Sardynki opadał w dół przez kłęby dymu, zbliżając się do ogarniętego paniką kręgu. Znajdował się dokładnie nad Szynkawieprzem, coraz większy i większy…
…opadał coraz wolniej i wolniej…
Aż zatrzymał się dokładnie między szczurem a psem. Zdjął grzecznie kapelusz i powiedział:
— Dobry wieczór!
I czterema łapkami złapał Szynkawieprza. Chwilę potem elastyczna lina, osiągnąwszy punkt największego napięcia, pociągnęła ich w górę.
Jacko właśnie chapnął pyskiem, ale zbyt późno, zbyt późno. Szczury sunęły w górę, poza zasięg jego szczęk.
Pies wciąż stał z zadartą głową, kiedy Ciemnaopalenizna wyskoczył z drugiej strony belki. Ludzie gapili się w milczeniu, a on spadał wprost na teriera.
Oczy Jacko zwęziły się w szparki. Szczury znikające w powietrzu to jedno, ale szczury spadające prosto w jego szczęki to coś zupełnie innego. To było niczym szczur na talerzu czy też szczur na widelcu.
Wysoko w górze Odżywka pospiesznie wiązała sznurki. Ciemnaopalenizna znajdował się na drugim końcu tej samej linki, na której wisiał Sardynki. Ale Sardynki wyjaśnił wszystko bardzo dokładnie. Ciężar Ciemnejopalenizny to za mało, by wciągnąć na belkę dwa szczury…
Więc kiedy Ciemnaopalenizna zobaczył, że Sardynki i jego pasażer zniknęli w bezpiecznym mroku pod stropem…
…wypuścił z łapek ciężką starą lampę, która stanowiła dodatkowe obciążenie, i przegryzł linkę.
Lampa z całej siły wyrżnęła Jacko w głowę. Ciemnaopalenizna spadł prosto na nią, po czym stoczył się na podłogę.
Zebrany tłum zamarł. Nikt nie wydał z siebie głosu od chwili, kiedy Szynkawieprz wyprysnął w górę. Ponad ogrodzeniem, które, o tak, było zbyt wysokie, by mógł je pokonać jakikolwiek szczur, Ciemnaopalenizna widział twarze. W większości czerwone. Usta otwarte. Panująca cisza była ciszą purpurowych gąb gotowych w każdej chwili wydać z siebie ryk.
Wokół Ciemnejopalenizny gramoliły się szczury, bezmyślnie szukające drogi ucieczki. Głupcy, pomyślał. Gdybyście zebrały się we cztery czy pięć, każdy pies pożałowałby, że się w ogóle urodził. Ale tylko rzucacie się w panice i psy załatwiają was jednego po drugim.
— No dobrze, ty kkrrkk — powiedział Ciemnaopalenizna na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy. — Teraz ja wam pokażę, jak może walczyć szczur.
I zaatakował.
Jacko nie był złym psem, przynajmniej w kategoriach psich. Każdy terier lubi zabijać szczury, a ponieważ Jacko w ten sposób służył swemu panu, był dobrze karmiony, zawsze go chwalono i nieczęsto zdarzało mu się oberwać w skórę. Niektóre ze szczurów próbowały walczyć, ale nie miały szans, bo były mniejsze niż Jacko, który w dodatku miał dużo większe zęby. Jacko nie był bardzo sprytny, ale zdecydowanie sprytniejszy niż szczury. Zresztą większość myślenia wykonywały za niego nos i szczęki.
Dlatego bardzo się zdziwił, kiedy chapnął szczękami, a szczura nie było tam, gdzie powinien być.
Ciemnaopalenizna nie uciekał tak, jak zawsze uciekały szczury. Uskoczył jak wojownik. Uszczypnął Jacko w pierś i zniknął. Pies wykonał piruet. Ale szczura nigdzie nie było. Całe swoje zawodowe życie Jacko polował na uciekające szczury. Szczur, który stawiał mu czoło, nie postępował fair.
Przez tłum ludzi przeszedł szmer uznania.
— Dziesięć dolarów na tego szczura! — ktoś krzyknął. Sąsiad przyłożył mu fangę w ucho. Jakiś człowiek zaczął się gramolić do środka zagrody. Ktoś inny rozbił na jego głowie butelkę piwa.
Tańczący w przód i w tył Ciemnaopalenizna pod kręcącym się i skomlącym Jacko czekał na taki właśnie moment… …skoczył i zatopił zęby w…
Oczy Jacko zaszły łzami. Najbardziej prywatny kawałek jego ciała, który interesował tylko jego i ewentualnie mógł być ważny dla jakiejś psiej damy, stał się nagle kulą bólu.
Pies zawył. Wyskoczył w powietrze, złapał się pazurami brzegu barierki, próbując wydostać się z zagrody. Drapał rozpaczliwie łapami, ślizgając się po gładkim drewnie.
Ciemnaopalenizna wskoczył mu na ogon, wbiegł po karku, odbił się z nosa i wylądował na ziemi po drugiej stronie.
Znalazł się pomiędzy nogami ludzi, którzy próbowali go rozdeptać, ale żeby to zrobić, jeden człowiek musiałby ustąpić miejsca drugiemu, a zanim któremuś udało się drugiego odepchnąć i rozgnieść szczura ciężkim buciorem, Ciemnejopalenizny już nie było.
Tyle że w stodole znajdowały się też psy. Od początku były jak oszalałe z podniecenia, a gdy zobaczyły umykającego szczura, zaczęły szarpać smycze z całych sił. Znały się na pogoni za szczurem.
Ale Ciemnaopalenizna wiedział co nieco o umykaniu. Śmignął przez podłogę jak kometa z ogonem szczekających i warczących psów, gnających za jego cieniem, zobaczył dziurę w ścianie i zanurkował w miłą, bezpieczną ciemność…
Klik — zamknęła się pułapka.
Farmer Fred otworzył drzwi i zobaczył, że wszystkie zwierzęta z Omszałego Krańca czekają na niego przed domem.
— Nie możemy znaleźć pana Królika ani szczura Szymona! — wykrzyknęły.
„Przygoda pana Królika”
— Wreszcie! — powiedziała Malicia, zrzucając sznury. — Wydawało mi się, że szczury są lepsze w przegryzaniu.
— Przecięły sznury nożem — przypomniał Keith. — I mogłabyś choć słowem podziękować.
— Tak, oczywiście, powiedz im, że jestem bardzo wdzięczna.
— Sama im to powiedz!
— Przykro mi, ale mówić do… szczurów nie mogę.
— Chyba można to zrozumieć, skoro wychowywali cię w nienawiści do nich…
— Nie o to chodzi — powiedziała Malicia, podchodząc do drzwi i wyglądając przez dziurkę od klucza. — To wydaje mi się… dziecinne. Takie czary-mary. Takie… jak z bajki o panu Króliku.
— Panu Króliku? — pisnęła Śliczna i był to prawdziwy pisk. Słowa, które wydobyły się z jej gardła, zamieniły się w coś w rodzaju jęku.
— O jakim panu Króliku? — zapytał Keith.
Malicia wyciągnęła z kieszeni garść spinek do włosów.
— Takie tam książeczki napisane przez głupią paniusię — odparła, wkładając spinkę do zamka. — Klituś-bajduś dla małych dzieci. O szczurze, króliku, wężu, kurze i sowie. Wszyscy chodzą ubrani jak ludzie i mówią jak ludzie. I wszyscy są tak mili i słodcy, że aż się robi niedobrze. Czy wiecie, że mój ojciec zachował je wszystkie z czasów, kiedy sam był dzieckiem? „Przygoda pana Królika”, „Pan Królik jest zajęty”, „Szczur Szymon przejrzał”… i czytał mi je, kiedy byłam malutka. W żadnym nie ma ani jednego smakowitego morderstwa.
— Chyba byłoby lepiej, gdybyś zamilkła — powiedział Keith. Nie śmiał spojrzeć na szczury.
— Nie ma tam żadnych dwuznaczności ani przekleństw — mówiła dalej Malicia, cały czas kręcąc spinką. — A najciekawsze, co się zdarza, to kiedy kaczka Kasia gubi pantofel — kaczka gubi pantofel, wyobrażasz to sobie? — który się wreszcie znajduje pod łóżkiem, ale szukają go przez całą książeczkę. Czy w takiej historii można znaleźć napięcie? Ja nie potrafię. Jeśli już ludzie wymyślają idiotyczne bajki o zwierzętach, które udają ludzi, to niech się tam przynajmniej wydarzy coś gwałtownego…
— Ojej… — westchnął Maurycy zza kraty.
Keith spojrzał w dół. Śliczna i Niebezpieczny Groszek zniknęli.
— Nigdy nie miałem serca, żeby im powiedzieć — rzucił do nikogo w szczególności. — Oni myśleli, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Читать дальше