Terry Pratchett - Zimistrz

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Zimistrz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimistrz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimistrz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tiffany zrobiła jeden niewłaściwy krok, popełniła jeden drobny błąd… A teraz duch zimy się w niej zakochał. Daje róże i góry lodowe, wyznaje uczucie lawinami i obsypuje płatkami śniegu. Trudno to znosić, kiedy ma się trzynaście lat, ale jest to również trochę no… miłe. „Łojzicku!” A tak, klan Nac Mac Feeglów jest na miejscu, by pomagać i się wtrącać. Ale jeśli Tiffany nie znajdzie rozwiązania, może już nigdy nie przyjdzie wiosna…

Zimistrz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimistrz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Roland zawsze chciał być dobrym szermierzem i zaszokowało go odkrycie, że miecze są takie ciężkie. Przed lustrem często walczył z własnym odbiciem i prawie zawsze wygrywał. Prawdziwe miecze na to nie pozwalały. Człowiek próbował nimi machnąć, a w rezultacie to one nim machały. Uświadomił sobie, że może jednak jest stworzony raczej do kawałków papieru. Poza tym nosił okulary, co nie jest łatwe pod hełmem, zwłaszcza kiedy ktoś inny uderza w ten hełm mieczem.

Miał teraz na głowie hełm i trzymał miecz o wiele dla niego za ciężki — choć by się do tego nie przyznał. Nosił też kolczugę, w której bardzo trudno mu się chodziło. Feeglowie bardzo się starali ją dopasować, ale i tak krok zwisał mu do kolan i brzęczał śmiesznie przy każdym ruchu.

Nie jestem bohaterem, myślał Roland. Mam miecz, który mogę unieść tylko oburącz, mam tarczę, też strasznie ciężką, i mam konia z takimi firankami dookoła, którego musiałem zostawić w domu (a ciotki dostaną szału, kiedy zajrzą do salonu), ale w środku pozostałem dzieciakiem, który chętnie by się dowiedział, gdzie jest wygódka.

Ale ona uwolniła mnie od królowej elfów. Gdyby nie ona, wciąż byłbym głupim dzieckiem, a nie… no, młodym człowiekiem, który ma nadzieję, że nie jest nazbyt głupi.

Nac Mac Feeglowie wpadli do jego pokoju, przedzierając się przez burzę, która nadeszła nocą. Powiedzieli, że właśnie nadszedł czas, by został Bohaterem dla Tiffany… No to zostanie. Tego był pewien. Prawie pewien. Tyle że w tej chwili sceneria nie wyglądała tak, jak się spodziewał.

— Wis, psez kazdo grotę można tam wliźć — tłumaczył Rob Rozbój siedzący na hełmie Rolanda. — Ale tsa mieć wiedzenie o ksyłokroku. No dobra, Duży Janie, ty pirsy…

Duży Jan wkroczył do kredowego tunelu. Wysunął do tyłu zgięte w łokciach ramiona i odchylił się, dla równowagi wyciągając do przodu nogę. Kilka razy pokręcił stopą w powietrzu, zrobił krok naprzód i zniknął w chwili, gdy dotknął stopą gruntu.

Rob Rozbój walnął pięścią w hełm Rolanda.

— Dobra, wielki Bohateze! — zawołał. — Rusamy!

* * *

Nie było stąd wyjścia. Tiffany nie była nawet pewna, czy jest jakieś wejście.

— Gdybyś była Letnią Panią, tobyśmy zatańczyli — powiedział zimistrz. — Ale wiem już, że nią nie jesteś. Jednak dla ciebie stałem się człowiekiem i muszę mieć towarzystwo.

Szalejące myśli Tiffany pokazywały obrazy: żołądź wypuszczający pęd, Żyzne Stopy, róg obfitości… Jestem boginią na tyle, by oszukać parę desek w podłodze, żołędzia i garść nasion, myślała. Jestem całkiem jak on. Żelaza dość, by zrobić gwóźdź, nie zmienia śnieżnego bałwana w człowieka, a kilka dębowych liści nie zmienia mnie w boginię.

— Chodź — rzekł zimistrz. — Pokażę ci mój świat. Nasz świat.

* * *

Kiedy Roland otworzył oczy, widział tylko cienie. Nie cienie rzeczy — po prostu cienie snujące się jak pajęczyny.

— Spodziewałem się, że będzie… cieplej — oznajmił, starając się nie okazywać ulgi.

Wokół niego wyskakiwali z pustki Feeglowie.

— Bo myślis sobie o piekłach — wyjaśnił Rob Rozbój. — One cęsto som takie bardziej piekące, fakt. Zaświaty som rocej smętne. Tutaj trafiajom ludzie, jak som zagubione, rozumis.

— Jak to? Znaczy, jak w ciemną noc, kiedy ktoś źle skręci…

— Ni… Tacy, co som umarli, kiedy jesce nie powinni, i teroz nie majom gdzie iść. Albo może wpadli do dziury między światami i nie znajom drogi. Niektózy to nawet nie wiedzom, gdzie som, bidacyska. Strosnie dużo sie zdaza takich zecy. I w Zaświatach ni ma nic do śmiechu. Ten akurat nazywał sie Limbo, bo tsa było być giętkim jak limba, coby się zmieścić psez niskie dzwi. Wyglonda, ze mocno sie popsuł, odkąd łostatni raz tu byliśmy. — Podniósł głos. — Syćkie brawo, chłopcy, dla Ciut Groźnego Szpica, który psesed z nami pirsy raz!

Zabrzmiały okrzyki, a Ciut Groźny Szpic pomachał mieczem.

Roland przedzierał się przez cienie, które rzeczywiście stawiały leciutki opór. Samo powietrze było tutaj szare. Niekiedy słyszał stęknięcia, czasem ktoś kaszlał z daleka. A potem zabrzmiały kroki… i brzmiały coraz bliżej…

Dobył miecza i w półmroku wytężył wzrok.

Cienie się rozstąpiły i obok przeszła bardzo stara kobieta w wystrzępionej, wytartej sukience. Ciągnęła za sobą duże tekturowe pudło podskakujące na nierównościach gruntu. Nawet nie spojrzała na Rolanda.

Opuścił miecz.

— Myślałem, że będą tu potwory — powiedział, gdy stara kobieta zniknęła w mroku.

— Ano — zgodził się ponuro Rob Rozbój. — Bo som. Myśl o cymś solidnym, co?

— Czymś solidnym?

— Ni żartuje! Myśl o pozondnej wielkiej góze albo o młocie! Cokolwiek robis, nie zyc sobie nicego, nicego nie żałuj, na nic nie miej nadziei.

Roland zamknął oczy, a potem uniósł rękę, by ich dotknąć.

— Ciągle widzę! A przecież oczy mam zamknięte!

— Ano! Bo wincej zobacys z zamkniętymi łocami. Popats dookoła, jak sie łośmielis!

Nie otwierając oczu, Roland zrobił kilka kroków i rozejrzał się. Na pozór wszystko pozostało takie samo, może tylko było bardziej szare i smętne. Ale po chwili zobaczył — jaskrawy pomarańczowy rozbłysk, linię w ciemności, która pojawiła się i zniknęła.

— Co to było?

— Nie wimy, jak łone same siebie nazywajom. My je nazywamy upiory — rzekł Rob.

— Te błyski światła?

— A nie, tamten to był daleko. Jak chces zobacyć jakiegoś z bliska, to stoi tuz psy tobie.

Roland odwrócił się pospiesznie.

— Ześ zrobił klasycny błąd — upomniał go Rob. — Ześ łotwozył łocy!

Roland zamknął oczy. I zobaczył upiora tuż obok.

Nie zadrżał. Nie krzyknął. Wiedział, że przyglądają mu się setki Feeglów.

Z początku pomyślał: To szkielet. Kiedy upiór zabłysnął znowu, przypominał ptaka, wysokiego ptaka, podobnego do czapli. Potem był postacią z kresek, jakie rysują małe dzieci. Raz za razem wykreślał się cienkimi płomiennymi liniami na tle ciemności.

Wyrysował sobie paszczę, pochylił się na moment, ukazując setki ostrych jak igły zębów, i zniknął.

Feeglowie zamruczeli z uznaniem.

— Ano, dobze ześ sobie radził — pochwalił Rob. — Ześ popatsył mu w pasce i nawet o krok ześ sie nie cofnoł.

— Byłem za bardzo przestraszony, żeby uciekać.

Rob Rozbój zbliżył głowę do ucha chłopca.

— Ano — szepnął. — Wim to dobze. Dużo jest takich, co zostali bohaterami, bo za bardzo sie bali, coby uciekać. Ale ześ nie wzasnoł, ześ nie zafajdał gatek i to dobze. Dalej będzie ich wincej. Nie puscaj ich do swojej głowy! Tsymaj ich z daleka!

— Czemu? A co one… Nie, nie mów!

Poszedł przez cienie. Mrugał, żeby niczego nie przeoczyć. Stara kobieta zniknęła, ale mrok zaczął wypełniać się ludźmi. W większości stali samotnie albo siedzieli na krzesłach. Niektórzy błąkali się w ciszy. Minęli mężczyznę w starodawnym kostiumie, który przyglądał się własnej dłoni, jakby widział ją po raz pierwszy.

Spotkali kobietę, która kołysała się rytmicznie i cienkim głosem małej dziewczynki śpiewała bezsensowną piosenkę. Kiedy Roland przechodził, rzuciła mu dziwny, obłąkany uśmiech. Tuż za nią stał upiór.

— No dobrze — rzekł ponuro Roland. — Teraz mi powiedz, co robią…

— Pozerajom twoje wspomnienia — wyjaśnił Rob. — Twoje myśli som dla nich zecywiste. Mazenia i nadzieje som jak jedzenie. Właściwie to zwykłe robactwo. Tak sie dzieje, kiedy o takie miejsca nikt nie dba.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimistrz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimistrz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zimistrz»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimistrz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x