— Szczury mówią o niej numer trzy? — powtórzył ze zdziwieniem drugi.
— Sporo wiedzą na temat trutek — potwierdził Keith.
— I powiedziały ci, że jest na to odtrutka, tak? — ironizował drugi.
Pierwszy spojrzał na niego.
— Słyszeliśmy przecież, że mówią, Bill. W stajni, pamiętasz? — Przeniósł wzrok na Keitha i pokręcił głową. — Nie wyglądasz na dzieciaka, który z zimną krwią by kogoś otruł…
— A co powiesz o mnie? — zapytała Malicia.
— Ona by to zrobiła. Ona tak! — wrzasnął drugi, łapiąc pierwszego za ramię. — Ona jest wredna. Wszyscy tak mówią!
Znowu chwycił się za brzuch i pochylił z jękiem.
— Powiedziałeś coś na temat odtrutki — zagadnął pierwszy. — Ale przecież nie ma odtrutki na ZABIJADUŻO!!!
— Jeśli mówiłem, że jest, to jest — odparł Keith. — Szczury ją odkryły.
Drugi szczurołap opadł na kolana.
— Błagam, paniczu, miej litość. Jeśli nie dla mnie, to pomyśl o mojej ukochanej żonie i miłych dzieciaczkach. Mam ich czworo. Zostaną bez tatusia!
— Nie jesteś żonaty — odparła Malicia — i nie masz żadnych dzieci.
— Ale mogę mieć!
— Co się stało ze szczurem, którego zabraliście? — zapytał Keith.
— Nie mam pojęcia, sir. Szczur w kapeluszu sfrunął z dachu, złapał go i odfrunęli. — Drugi aż kipiał ze złości na samo wspomnienie. — A potem zjawił się następny wielki szczur, krzyczał na wszystkich, ugryzł Jacko w… w miejsce, którego się nie wymienia, wyskoczył z zagrody i tyle żeśmy go widzieli.
— Wygląda na to, że ze szczurami jest wszystko w porządku — stwierdziła Malicia.
— Jeszcze nie skończyłem — powiedział Keith. — Kradliście jedzenie, a winę zrzucaliście na szczury, tak?
— Zgadza się.
— I zabijaliście szczury — dodał bardzo cicho Maurycy.
Pierwszy szczurołap odwrócił się gwałtownie. Było coś w tym cichym głosie, co potrafił rozpoznać. Słyszał ludzi, którzy tak samo mówili. Zjawiali się od czasu do czasu w stajni czy stodole, gdzie organizowano gonitwy szczurów. Ubrani w szykowne płaszcze, podróżowali przez góry, zarabiając na życie hazardem, a czasami bardzo skutecznie używali noży. Mieli coś takiego w spojrzeniu i coś w głosie. Mówiło się o nich „dżentelmeni mordercy”. Nie wchodzi się w drogę dżentelmenom mordercom.
— Tak, tak, zabijaliśmy szczury — paplał drugi.
— Uważaj, co mówisz, Bill — wyszeptał pierwszy, nie spuszczając wzroku z Maurycego.
— Dlaczego to robiliście? — zapytał Keith.
Drugi szczurołap przenosił wzrok z szefa na Malicię, jakby próbował się zdecydować, kogo bardziej się boi.
— No, Ron powiedział, że szczury i tak zjadają jedzenie — wydusił wreszcie. — Więc… jeśli pozbędziemy się wszystkich szczurów i sami weźmiemy jedzenie, to nie będzie właściwie kradzież, prawda? To będzie raczej… przeniesienie jedzenia w inne miejsce. I jest taki facet, Ron go zna, który przypływa tu w nocy barką i on nam płaci…
— To kłamstwo! — żachnął się pierwszy. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę wymiotować.
— Łapaliście żywe szczury i trzymaliście je w zatłoczonych klatkach bez jedzenia — odezwał się znowu Keith. — I żeby przeżyć, jedne szczury musiały zjadać inne. Dlaczego to robiliście?
Pierwszy złapał się za brzuch.
— Czuję, że trutka zaczyna działać! — wyszeptał.
— To tylko działa twoja wyobraźnia — żachnął się Keith.
— Naprawdę?
— Nie wiecie nic na temat trucizn, których używacie? Twój brzuch zacznie się rozpuszczać po dwudziestu minutach.
— No, no! — w głosie Malicii brzmiał podziw.
— I niedługo potem — mówił dalej Keith — jeśli wydmuchasz nos, twój mózg… no, powiem tylko, że będziesz potrzebował bardzo dużej chustki.
— Wspaniałe! — Malicia nerwowo szukała w swojej torbie. — Muszę to zapisać!
— A potem, jeśli… no, po prostu nie chodź do łazienki, to wszystko. Nie pytaj dlaczego. Naprawdę lepiej nie wiedzieć. Po godzinie będzie po wszystkim. Poza oczywiście sączeniem.
Malicia zapisywała, jak potrafiła najszybciej.
— Czy będzie wyciekać? — zapytała.
— Bardzo — odparł Keith, nie spuszczając wzroku ze szczurołapów.
— To nieludzkie! — wrzasnął drugi.
— O, mylisz się, to bardzo ludzkie — nie zgodził się z nim Keith. — Wyjątkowo ludzkie. Nie istnieje inne stworzenie na świecie, które by zrobiło coś takiego żyjącej istocie, a twoja trutka robiła to szczurom każdego dnia. Teraz mi powiedz o klatkach.
Po twarzy pomocnika szczurołapa spływały strugi potu. W tej chwili wyglądał, jakby został złapany w pułapkę.
— Szczurołapy zawsze łapały żywe szczury, żeby je wystawiać do walk — Jęknął. — To rodzaj napiwku. Nic zdrożnego! Od wieków tak robiono. Czymś trzeba je karmić. Nie ma nic zdrożnego w karmieniu szczurów szczurami. Wszyscy wiedzą, że szczury jedzą szczury, zostawiają tylko to coś jak zielona, trzęsąca się galaretka. I potem…
— Och, więc jest jakieś potem? — zapytał spokojnie Keith.
— Ron powiedział, że jeśli będziemy hodować szczury na mięsie tych, które przeżyły w walkach, no wiesz, tych, które nie dały się psom, otrzymamy w wyniku większe i bardziej bojowe szczury.
— To metoda naukowa — wtrącił pierwszy.
— I w jakim celu? — spytała Malicia.
— Cóż, panienko, my… — zaczął Ron — my myśleliśmy… ja myślałem… my myśleliśmy że… to nie jest oszustwo wystawić między szczurami prawdziwego twardziela. Przecież nikomu tak naprawdę to nie szkodzi? Ale daje nam lekką przewagę, jeśli chodzi o zakłady. Ja myślałem… on myślał…
— Trochę ci się myli, czyj to był w zasadzie pomysł — podsunął mu Keith.
— Jego — odpowiedziały równocześnie oba szczurołapy.
Mój , odpowiedział głos w głowie Maurycego. Kot o mało nie spadł z belki. Wszystko, co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi , powiedział głos Pająka. Najsilniejszy z miotu i tak dalej.
— Wyście je hodowali? — zdziwiła się Malicia. — Czyli gdybyśmy tutaj nie mieli szczurołapów, w mieście byłoby mniej szczurów? — zamilkła z przekrzywioną na bok głową. — Nie, to nie w porządku. Ale wciąż coś mi się nie zgadza. Musi być jeszcze coś. Coś, o czym nam nie powiedzieliście. Te szczury w klatkach były… szalone, niespełna rozumu…
Ja też bym oszalał, pomyślał Maurycy, gdybym słyszał ten okropny głos w mojej głowie każdego dnia, godzina za godziną.
— Jest mi niedobrze — powiedział pierwszy szczurołap. — Muszę sobie ulżyć. Muszę…
— Nie rób tego — odpowiedział Keith, patrząc na drugiego. — Nie będzie ci się podobało. No i co, panie asystencie szczurołapa?
— Zapytaj ich, co znajduje się w następnej piwnicy — powiedział Maurycy. Powiedział to bardzo szybko. Czuł, jak głos Pająka usiłuje powstrzymać jego usta, żeby to zdanie nie zabrzmiało.
— A więc co znajduje się w następnej piwnicy? — zapytał Keith.
— Och, jeszcze więcej tego samego, stare klatki i takie tam… — odpowiedział drugi.
— I co jeszcze? — naciskał Maurycy.
— Tam tylko… tam tylko… to jest miejsce, gdzie… — Szczurołap otwierał i zamykał usta. Oczy miał wytrzeszczone. — Nie mogę powiedzieć. E… tam nic nie ma. Nie, jest. Tam nic nie ma, tylko stare klatki. No i siedlisko zarazy. Nie wchodźcie tam, bo się zarazicie. Właśnie dlatego nie możecie tam wchodzić. Ze względu na zarazę.
— Kłamie — oświadczyła Malicia. — Nie dostanie odtrutki.
Читать дальше