Delikatnie popiła herbaty ze spodeczka, potem skinęła głową w stronę starego kapelusza leżącego na stole.
— Czy twoja babcia nosiła kapelusz?
— Co? No… raczej nie — odparła Akwila, wciąż myśląc o wielkim widowisku. — Kiedy pogoda była bardzo zła, zarzucała na głowę stary worekjak kaptur. Mówiła, że kapelusze nie chodząw parze z wiatrem na wzgórzach.
— Czyli niebo byłojej kapeluszem — stwierdziła spokojnie babcia Weatherwax. — A czy miała płaszcz?
— Pasterze mawiali, żejeśli się zobaczy babcię Dokuczliwą w płaszczu, to znaczy, że wiatr przegania skały! — oświadczyła z dumą Akwila.
— Czyli wiatr był jej płaszczem. To wielka umiejętność. Deszcz nie pada na wiedźmę, która sobie tego nie życzy, chociaż ja wolę zmoknąć i być wdzięczna.
— Za co wdzięczna?
— Że wyschłam. — Babcia Weatherwax odstawiła spodek i filiżankę. — Dziecko, przyszłaś tu, by się dowiedzieć, co jest prawdą, a co nie, ale niewiele mogę cię nauczyć ponad to, cojuż umiesz. Ty tylkojeszcze nie wiesz, że wiesz, dlatego resztę życia poświęcisz na uczenie się tego, cojuż masz w swoich kościach.
Popatrzyła na ufną twarz Akwili i westchnęła.
— Wyjdźmy — powiedziała. — Udzielę ci pierwszej lekcji. Ajest to lekcjajedyna. Nie potrzeba zapisywaćjej w żadnej książce.
Poprowadziła dziewczynkę do murku z tyłu ogrodu, rozejrzała się wokół i podniosła patyk.
— Magiczna różdżka. Popatrz. — Zielony płomień strzelił z patyka, aż Akwila podskoczyła. — Teraz ty spróbuj.
Akwili nic nie wychodziło, żeby nie wiemjak bardzo próbowała.
— Oczywiście, że nic się nie dzieje — stwierdziła babcia. — Przecież to tylko kijek. A teraz zastanów się, czy rzeczywiście spowodowałam, że strzelił z niego płomień, czy może raczej spowodowałam, żebyś tak myślała. To nie ma żadnego znaczenia. Bo tak czy siak, ja to powoduję, nie kijek. Jeśli nastawisz umysłjak należy, zamienisz kijek w różdżkę, niebo w swój kapelusz, a kałużę w magiczną… magiczną… jakżeż się nazywają te wymyślne filiżanki?
— No… chodzi pani o czarę? — zapytała Akwila.
— No właśnie, magiczną czarę. Rzeczy nie mają znaczenia. Ludzie tak. — Babcia Weatherwax spojrzała przelotnie na dziewczynkę. — Mogę cię nauczyć, jak gonić po wzgórzach z zającami, jak latać nad nimi z myszołowem. Mogę ci opowiedzieć sekrety pszczół. Mogę nauczyć cię tego i wiele, wiele więcej, jeśli zrobisz coś tutaj i teraz. Jedną prostą rzecz.
Akwila przytaknęła w oszołomieniu.
— Rozumiesz, że wszystkie te świecidełka są tylko zabawkami, a zabawki mogą cię sprowadzić na manowce?
— Tak!
— W takim razie zdejmij swego lśniącego konika, który nosisz na szyi, i wrzuć go do studni.
Akwila posłusznie, jak zahipnotyzowana, sięgnęła ku szyi i odpięła łańcuszek. Kiedy wyciągnęła rękę ponad studnię, srebrny koń zalśnił. Patrzyła na niego, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu. I wtedy…
Ona sprawdza ludzi, pomyślała. Przez cały czas.
— Więc jak? — zapytała wiedźma.
— Nie — odparła Akwila — Nie mogę.
— Nie mogę czy nie zrobię? — zapytała ostro babcia.
— Nie mogę. — Akwila hardo uniosła podbródek. — I nie zrobię! Szybko cofnęła rękę i zapięła naszyjnik, spoglądając buntowniczo. Babcia Weatherwax się uśmiechnęła.
— Dobrze załatwione — oświadczyła cicho. — Bo jeśli nazbyt boisz się błądzić, nigdzie nie zajdziesz. Czy mogłabym go obejrzeć?
Akwila spojrzała wiedźmie prosto w oczy. Potem rozpięła łańcuszek i podałajej naszyjnik. Czarownica uważnie się mu przyjrzała.
— To zabawne, kiedy pada na niego światło, wygląda, jakby galopował — powiedziała, machając nim lekko. — Dobra robota. Oczywiście nie przypomina wcale konia, ale jest kwintesencją konia.
Akwila patrzyła na nią z otwartą buzią. Przez moment stała przed nią uśmiechnięta babcia Dokuczliwa, a po chwili z powrotem była babcia Weatherwax. Czy to ona zrobiła, czy może ja sama? — zastanowiła się. I czy ośmielę się tego dowiedzieć?
— Nie przyjechałam tylko po to, by oddać pani kapelusz — udałojej się wykrztusić. — Przywiozłam też prezent.
— Jestem pewna, że nikt nie zasługuje na to, by przynosić mi prezent — skrzywiła się babcia Weatherwax.
Akwila, wciąż oszołomiona, nie zwróciła na to uwagi. Sięgnęła znowu do worka, skąd wydobyła małą, miękką paczuszkę, która zmieniała kształt wraz z dotknięciem ręki.
— Odniosłam większość rzeczy z powrotem do panaWręcemocnego — powiedziała. — Ale pomyślałam sobie, że to… mogłoby się pani przydać.
Staruszka wolno odwinęła biały papier. Lekki Zefir rozwinął się pod jej palcami i uleciał w powietrze niczym dym.
— Jest śliczny, ale nie mogłabym go nosić — powiedziała Akwila, a płaszcz rozłożył się na całą swą szerokość. — Potrzeba gratacji, żeby nosić coś takiego.
— Co to jest gratacja?
— No… wdzięk. A do tego godność, powaga, mądrość i tak dalej — powiedziała Akwila.
— Aha. — Babcia odprężyła się nieco. Patrzyła na łagodnie falujący materiał i pociągnęła nosem. Lekki Zefir to naprawdę coś cudownego. Magowie osiągnęli przynajmniej jedno, tworząc ten płaszcz. Potrafił wypełnić dziurę w życiu, o której nawet nie wiesz, dopóki go nie zobaczysz.
— No cóż, przypuszczam, że są tacy, którzy mogą nosić coś podobnego, i tacy, którzy nie mogą — doszła do wniosku. Pozwoliła, by materiał owinął sięjej wokół szyi, gdzie spięła go broszkąw kształcie krzyża. — To trochę nazbyt wspaniałe dla kogoś takiegojakja. I zbyt wymyślne. Wyglądałabym w tym jak trzpiotka. — Zostało to powiedziane jak stwierdzenie, a jednak na końcu pojawiło się coś na kształt znaku zapytania.
— Nieprawda — powiedziała Akwila pogodnie. — Świetnie do pani pasuje. Jeśli się nie wie, kiedy trzeba być człowiekiem, nie wie się także, kiedy być wiedźmą.
Ptaki zamilkły. Wysoko na drzewach umknęły wiewiórki. Nawet niebo przez chwilę wydało się jakby ciemniejsze.
— No… tak słyszałam — udało się powiedzieć Akwili. Po chwili dodała: — Od kogoś, kto zna się na rzeczy.
Błękitne oczy wwiercały się w nią. Przed babcią Weatherwax nie można było mieć tajemnic. Cokolwiek się powiedziało, rozumiała prawdziwe znaczenie.
— Może wpadniesz do mnie jeszcze kiedyś — zaproponowała w pół obrotu, przyglądając się, jak wiatr rozwiewa poły płaszcza. — Tu zawszejest bardzo spokojnie.
— Bardzo bym chciała — odparła dziewczynka. — Czy mam wcześniej zawiadomić pszczoły, byś mogła mieć, babciu, gotową herbatę?
Przez chwilę babcia piorunowałają spojrzeniem, ale nagle na jej twarzy pojawił się kwaśny uśmiech.
— Jesteś sprytna — stwierdziła.
Co się w tobie kryje? — zastanawiała się Akwila. Jąkaj esteś naprawdę? Czy rzeczywiście chciałaś, żebym nosiła twój kapelusz? Udajesz wielką złą czarownicę, a to wcale nie jesteś ty. Sprawdzasz ludzi przez cały czas, wystawiasz ich na próby, ale chcesz przecież, żeby okazali się na tyle sprytni, by z tobą wygrali. Trudno być najlepszą. Nie wolno ci się zatrzymać. Jesteś nazbyt dumna, by przegrać. Duma! Zamieniłaśjąw ogromną siłę, ale ona zjada także ciebie. Czy boisz się roześmiać, by nie usłyszeć rechotu żaby?
Pewnego dnia spotkamy się znowu. Obie o tym wiemy. Spotkamy się na Próbach.
— Jestem na tyle sprytna, by wiedzieć, jak ci się udaje nie myśleć o różowych nosorożcach, kiedy ktoś o nich mówi — powiedziała.
Читать дальше