— Nie do każdej! — odparła Śliczna. — I ciebie on nie przestraszył, prawda? Ani nas. Ani Ciemnejopalenizny. Szynkawieprza rozgniewał. Dlaczego?
Maurycy zapatrzył się przed siebie. Znowu słyszał ten głos w swojej głowie. Bardzo słabo, ale z pewnością to nie były jego własne myśli. Głos mówił: Znajdę do ciebie drogę, KOCIE!
— Słyszeliście to? — zapytał Maurycy.
— Ja nic nie słyszałam — odparła Śliczna.
Może trzeba być blisko, pomyślał Maurycy. Może tylko z bliska ten głos wie, gdzie jest twoja głowa.
Nigdy nie widział tak nieszczęśliwego stworzenia, jakim teraz był Niebezpieczny Groszek. Szczurek opadł bezwładnie koło świecy i wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w książkę.
— Miałem nadzieję, że będzie lepiej — powiedział. — Ale okazało się, że tak czy siak, jesteśmy tylko… szczurami. Kiedy pojawiają się kłopoty… stajemy się znowu… szczurami.
Maurycy właściwie nigdy nie współczuł nikomu, kto nie był Maurycym. Empatia to wielka wada u kotów. Chyba jestem chory, myślał teraz.
— Jeśli to ci coś pomoże — odezwał się — to ja jestem tylko… kotem.
— Och, wcale nie. Jesteś dobry i czuję w tobie gdzieś głęboko ukrytą wspaniałomyślną naturę — odparł Niebezpieczny Groszek.
Maurycy starał się nie patrzeć na Śliczną.
Wcale nie, chłopie, pomyślał.
— Zawsze pytasz tych, których masz zjeść, czy potrafią mówić — przypomniała Śliczna.
Lepiej już im powiedz, odezwał się wewnętrzny głos Maurycego. No, powiedz im. Poczujesz się lepiej.
Maurycy próbował powiedzieć mu, żeby się zamknął. Czy to czas na budzenie się sumienia? Co dobrego przyjdzie kotu z posiadania sumienia? Kot z sumieniem to… to jak świnka morska — ani świnka, ani morska…
— Od jakiegoś czasu już chciałem wam to powiedzieć — wymruczał.
No dalej, dalej, popędzało go lśniące nowością sumienie. Niech to wreszcie wyjdzie na światło dzienne.
— Tak? — zapytała Śliczna.
Maurycy cierpiał katusze.
— No cóż, wiecie, że sprawdzam, co mam zjeść…
— Wiemy i świadczy to o tobie naprawdę bardzo dobrze — odparł Niebezpieczny Groszek.
Ale to wcale nie pomogło Maurycemu. Przeciwnie.
— Wiele razy zastanawialiśmy się, jak to się stało, że zostałem przemieniony, mimo że nie zjadłem nic magicznego ze śmietniska…
— Tak — przyznała Śliczna — to zawsze mnie dziwiło.
Maurycy poruszył się nerwowo.
— No więc… wiecie… no, czy znaliście może takiego szczura, całkiem sporego, bez jednego ucha, z białą łatą na prawym boku, nie mógł zbyt szybko biegać, bo miał coś z jedną nogą?
— Najwyraźniej mówisz o Składzie — stwierdziła Śliczna.
— O tak — przytaknął Niebezpieczny Groszek. — Zniknął, zanim poznaliśmy ciebie, Maurycy… To był dobry szczur. Nie najlepiej sobie radził z… mówieniem.
— Nie najlepiej sobie radził z mówieniem — powtórzył Maurycy ponuro.
— Jąkał się. — Śliczna patrzyła na Maurycego zimnym wzrokiem. — Z trudem formułował słowa.
— Z trudem — głos Maurycego brzmiał dziwnie głucho.
— Na pewno się nie spotkaliście, Maurycy — wtrącił Niebezpieczny Groszek. — Brakuje mi go. To był wspaniały szczur, kiedy się już rozgadał.
— Hmmm — chrząknęła po swojemu Śliczna. — Czy spotkaliście się, Maurycy? — Spojrzeniem przyszpilała go do ściany.
Na kociej mordce widać było walkę sprzecznych uczuć. Wreszcie Maurycy nie wytrzymał i zaczął mówić:
— No dobra. Zjadłem go. Rozumiecie? Calusieńkiego. Poza ogonem i tym zielonym trzęsącym się kawałkiem, i tą fioletową okropną grudką, co to nikt nie wie, czym ona jest! Ja przecież byłem zwykłym kotem! Nie umiałem jeszcze myśleć! Nie wiedziałem! Byłem głodny! Koty jedzą szczury, tak to już jest. To nie była moja wina! A ponieważ on zjadł to magiczne coś, a ja zjadłem jego, więc ja też uległem Przemianie. Wiecie, jak ja się teraz czuję? Czasami w nocy wydaje mi się, że on do mnie mówi. No i co? Jesteście zadowoleni? Nie wiedziałem, że on nie jest zwykłym szczurem! Zjadłem go. On zjadł coś z wysypiska, a ja zjadłem jego i w ten sposób się zmieniłem! Przyznałem się! Zjadłem go! To nie była moja wina!
Zapanowała cisza. Po jakimś czasie wreszcie odezwała się Śliczna:
— Tak, ale to było bardzo dawno temu, prawda?
— Co? Chodzi ci o to, czy ostatnio kogoś zjadłem? Nie.
— Czy żałujesz tego, co zrobiłeś? — zapytał Niebezpieczny Groszek.
— Czy żałuję? A co ty sobie myślisz? Czasami miewam koszmary, że on…
— Więc chyba wszystko jest w porządku.
— W porządku? — powtórzył Maurycy. — Jak niby może być w porządku? A wiecie, co jest w tym najgorsze? Ja jestem kotem. Kotów nie dręczy poczucie winy. Ani nie jest im przykro. Nigdy nie żałujemy niczego. Czy wy w ogóle wiecie, jak to jest, kiedy musisz pytać: Hej, jedzenie, czy potrafisz mówić? Kot nie tak powinien się zachowywać.
— My też nie zachowujemy się tak, jak powinny zachowywać się szczury — rzekł Niebezpieczny Groszek. Pyszczek znów mu się wydłużył. — Aż do tej chwili.
— Wszyscy się bali — powiedziała Śliczna. — Strach się udziela.
— Miałem nadzieję, że możemy być czymś więcej niż tylko szczurami — westchnął Niebezpieczny Groszek. — Myślałem, że możemy być czymś więcej niż tylko istotami, które piszczą i biegają, cokolwiek by powiedział o tym Szynkawieprz. A teraz… gdzie są wszyscy?
— Może poczytam ci książkę — zaproponowała Śliczna. W jej głosie słychać było troskę i oddanie. — To zawsze podnosi cię na duchu, kiedy wpadasz w… ciemny nastrój.
Niebezpieczny Groszek kiwnął głową.
Śliczna przyciągnęła do siebie książkę i zaczęła czytać:
— „Pewnego dnia pan Królik i jego przyjaciel szczur Szymon poszli odwiedzić starego osła, który żył nad rzeką…”.
— Przeczytaj ten kawałek, jak rozmawiają z ludźmi — poprosił Niebezpieczny Groszek.
Śliczna posłusznie przerzuciła kartkę.
— „Witaj, szczurze Szymonie — powitał go farmer Fred. — Ależ piękny dzień dzisiaj mamy…”.
To wariactwo, pomyślał Maurycy, przysłuchując się historii o dzikich lasach i wartkich strumieniach pełnych krystalicznej wody, czytanej przez jednego szczura drugiemu szczurowi nad kanałem, w którym płynęło coś, co z całą pewnością nie było krystaliczne. Prawdę mówiąc, słowo „krystaliczne” było ostatnim, jakie dałoby się w odniesieniu do tego czegoś powiedzieć. Nie można też było powiedzieć, że to płynęło, raczej się sączyło.
Wszystko sprowadza się do tego kanału, a oni wyobrażają sobie, jak pięknie by mogło być…
Spójrz w te małe różowe smutne oczy, odezwał się wewnętrzny głos Maurycego. Spójrz na te małe ruchliwe noski. Jeśli teraz zwiejesz i zostawisz ich, jak będziesz mógł kiedykolwiek spojrzeć znowu w te mordki?
— Nie musiałbym — powiedział na głos Maurycy. — I o to właśnie chodzi!
— Co? — zapytała Śliczna, podnosząc wzrok znad książki.
— Nie, nic — mruknął Maurycy. Nie udało się. Sprawy potoczyły się całkiem niezgodnie z kocimi zasadami. I do tego właśnie prowadzi myślenie, pomyślał. Prowadzi do kłopotów. Nawet kiedy wiesz, że inni potrafią myśleć za siebie, ty zaczynasz myśleć za nich też. Miauknął.
— Lepiej zobaczmy, co przydarzyło się chłopakowi.
* * *
W piwnicy panowała całkowita ciemność. Rozbrzmiewały w niej tylko głosy i tylko od czasu do czasu słychać było kapnięcie wody.
Читать дальше