Terry Pratchett - Piąty elefant

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Piąty elefant» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąty elefant: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąty elefant»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Sam Vimes jest uciekinierem. Wczoraj był diukiem, komendantem policji i ambasadorem w tajemniczej, bogatej w tłuszcz krainie Uberwald.Teraz nie ma nic prócz wrodzonej pomysłowości i smętnych portek wujaszka Wani (nie pytajcie). Pada śnieg. Jest mróz. I jeśli nie przedrze się przez las do cywilizacji, wybuchnie straszliwa wojna.Ale jego tropem podążają potwory. Są inteligentne. Są szybkie. Są wilkołakami a i już go doganiają. „Piąty elefant” to najnowsza powieść Terry’ego Pratchetta o świecie Dysku. Tym razem w rolach głównych: krasnoludy, dyplomacja, intryga i wielkie bryły tłuszczu.

Piąty elefant — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąty elefant», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dręczył go także pewien niepokój, którego nie umiał dokładnie określić. Mógłby spróbować wyrazić to uczucie tak: policjanci nie mają wakacji. Tam, gdzie są policjanci, jak lubił powtarzać Vetinari, tam są przestępstwa. Jeśli więc uda się do Bzyku, jakkolwiek wymawia się tę nieszczęsną nazwę, zdarzy się tam przestępstwo. To coś, co świat zawsze szykował dla policjantów.

— Miło będzie znowu zobaczyć Serafine — oświadczyła Sybil.

— W samej rzeczy — zgodził się Vimes.

W Bzyku nie będzie — przynajmniej oficjalnie — policjantem. I wcale mu się to nie podobało. Nawet mniej niż wszystko pozostałe.

Przy kilku okazjach, kiedy opuszczał Ankh-Morpork i okoliczne włości, albo wyruszał do innych miast w okolicy, gdzie odznaka Straży Miejskiej z Ankh-Morpork miała swoją wagę, albo prowadził pościg — najstarszą i najbardziej szacowną z policyjnych procedur.

Z tego, co mówił Marchewa, wynikało, że w Bzyku jego odznaka będzie tylko dodatkowym niestrawnym kąskiem w czyimś menu. Znowu zmarszczył brwi.

— Serafine?

— Lady Serafine von Uberwald — wyjaśniła Sybil. — Matkę sierżant Angui. Pamiętasz, opowiadałam ci w zeszłym roku. Uczęszczałyśmy razem do szkoły. Oczywiście, wszystkie wiedziałyśmy, że jest wilkołakiem, ale w tamtych czasach nikt nawet nie pomyślał, żeby o takich rzeczach rozmawiać. Po prostu nie. Była ta sprawa z instruktorem narciarstwa, ale osobiście jestem przekonana, że musiał spaść do jakiejś szczeliny. Wyszła za barona i mieszkają w pobliżu Bezika. Pisuję do niej na każde Strzeżenie Wiedźm. Bardzo stara wilkołacza rodzina.

— Z rodowodem — mruknął Vimes.

— Och, Sam, że nie chciałbyś, by Angua to słyszała. I nie zamartwiaj się tak. Będziesz miał okazję trochę się odprężyć. Dobrze ci to zrobi.

— Tak, kochanie.

— To będzie jak nasz drugi miodowy miesiąc — westchnęła Sybil.

— Rzeczywiście — zgodził się Vimes, pamiętając, że z takich czy innych powodów nigdy nie mieli pierwszego.

— A skoro już o tym mowa… — Sybil zawahała się trochę. — Pamiętasz, wspominałam ci, że zamierzam odwiedzić panią Content.

— A tak. I co u niej słychać?

Vimes znowu wpatrywał się w kominek. Nie chodziło tylko o dawne koleżanki ze szkoły. Miał czasem wrażenie, że Sybil utrzymuje kontakty z każdym, kogo w życiu poznała. Lista adresów, na które wysyłała strzeżeniowiedźmowe kartki, sięgała już drugiego tomu.

— Wszystko w porządku, jak sądzę. W każdym razie zgadza się, że…

Ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła.

— Wilikins ma dzisiaj wolne — powiedziała. — Lepiej idź i otwórz, Sam. Wiem, że chcesz.

— Uprzedzałem ich, żeby mi nie przeszkadzali, chyba że to coś ważnego.

— Tak, ale w twojej opinii każde przestępstwo jest ważne. Na progu stał Marchewa.

— To jakby… polityczna sprawa, sir — powiedział.

— Co może się zdarzyć politycznego za kwadrans dziesiąta wieczorem, kapitanie?

— Ktoś się włamał do Muzeum Chleba Krasnoludów, sir. Vimes spojrzał w szczere, błękitne oczy Marchewy.

— Pewna myśl wpadła mi do głowy, kapitanie — rzekł wolno.

— A ta myśl to: zaginął pewien eksponat.

— Zgadza się, sir.

— I to replika Kajzerki.

— Tak, sir. Albo włamali się zaraz po naszym wyjściu, albo…

— Marchewa nerwowo oblizał wargi. — Albo ukryli się, kiedy tam byliśmy.

— Czyli jednak nie szczury.

— Nie, sir. Bardzo przepraszam.

Vimes zapiął płaszcz i zdjął z kołka hełm.

— A więc ktoś ukradł replikę Kajzerki z Kamienia, kiedy za kilka tygodni ta prawdziwa ma być wykorzystana w bardzo ważnej ceremonii. Uważam to za bardzo intrygujące.

— I ja tak pomyślałem, sir. Vimes westchnął.

— Nie cierpię tych politycznych historii.

Kiedy wyszli, lady Sybil siedziała przez chwilę i wpatrywała się w swoje dłonie. Potem zaniosła lampę do biblioteki i zdjęła z półki cienki tomik oprawny w białą skórę, na której złotem wytłoczono słowa „Nasz ślub”.

To było niezwykłe wydarzenie. Wyższe sfery Ankh-Morpork — tak wysokie, że aż cuchną, jak mawiał Sam — zjawiły się głównie z ciekawości. Ona była najlepszą partią w mieście, starą panną, która nigdy nie myślała, że wyjdzie za mąż, on zaś zwykłym kapitanem straży, który często irytował wiele osób.

Album zawierał ikonogramy z ceremonii. Tu ona, raczej wylewna niż promienna, a tutaj Sam, z pospiesznie przygładzonymi włosami, patrzący gniewnie na wizjer. Tutaj sierżant Colon tak nadymający pierś, że stopy niemal odrywają się od ziemi, i Nobby z szerokim uśmiechem, a może tylko robiący miny; z Nobbym trudno powiedzieć.

Sybil ostrożnie przewracała kartki. Powkładała między nie arkusiki bibułki, by chronić ikonogramy.

Pod wieloma względami, tłumaczyła sobie, miała szczęście. Była dumna z Sama. Ciężko pracował dla ludzi. Troszczył się o tych, którzy nie są ważni. Zawsze miał więcej spraw, niż było dla niego dobre. Był najbardziej cywilizowanym człowiekiem, jakiego w życiu spotkała. Nie szlachetnie urodzonym, dzięki niebiosom, ale szlachet-nym. I dobrym.

Nigdy nie wiedziała, co on właściwie robi. Och, wiedziała, jakie ma stanowisko, naturalnie, ale zdawała sobie sprawę, że niewiele czasu spędza za biurkiem. Kiedy w końcu przychodził do łóżka, zwykle wciskał ubrania wprost do kosza z praniem. Dopiero później od dziewczyny z pralni dowiadywała się o plamach krwi i błota. Krą-żyły pogłoski o pościgach szczytami dachów, walkach twarzą w twarz — i kolano w krocze — z ludźmi o imionach jak Harry „Ryglokrój” Weems…

Istniał Sam Vimes, którego znała, który wychodził, a potem wracał do domu. I był inny Sam Vimes, który właściwie nie należał do niej i żył raczej w tym samym świecie co ci wszyscy ludzie o okropnych imionach.

Sybil Ramkin wychowano, by była osobą zapobiegliwą, myślącą, dystyngowaną, choć raczej w stylu praktycznym. I tak, by łagodnie oceniała ludzi.

W ciszy domostwa raz jeszcze przejrzała obrazki. Potem głośno wytarła nos i wróciła do pakowania oraz innych rozsądnych zajęć.

* * *

Kapral Cudo Tyłeczek przedstawiała się jako „Cheri”. Była „nią”, a zatem rzadkim kwiatem w Ankh-Morpork. Nie chodzi o to, że krasnoludów nie interesował seks. Dostrzegały istotne zapotrzebowanie na nowe krasnoludy, którym mogłyby zostawiać swoje majątki, i żeby ktoś kontynuował prace wydobywcze, kiedy one same już odejdą. Równocześnie jednak nie dostrzegały żadnej potrzeby rozróżniania płci w żadnej sytuacji, chyba że całkiem na osobności. Nie istniało coś takiego jak krasno-ludzi zaimek żeński ani — kiedy dzieci jadły już pokarmy stałe — coś takiego jak praca odpowiednia dla kobiet.

Potem w Ankh-Morpork zjawiła się Cudo Tyłeczek i zobaczyła, że są tu osoby, które nie noszą kolczug ani skórzanej bielizny [3] Przynajmniej nie tego rodzaju, jaką ona sama zwykle nosiła. , za to noszą ubrania w ciekawych kolorach i podniecające makijaże, i że osobnicy ci nazywani są kobietami [4] Oraz, ostatnio, kapralem Nobbsem. . I w jej małej, okrągłej głowie pojawiła się myśl: Dlaczego nie ja?

Teraz w piwnicach i krasnoludzich barach w całym mieście była potępiana jako pierwszy w Ankh-Morpork krasnolud, który nosi spódnicę. Była to twarda brązowa skóra, obiektywnie tak erotyczna jak kawałek drewna, ale — jak wskazywały niektóre starsze krasnoludy — gdzieś tam pod spodem były jego [5] Nie potrafiły się zmusić do wymówienia słowa „jej”. kolana.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąty elefant»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąty elefant» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąty elefant»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąty elefant» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x