Terry Pratchett - Niewidoczni Akademicy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Niewidoczni Akademicy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Niewidoczni Akademicy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niewidoczni Akademicy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kolejna książka o Świecie Dysku. Magowie z tajnego uniwersytetu w Ankh-Morpork słyną z mądrości, talentów magicznych i zamiłowania do popołudniowej herbatki. Z całą pewnością jednak nie ceni się ich jako sportowców. Lord Vetinari, lokalny tyran, sugeruje rektorowi, że uniwersytet powinien przywrócić popularną niegdyś tradycję footballową i skomponować drużynę składającą się z kadry akademickiej i studentów. Profesorowie mają twardy orzech do zgryzienia. Muszą ustalić, dlaczego ich rodacy — niezależnie od wieku i statusu społecznego — przepadają za footballem. Muszą nauczyć się w niego grać. A następnie muszą wygrać mecz, nie korzystając z magii…

Niewidoczni Akademicy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niewidoczni Akademicy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ogólnie biorąc, uważał, że przyczynia się do utrzymania NU w wybranym stanie przyjaznej, dynamicznej stagnacji. Dawało to wiele satysfakcji, zwłaszcza jeśli człowiek pamiętał, jaka jest alternatywa.

Jednak kartka, która sama się przewraca, była dla Myślaka anomalią. Teraz, wśród narastających wokół odgłosów przedśniadaniowej kolacji, wygładził ją i zaczął czytać.

* * *

Glenda z przyjemnością rozbiłaby talerz na ślicznej i pustej główce Juliet, kiedy dziewczyna wreszcie się zjawiła w nocnej kuchni. A przynajmniej z wielką przyjemnością by o tym myślała, bardzo stanowczo. Jednak nie warto było się irytować, gdyż obiekt tej irytacji nieszczególnie sobie radził z zauważaniem, co myślą inni. Juliet nie miała w sobie ani jednej cząsteczki złości, miała za to poważne kłopoty z przyswojeniem myśli, że ktoś mógłby próbować być dla niej niemiły.

Dlatego Glenda zadowoliła się zwykłym:

— Gdzie byłaś? Powiedziałam pani Whitlow, że poszłaś do domu, bo źle się czujesz. Twój tata pochoruje się ze zmartwienia! I źle to wygląda wobec innych dziewcząt.

Juliet opadła na krzesło ruchem tak pełnym gracji, że zdawał się śpiewać.

— Poszłam na piłkę, nie? No wiesz, graliśmy z tymi draniami z Przyćmionej.

— Do trzeciej nad ranem?

— Takie są zasady, nie? Gra się do końca meczu, do pierwszego zabitego albo pierwszego gola.

— Kto wygrał?

— Nie wiem.

— Nie wiesz?

— Kiedy odchodziliśmy, ustalali to według ran głowy. W każdym razie poszłam z Wrednym Johnnym, nie?

— Myślałam, że z nim zerwałaś.

— Postawił mi kolację, nie?

— Nie powinnaś tam chodzić. I nie powinnaś tego robić.

— Niby wiesz? — rzuciła Juliet, która czasami uważała, że pytania to odpowiedzi.

— Może weź się do zmywania, co? — zaproponowała Glenda.

A ja będę musiała po tobie poprawiać, pomyślała, kiedy jej najlepsza przyjaciółka odpłynęła w stronę rzędu kamiennych zlewów. Juliet właściwie nie zmywała naczyń, dawała im tylko lekki chrzest. Magowie nie należeli do ludzi, którzy zauważają na talerzu zaschnięte ślady wczorajszego jajka, lecz pani Whitlow umiała je wypatrzyć z sąsiedniego pokoju.

Glenda lubiła Juliet, naprawdę lubiła, choć czasem się zastanawiała dlaczego. Oczywiście, dorastały razem, ale zawsze ją dziwiło, w jaki sposób koleżanka — tak śliczna, że chłopcy denerwowali się, a czasem i mdleli, kiedy przechodziła — może być taka, no… taka tępa we wszystkim. Tak naprawdę to Glenda dorastała. Co do Juliet nie była pewna i niekiedy miała wrażenie, że dorasta za nie obie.

— Słuchaj, trzeba tylko trochę poszorować i będzie dobrze — burknęła po kilku minutach apatycznego zanurzania.

Wyjęła szczotkę z doskonałej dłoni Juliet, a potem, kiedy tłuszcz spływał już do ścieku, pomyślała: Zrobiłam to znowu. A właściwie znowu zrobiłam to znowu. Ile to już razy? Przecież kiedyś bawiłam się za nią jej lalkami!

Talerz po talerzu zaczynał błyszczeć w rękach Glendy. Nic tak nie czyści zaschniętych plam jak tłumiony gniew.

Wredny Johnny, myślała. Na bogów, przecież on śmierdzi jak kocie siki! Jest jedynym chłopakiem na tyle głupim, by wierzyć, że ma jakąś szansę. Nie do wiary, przy takiej figurze spotyka się tylko z absolutnymi durniami! Co by zrobiła beze mnie?

Po tym krótkim zamieszaniu w nocnej kuchni zapanował zwykły spokój, a te, które zostały określone jako „inne dziewczęta”, wróciły do swych zajęć. Trzeba zaznaczyć, że dla większości z nich dziewczęctwo skończyło się już dawno temu, ale pracowały dobrze i Glenda była z nich dumna. Pani Hedges po mistrzowsku zarządzała deskami serów. Mildred i Rachel, na liście płac opisane jako „kobiety od jarzyn”, były sprawne i godne zaufania, a Mildred wymyśliła słynny przepis na kanapki z buraczkami i serem.

Wszystkie znały swoje obowiązki. Wszystkie wykonywały swoje obowiązki. Nocna kuchnia była solidna, a Glenda lubiła solidność.

Miała dom, do którego wracała i który starała się odwiedzać co najmniej raz dziennie, ale mieszkała w nocnej kuchni. To była jej twierdza.

* * *

Myślak Stibbons wpatrywał się w otwartą stronicę. Jego umysł wypełniały nieprzyjemne pytania, z których najbardziej paskudnym było: czy jest jakiś sposób, by inni doszli do wniosku, że to moja wina? Nie. Dobrze!

— Ehm… Jest pewna tradycja, której niestety nie podtrzymywaliśmy chyba od dłuższego czasu, nadrektorze — oznajmił, starając się ukryć troskę w głosie.

— A czy to takie ważne? — Ridcully przeciągnął się leniwie.

— To tradycyjne, nadrektorze — odparł z wyrzutem Myślak. — Chociaż posunąłbym się może do twierdzenia, że niedochowywanie jej stało się teraz, niestety, tradycyjne.

— No to świetnie, prawda? Jeśli stworzymy tradycję niedochowywania innej tradycji, będzie podwójnie tradycyjna, zgadza się? To w czym problem?

— Chodzi o legat nadrektora Marynata Biggera — wyjaśnił mistrz tradycji. — Masa spadkowa Biggerów daje uniwersytetowi wiele korzyści. To był bardzo zamożny ród.

— Hmm… No tak. Przypominam sobie chyba to nazwisko. Ładnie z jego strony. I co?

— No… Byłbym szczęśliwszy, gdyby mój poprzednik poświęcał więcej uwagi niektórym tradycjom — odparł Myślak, który uważał, że złe wieści należy przekazywać stopniowo i jak najwolniej.

— Przecież nie żył.

— Tak, oczywiście. Może więc, nadrektorze, powinniśmy wprowadzić tradycję kontrolowania stanu zdrowia mistrza tradycji.

— Ależ on był całkiem zdrowy — stwierdził nadrektor. — Tyle że martwy. Całkiem zdrowy jak na trupa.

— Był stosem pyłu, nadrektorze!

— Ale to nie jest dokładnie to samo co choroba. — Ridcully wierzył, że nigdy nie należy ustępować. — Ogólnie mówiąc, stan taki można uznać za stabilny.

— Z legatem powiązany jest pewien warunek. — Myślak postanowił wrócić do tematu. — Zapisany drobnym drukiem.

— Och, nigdy się nie przejmuję drobnym drukiem, Stibbons!

— A ja tak, nadrektorze. Ten warunek brzmi: „i tak dziać się będzie, dopóki uniwersytet wystawia drużynę do gry w kopnijpiłkę zwaną też Rozrywką Chłopców Ubogich”.

— Jak to, z rozrywką, chłopcy, ubogo? — upewnił się kierownik studiów nieokreślonych.

— To śmieszne! — uznał Ridcully.

— Śmieszne czy nie, nadrektorze, taki jest warunek legatu.

— Ale przestaliśmy w tym uczestniczyć lata temu! Tłum na ulicach kopał, szturchał i wrzeszczał… i to tylko gracze! Widzowie wcale nie byli lepsi! W każdej drużynie setki ludzi! Mecze trwały całymi dniami! Dlatego je przerwano.

— Właściwie nigdy nie zostały wstrzymane, nadrektorze — wtrącił pierwszy prymus. — My się wycofaliśmy, owszem, gildie również. Przestała to być gra dla dżentelmenów.

— Mimo to… — Mistrz tradycji przesunął palcem po stronie. — Takie są warunki. Jest ich zresztą więcej. Ojoj. Niech to demony! To chyba nie…

Poruszał wargami bezgłośnie, gdy czytał. Cały pokój wyciągnął swą zbiorową szyję.

— Gadaj, chłopie! — huknął Ridcully.

— Wolałbym najpierw sprawdzić parę drobiazgów — odparł Mistrz Tradycji. — Nie chciałbym panów niepotrzebnie niepokoić.

— Zajrzał do księgi. — Niech to piekło…

— O co chodzi, człowieku?

— No więc wygląda na to… Nie, nie darowałbym sobie, gdybym zepsuł panu wieczór, nadrektorze — bronił się Myślak. — Na pewno źle to zrozumiałem. Przecież nie mógłby… Wielkie nieba!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Niewidoczni Akademicy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niewidoczni Akademicy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Niewidoczni Akademicy»

Обсуждение, отзывы о книге «Niewidoczni Akademicy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x