…i tojuż najwyraźniej był koniec.
Panna Gablotka wyszła znowu na środek, tym razem prawie pijana ulgą, że w ogóle Próby się odbyły. Jeszcze raz spróbowała zaprosić na ring wiedźmę lub — naprawdę, dziewczęta, nie wstydźcie się — adeptkę.
Panowała cisza tak gęsta, że można by było w nią wbijać szpilki.
I wtedy wreszcie powiedziała:
— No dobrze… w takim razie ogłaszam Próby za zakończone i zamknięte. Herbata czekaw dużym namiocie!
Akwila i babcia wstałyjak na komendę i ukłoniły się sobie. Potem babcia odwróciła się, by włączyć się w tłum zmierzający na herbatę. Ciekawe było zobaczyć, jak tłum się rozstępuje, całkowicie nieświadomie, by zrobić dla niej przejście, niczym morze przed wyjątkowo dobrym prorokiem.
Petulię otaczały młode wiedźmy. Świński trik udał się bardzo dobrze. Akwila stanęła w kolejce, byją uściskać.
— Ale to ty byś wygrała! — Petulia była czerwona na twarzy z emocji.
— To nie ma żadnego znaczenia. Naprawdę nie ma.
— Oddałaś wygraną — odezwał się ostry głos tuż za plecami Akwili. — Miałaś ją praktycznie w rękach i nie sięgnęłaś po nią. I jak się teraz czujesz, Akwilo? Masz ochotę być skromnisią?
— Teraz ty mnie posłuchaj, Annagrammo! — Petulia wymierzyła w nią rozwścieczony palec.
Akwila sięgnęła i opuściłajej rękę. Potem odwróciła się do An — nagrammy i uśmiechnęła tak radośnie, że każdego by to zbiło z tropu.
Chciałajej powiedzieć: Tam, skądja pochodzę, organizowane są zawody psów pasterskich. Zewsząd przybywają pasterze, by pokazać, jak wyszkolili swoje owczarki. Nagrodami są srebrne haczyki i pasy wysadzane srebrnymi guzami i różne takie, ale czy wiesz, Annagrammo, co jest największą nagrodą? Nie, ty tego nie wiesz. Są tam też sędziowie, alejeśli chodzi o tę największą nagrodę, oni się również nie liczą. Jest tam… była niepozorna stara dama, która zawsze siadała na przedzie, pochylała się nad płotkami z fajką w zębach, a u jej nóg siedziały dwa najwspanialsze psy, jakie się kiedykolwiek urodziły. Nazywały się Grzmot i Błyskawica, poruszały się tak szybko, że wzniecały w powietrzu ogień, a ich futra lśniły w słońcu, ale ona nigdy nie wystawiała ich w zawodach. Wiedziała o owcach więcej, niż nawet wie owca. I tym, czego każdy młody pasterz pragnął, ale tak naprawdę, nie był żaden srebrny haczyk czy pas, tylko zobaczyć, jak ona wyjmuje z ust fajkę i cicho mówi „nieźle, nieźle”, ponieważ dopiero to oznaczało, że onjestjuż prawdziwym pasterzem i wszyscy pasterze też to wiedzieli. A gdybyś zaproponowała mu, by ją wyzwał, przekląłby ciebie, tupnął nogą i powiedział, że wolałby splunięciami zgasić słońce. Jak mógłby kiedykolwiek wygrać? Ona była kwintesencją pasterstwa. To było jej całe życie. Gdyby coś jej odebrał, odebrałby to sobie. Nie rozumiesz tego, prawda? Ale tojest właśnie serce, dusza i kwintesencja wszystkiego. Dusza i kwintesencja!
Jej przemowa poszłaby na marne, więc Akwila powiedziała tylko:
— Zamknijże się wreszcie, Annagrammo. Chodźmy zobaczyć, czy nie zostałyjakieś bułeczki.
Ponadjej głową rozległ się krzyk myszołowa. Podniosła wzrok.
Ptak obrócił się i rozpoczął pościg z wiatrem w długim ślizgu, kierując się w stronę domu. Tam zawsze był ich dom.
* * *
Joanna otworzyła oczy nad kociołkiem.
— Wraca do domu! — wykrzyknęła, gramoląc się na nogi. Pomachała niecierpliwie dłonią do przyglądających się Figli. — Co tak stoicie i gapicie się? Złapcie mi tu zarazjakiegoś królika do upieczenia. Przygotujcie palenisko. I nagotujcie wody, bo zamierzam wziąć kąpiel. Spójrzcie tylko, jak tu wygląda, toż to chlew! Bierzcie się do sprzątania. Chcę, żeby dla Wielkiego Człowieka wszystko błyszczało! I ukradnijcie trochę Specjalnego Płynu dla Owiec! Natnijcie zielonych gałęzi ostrokrzewu i cisu! Wypolerujcie mi wszystkie złote talerze, żeby błyszczały. Cały ten kopiec ma aż lśnić! Na co jeszcze czekacie?
— No… co mamyzrobić najpierw, wodzo? — pytałynerwowo Figle.
— Macie zrobić to wszystko naraz Wjej komorze napełnili wazę na kąpiel. Wodza szorowała się, używając starej szczoteczki do zębów Akwili, i przysłuchiwała się, jak Figle ciężko pracują, wykonując polecenia i bez przerwy wchodząc sobie w drogę. Kopiec zaczął wypełniać zapach pieczonego królika.
Joanna włożyła swoją najlepszą sukienkę, uczesała włosy, wzięła szal i wyszła na zewnątrz. Stała tak, przyglądając się górom, aż poja — kiejś półgodzinie mały punkcik na niebie zaczął rosnąć i rosnąć.
Jako wodza zamierzała powitać wojownika. Jako żona ucałuje go i będzie mieć za złe, że tak długo go nie było. Jako kobieta rozpływała się z ulgi, wdzięczności i radości.
Rozdział czternasty
Królowa pszczół
Tak więc pewnego popołudnia, jakiś tydzień później, Akwila wybrała się w odwiedziny do babci Weatherwax.
To było tylko piętnaście mil, mierząc długością lotu, a ponieważ Akwila nadal nie przepadała za lataniem, panna Libella poleciała razem z nią.
Niewidzialna część panny Libelli. Akwila po prostu leżała płasko na kiju, obejmując go ramionami, udami i kolanami, ajeśli to możliwe — nawet uszami. Miała ze sobą dużą papierową torbę, na wypadek gdyby zwracała, ponieważ nikt nie lubi anonimowych zwrotów. Trzymała też duży worekjutowy, który traktowała bardzo ostrożnie.
Nie otworzyła oczu aż do chwili, gdy świszczenie umilkło, a inne odgłosy powiedzialyj ej, że najprawdopodobniej znajduje się już blisko ziemi. Prawdę mówiąc, panna Libella zachowała się nadzwyczaj rozsądnie. Dziewczynka spadła, ponieważ nogi zdrętwiałyjej w czasie jazdy w tej dziwnej pozycji, prosto na mięciutki mech.
— Dziękuję — powiedziała, kiedyjuż się podniosła. Wiedziała, że zawsze warto być szczególnie uprzejmym w towarzystwie osób, których nikt nie dostrzega.
Miała na sobie nową sukienkę. Zieloną, podobniejak poprzednia. Skutkiem skomplikowania świata dobrych uczynków i zobowiązań, wjakim żyła panna Libella, dostały czteryjardy bardzo dobrego materiału (za przyjęcie na świat synka panny Prędkiej) i kilka godzin szycia (noga pani Łowczej ma się już znacznie lepiej, dziękuję). Czarne ubrania na razie odłożyła. Kiedy będę stara, zacznę się ubierać jak noc, postanowiła. Na razie miała dość wszystkiego co ciemne.
Rozejrzała się po polanie leżącej na lekkim wzniesieniu, z trzech stron otoczonej przez dęby i klony, ale z czwartej otwartej na stok, skąd roztaczał się piękny widok na wiele mil wokół. Klony gubiły właśnie nasionka, które wirowały leniwie nad ścieżką prowadzącą przez ogród. Nie miał płotu, choć w pobliżu pasły się kozy. Tylko ktoś, kto by zapomniał, kimjest właścicielka tego domu, zdziwiłby się, dlaczego kozy nie robią szkód w ogródku. Była też studnia. No i oczywiście chatka.
Z pewnością chatka nie spodobałaby się pani Skorek. Wyglądała bowiemjak wyjęta z bajki. Ściany pochylały się ku sobie, wspomagając swój trud, strzecha obsunęła się nieco jak źle włożona peruka, a kominy przypominały korkociągi. Nie była to chatka z piernika, lecz bardzo ją przypominała.
Głęboko w lesie, w małej chatce mieszka zła stara czarownica…
Ten domek wyglądał dokładnie jak z najstraszniejszej bajki. Po drugiej stronie domku stały ule, niektóre bardzo wiekowe, ze słomy, ale większośćjuż z drewna. Rozbrzmiewały aktywnością mimo późnej pory roku.
Akwila podeszła, żeby je obejrzeć, a wtedy pszczoły wyroiły się czarnym strumieniem. Zbliżyły się doAkwili, uformowały kolumnę i…
Читать дальше