare jedzenie… Ale mogę przysiąc, że przez ostatnią mniej więcej dobę nie było tutaj żadnej żywej istoty oprócz niego i nas.

— Przecież mówiłaś, że każdy zostawia ślad.

— Bo zostawia.

Marchewa spojrzał na byłego kustosza. Jakkolwiek by to określać, jakkolwiek szeroko stosować definicję, stanowczo nie mógł popełnić samobójstwa. Nie bochenkiem chleba.

— Wampiry? — zastanowił się. — Potrafią latać.

Angua westchnęła.

— Marchewa, mogłabym wykryć wampira, gdyby tu był w ciągu ostatniego miesiąca.

— W szufladzie jest prawie pół dolara w pensach. Zresztą złodziej na pewno zabrałby ten chleb bojowy, prawda? To cenny zabytek kultury.

— Czy ten biedak miał jakichś krewnych?

— O ile pamiętam, starszą siostrę. Wiesz, odwiedzam go raz w miesiącu, żeby pogawędzić. Pozwala mi odkurzać eksponaty.

— Świetna zabawa — stwierdziła Angua, zanim zdążyła się powstrzymać.

— Daje… satysfakcję, owszem — przyznał z powagą Marchewa. — Przypomina mi dom.

Angua westchnęła i przeszła do pokoiku za salą wystawową. Wyglądał jak pokoiki na tyłach wszystkich muzeów, pełen śmieci i rzeczy, dla których zabrakło miejsca w gablotach, a także eksponatów wątpliwej autentyczności, takich jak monety z wybitą datą „52 p.n.e.”. Były tu stoły zasypane odłamkami chleba krasnoludów, półka na narzędzia z ułożonymi według rozmiarów młotami do wyrabiania ciasta i wszędzie pełno papierów. Pod ścianą, zajmując znaczną część pomieszczenia, stał piekarnik.

— Badał dawne przepisy — wyjaśnił Marchewa, który czuł chyba, że powinien chwalić fachowość kustosza nawet po śmierci.

Angua otworzyła drzwiczki piekarnika. Z wnętrza wypłynęła fala ciepła.

— Wściekle wielki piekarnik — stwierdziła. — Co to takiego?

— No tak. Widzę, że wypiekał babeczki obronne. Bardzo groźne na bliski dystans.

Zatrzasnęła drzwiczki.

— Wracajmy do Yardu. Niech przyślą tu kogoś, żeby…

Urwała.

Zawsze zdarzały się takie niebezpieczne chwile, tuż po zmianie kształtu blisko pełni. W postaci wilka nie było jeszcze tak źle — wciąż miała inteligencję, a przynajmniej czuła się inteligentna. Co prawda życie stawało się o wiele prostsze, więc prawdopodobnie była po prostu bardzo inteligentna jak na wilka. Dopiero kiedy znowu zmieniała się w człowieka, sprawy się komplikowały. Przez kilka minut, póki pole morficzne nie odzyskało stabilności, zachowywała wyostrzone zmysły. Zapachy były niezwykle mocne, a uszy słyszały dźwięki poza tym wąskim zakresem dostępnym ludziom. Potrafiła też lepiej myśleć o rzeczach, jakich doświadczała. Wilk mógł obwąchać latarnię i wiedzieć, że stary Bonzo przechodził tędy wczoraj, marnie się czuł przy tej pogodzie, a właściciel nadal karmi go flakami. Ale ludzki umysł potrafił rzeczywiście analizować wszystkie powody i przyczyny.

— Jest coś jeszcze — powiedziała, oddychając wolno. — Słaby zapach. Nie żywej istoty. Czujesz? Coś jakby ziemia, ale nie całkiem. Tak jakby… żółtopomarańczowe…

— Ehm — odparł taktownie Marchewa. — Niektórzy z nas nie mają twojego nosa.

— Kiedyś już to czułam gdzieś w mieście. Nie pamiętam gdzie. Jest silne. Silniejsze od innych zapachów. Taka błotnista woń.

— No tak, na tych ulicach…

— Nie, to nie jest… dokładnie błoto. Ostrzejsze. Bardziej sopranowe.

— Wiesz, czasami ci zazdroszczę. To musi być przyjemnie, stać się wilkiem. Tylko na chwilę.

— Ma swoje wady.

Pchły na przykład, myślała, kiedy zamykali muzeum. I jedzenie. I to bezustanne, dręczące uczucie, że powinno się nosić trzy staniki równocześnie.

Powtarzała sobie, że panuje nad wszystkim, i rzeczywiście panowała — w pewnym sensie. Krążyła wokół miasta po zalanych księżycowym blaskiem ulicach i owszem, zdarzał się czasem jakiś kurczak, ale zawsze pamiętała, gdzie była, i następnego dnia wsuwała pieniądze pod drzwi.

Poza tym trudno być wegetarianką, która rano musi wydłubywać spomiędzy zębów kawałki mięsa. Ale panowała nad wilczą naturą.

Stanowczo, zapewniła samą siebie.

To umysł Angui krążył nocą po mieście, nie umysł wilkołaka. Była tego prawie zupełnie pewna. Wilkołak nie zadowoliłby się samymi kurczakami, o nie.

Zadrżała.

Kogo próbuje oszukiwać? Łatwo w dzień być wegetarianką. Prawdziwego wysiłku wymagało powstrzymanie się od bycia humanitarianką w nocy.

Pierwsze zegary wybijały jedenastą, kiedy lektyka Vimesa zatrzymała się przed pałacem Patrycjusza. Komendantowi nogi zaczynały już odmawiać posłuszeństwa, ale pokonał pięć ciągów stopni, jak najszybciej potrafił, i zwalił się na krzesło w poczekalni.

Mijały minuty.

Do drzwi Patrycjusza się nie pukało. On sam przywoływał człowieka, wiedząc z całą pewnością, że już czeka.

Vimes usiadł wygodnie, rozkoszując się chwilą spokoju.

Coś pod płaszczem zadźwięczało nagle: „Bing bing bingely bing”.

Westchnął, wyjął pakiet w skórzanym etui, wielkości niedużej książki, i otworzył.

Przyjazna, choć nieco zmartwiona twarz spojrzała na niego z klatki.

— Tak? — zapytał Vimes.

— Jedenasta rano. Spotkanie z Patrycjuszem.

— Tak? I co? Już jest pięć po.

— Ehm… To znaczy, że już się odbyło? — zapytał chochlik.

— Nie.

— Mam je dalej pamiętać czy jak?

— Nie. Poza tym nie przypomniałeś mi o Kolegium Herbów o dziesiątej.

Chochlik zrobił przerażoną minę.

— To we wtorek, prawda? Mógłbym przysiąc, że we wtorek.

— Było godzinę temu.

— Och. — Chochlik był załamany. — Eee… No dobrze. Przepraszam. Hm. Wiesz co? Jak chcesz, mogę ci powiedzieć, która jest teraz godzina w Klatchu. Albo w Genoi. Albo w Hunghung. Tylko powiedz.

— Po co mi wiedzieć, która jest godzina w Klatchu?

— Może ci się to przydać — zapewnił desperacko chochlik. — Pomyśl, jakie zrobisz wrażenie, kiedy podczas jakiejś nudnej rozmowy wtrącisz: „A przy okazji, w Klatchu jest godzinę temu”. Albo w Bes Pelargic. Czy w Efebie. Zapytaj mnie. No, pytaj.

Vimes westchnął bezgłośnie. Miał notes. Zapisywał w nim notatki. Zawsze był mu przydatny. A potem Sybil, niech bogowie ją błogosławią, podarowała mu piętnastofunkcyjnego chochlika, który robił tak wiele rzeczy… Co prawda, o ile Vimes się zorientował, przynajmniej dziesięć funkcji polegało na przepraszaniu za nieskuteczne działanie pozostałych pięciu.

— Możesz zapisać notatkę?

— Oj! Naprawdę? O rany! Jasne. Oczywiście. Żaden problem.

Vimes odchrząknął.

— Porozmawiać z kapralem Nobbsem dot. godzin pracy, także dot. hrabiostwa.

— E… Przepraszam, to była notatka?

— Tak.

— Przykro mi, ale najpierw powinieneś powiedzieć „notatka”. Jestem prawie pewien, że to jest w instrukcji.

— No dobrze. To była notatka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na glinianych nogach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na glinianych nogach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na glinianych nogach»

Обсуждение, отзывы о книге «Na glinianych nogach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x