Akwila wypiła wodę. Kątem oka dostrzegła, jak panna Libella macha sznurkiem wokółjajka. Starała się wywołać chaos, ale tak żeby nie zwracać uwagi Akwili.
Przez umysł Akwili przepływały dziwne obrazy. Strzępy głosów, fragmenty wspomnień… i głosik, jej własny, ale bardzo cichy i cichnący, ajednak buntowniczy.
Nie jesteś mną. Tylko tak ci się zdaje! Ktoś mi pomoże!
— No a teraz — powiedziała panna Libella — zobaczmy, co my tu widzimy…
Chaos eksplodował, i to nie tylko na kawałeczki, ale pojawił się ogień i dym.
— Och, Akwilo! — Panna Libella gwałtownie machała dłonią. — Czy wszystko z tobą w porządku?
Dziewczynka podniosła się powoli. Była chyba nieco wyższa niż normalnie.
— Tak, myślę, że wszystko jest ze mną w porządku. Wcześniej nie czułam się dobrze, ale już teraz tak. I wiem, że marnowałam czas, panno Libello.
— Co…? — Czarownica nie zdołała zadać pytania. Akwila wymierzyła w nią palec.
_Wiem, dlaczego musiała pani opuścić cyrk, panno Libello — powiedziała. — To było związane z klaunem Floppo, sztuczką z drabiną i… kremem budyniowym…
Panna Libella pobladła.
— Skąd możesz to wiedzieć?
— Wystarczy na panią spojrzeć! — odparła Akwila, przepychając się koło niej do mleczarni. — Niech pani tylko spojrzy!
Wycelowała palcem i drewniana łyżka uniosła się na cal ponad stół. A potem zaczęła wirować, coraz szybciej i szybciej, by wreszcie z trzaskiem pęknąć w drzazgi, które rozprysły się po całym pomieszczeniu.
— Umiem to zrobić! — wykrzyknęła Akwila Złapała misę z twarogiem, wylała go na stół i pomachała dłonią. Twaróg zamienił się w ser. — Oto jak powinno wyglądać robienie sera! I pomyśleć, że straciłam lata, by się uczyć trudniejszej metody! Tak robi prawdziwa czarownica. Dlaczego pełzamy w pyle, panno Libello? Dlaczego zajmujemy się ziołami i bandażujemy śmierdzące nogi starych ludzi? Dlaczego otrzymujemy zapłatę wjajkach i zeschłych ciastkach? Annagrammajest głupiajak kwoka, ale nawet ona potrafi dostrzec, że to błąd. Dlaczego nie używamy magii? Boi się pani, co?
Panna Libella próbowała się uśmiechać.
_ Droga Akwilo, wszystkie przez to przechodzimy — powiedziała drżącym głosem. — Choć może nie tak… gwałtowniejak ty, muszę to przyznać. A odpowiedź na to brzmi: ponieważ jest to niebezpieczne.
— Oczywiście, tak zawsze mówią dorośli, kiedy chcą przestraszyć dzieci — odparła Akwila. — Opowiada się nam historie, które mają nas przestraszyć, żebyśmy się bali! Nie chodź do wielkiego złego lasu, bo jest tam mnóstwo niebezpiecznych rzeczy, tak się nam mówi. Ale naprawdę wielki zły las powinien się bać nas! Wychodzę!
— Może to i dobry pomysł — uznała panna Libella niepewnie. — Tylko zachowuj się.
— Nie muszę postępować na twoją modłę — żachnęła się Akwila i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Miotła panny Libelli stała oparta o ścianę kilka kroków dalej. Akwila się zatrzymała. Umysłjej płonął.
Przecież próbowała się trzymać od tego z daleka. To panna Libella wmanewrowałają w próbny lot, podczas którego dziewczynka wczepiła się rękami i nogami w drzewce, a czarownica biegła po obu stronach, trzymając za linę i wykrzykując zachęcająco. Zatrzymały się wreszcie, kiedy Akwila po raz czwarty zwróciła.
Tak właśnie było.
Złapała kijek, przerzuciła przezeń nogę… ale okazało się, że druga noga stoi jak przymurowana. Kij miotał się dziko, a kiedy oderwała wreszcie nogę od ziemi, tak szarpnął, że Akwila znalazła się głową do dołu. To nie była najlepsza pozycja dla widowiskowego odjazdu.
— Nie mam zamiaru dać ci nauczki — powiedziała łagodnie — to ty mnie nauczysz. Ajak nie, to drugiej lekcji udzieli ci siekiera!
Miotła odwróciła się w odpowiednią stronę, a następnie łagodnie uniosła w górę.
— Dobrze — oświadczyła Akwila. Wjej głosie nie było lęku. Tylko niecierpliwość. Ziemia uciekająca w dół wcale jej nie martwiła. Przecież gdyby nie miała dość rozumu, żeby trzymać się z daleka, Akwila uderzyłaby w nią…
* * *
Kiedy miotła odleciała na dość znaczną odległość, z wysokiej trawy ogrodu doszedł głos:
— Rozboju, przybyliśmy za późno. To był współżycz, z pewnością.
— Tak, ale czy widziałeś, jak zachowywała się noga? On jeszcze nie wygrał, nasza ciutwiedźma gdzieś tam jest! I walczy z nim! A on nie wygra, dopóki nie pokona jej całkowicie. Jasiu, czy mógłbyś przestać sięgać po te jabłka?. ”
— Przykro mi to mówić, Rozboju, ale nikt nie może walczyć z współżyczem. To jak walka z samym sobą. Im bardziej walczysz, tym bardziej on ciebie ma. A kiedy ma ciebie całego…
— Umyj sobie usta sikamijeża, Duży Janie. To sję nie stanie…
— Na litość! Nadchodzi wielka wiedźma!
Połowa panny Libelli wyszła do zniszczonego ogrodu.
Patrzyła na oddalającą się miotłę, potrząsając głową.
Głupi Jaś w tej właśnie chwili znajdował się na otwartej przestrzeni, gdzie próbował dosięgnąć spadłejabłko. Odwrócił się, by czmychnąć, i pewnie by mu się to udało, gdyby nie to, że wpadł prosto na porcelanowego ogrodowego gnoma. Odskoczył nieco zamroczony, zataczając się, próbował skupić wzrok na grubej postaci o rumianych policzkach. Rozjuszony nie usłyszał kliknięcia ogrodowej furtki, a następnie cichych kroków.
A kiedy przychodzi do wyboru: uciekać czy walczyć, Figiel nie myśli dwa razy. Prawdę mówiąc, nie myśli wcale.
— No i co się tak szczerzysz, koleś? — spytał zaczepnie. — Ach tak, pewnie myślisz, że z ciebie gość, tylko dlatego że trzymasz w łapskach wędkę? — Złapał po spiczastym różowym uchu w każdą dłoń i wycelował główką w coś, co okazało się całkiem twardym porcelanowym nosem. Który rozpękł się na kawałki, jak to takie rzeczy postępują w sprzyjających okolicznościach, ale też uderzenie oszołomiło małego człowieczka, który ledwo utrzymał się na nogach.
I przez to zbyt późno zobaczył pannę Libellę zmierzającą ku niemu od drzwi. Odwrócił się, by dać nurka w przeciwną stronę, i wpadł prosto w ręce także panny Libelli.
— Wiesz przecież, żejestem czarownicą — powiedziała. — I jeśli natychmiast nie przestaniesz się wyrywać, poddam cię najbardziej okropnej torturze. Wiesz, na czym polega?
Głupi Jaś potrząsnął głową. Wiele lat żonglowania spowodowało, że panna Libella miała stalowy uchwyt. Niziutko, w głębokiej trawie reszta Figli słuchała tak mocno, że aż bolało.
Panna Libella zbliżyła go do swoich warg.
— Puszczę cię teraz, nie dawszy popróbować dwudziestoletniej MacAbre, którą mam w kredensie — wyszeptała.
Z trawy wyprysnął Rozbój.
— Na litość, panienko, jak można zrobić coś takiego! Czy nie masz w sobie ani odrobiny litości?! — krzyczał. — Jesteś prawdziwie okrutną wiedźmą… — zamilkł. Panna Libella uśmiechała się. Rozbój rozejrzał się, rzucił miecz na ziemię i powiedział tylko: — Na litość!
* * *
Fik Mik Figle szanowały czarownice, chociaż często nazywałyje wiedźmami. A ta przyniosła duży bochen chleba i całą butelkę whisky, i na dodatek zaprosiła ich do rozmowy. Kogoś takiego należy szanować.
— Oczywiście słyszałam o was, panna Tyk wspominała coś niecoś — mówiła, przyglądając się, jak zajadają, co mało kto potrafił znieść mężnie. — Jednak zawsze wydawało mi się, żejesteście postaciami z bajki.
— Wolelibyśmy, by tak pozostało, jeśli pani pozwoli — powiedział Rozbój i beknął. „Jużjest i tak wystarczająco niedobrze, kiedy faceci od arcne-logiki próbują kopać w naszych kopcach, a panie od folk-logiki opowiadać o nas.
Читать дальше