…i powstała myśl: Trzeba być najsilniejszym. WtedyJest s^ bezpiecznym. Onajest słaba. Wydajejej się, że magię można kupić.
— To naprawdę ona — rozległ się z tyłu głos. — Dziewczynka od serów.
Akwila się podniosła.
* * *
…współżycz przybierałjuż postać wielu postaci, w tym kilku magów, ponieważ magowie poszukują mocy przez cały czas i niekiedy ją znajdują, stosując swe zdradliwe kręgi, dzięki którym okrążają wcale nie jakiegoś demona na tyle głupiego, że da się go złapać groźbami lub zagadkami, ale współżycza, któryjest tak głupi, że niepotrzebne są żadne sztuczki, by dał się złapać. I współżycz pamiętał…
* * *
Annagramma piła ze szklanki mleko. Kiedyjuż się widziało panią Skorek, można też było nieco zrozumieć Annagrammę. Czuło się wprost, że obserwuje świat z uwagą, by zaraz usiąść i spisać listę poprawek.
— Cześć — odezwała się Akwila.
— Podejrzewam, że przyszłaś tu, aby błagać mnie, byśmy cięjednak do nas przyjęły, czyż nie? To mogłoby być nawet zabawne.
— Niezupełnie. Ale mogłabym pozwolić, byś dołączyła do mnie — odparła Akwila. — Smakuje ci to mleko?
Szklanka mleka zmieniła się w zbitą masę trawy i ostów. Annagramma w jednej chwili wypuściła ją z ręki. Szklanka znowu stała się szklanką mleka w momencie, kiedy miała uderzyć w podłogę, szkło rozbiło się na kawałeczki i mleko rozlało po podłodze.
Akwila popatrzyła na sufit. Namalowane gwiazdy rozbłysły prawdziwym światłem. Lecz Annagramma nie odrywała wzroku od rozlanego mleka.
— Mówią, że moc niekiedy przychodzi do nas, słyszałaś o tym? — Akwila spacerowała wkoło Annagrammy. — No cóż, do mnie przyszła. Chcesz być moją przyjaciółką? Czy raczej wolisz… stać mi na drodze? Na twoim miejscu posprzątałabym to mleko.
Skoncentrowała się. Nie wiedziała, skąd to przychodziło, ale wydawało się doskonale wiedzieć, co powinno robić.
Annagramma uniosła się o kilka cali nad podłogę, szarpała się i próbowała uwolnić, ale przez to zaczęła jedynie wirować. Ku obrzydliwemu zadowoleniu Akwili rozpłakała się.
— To ty powiedziałaś, że powinnyśmy używać naszej mocy — mówiła Akwila, chodząc naokoło Annagrammy, która próbowała się uwolnić. — Mówiłaś, że jeśli mamy talent, ludzie powinni o tym wiedzieć. Ty masz głowę na karku, i to dobrze tam przymocowaną.
— Akwila nachyliła się, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. — To byłoby okropne, gdyby okazała się nie aż tak dobrze przymocowana, prawda?
Machnęła dłonią i jej więźniarka opadła na ziemię. Ale choć Annagramma była nieprzyjemna, nie okazała się tchórzem, zerwała się na równe nogi, otworzyła usta do krzyku i podniosła rękę…
— Uważaj — powiedziała Akwila. — Bo mogę to zrobić jeszcze raz.
Annagramma nie była też idiotką. Opuściła rękę i wzruszyła ramionami.
— Udało ci się — przyznała z niechęcią.
— Ale przyznaję, że przydałaby mi się twoja pomoc.
— Niby do czego? — burknęła Annagramma, wciąż się bocząc.
Potrzebujemy sprzymierzeńców, myślał współżycz w umyśle Akwili. Mogą pomóc nas chronić. A w razie czego się ich poświęci. Inne stworzenia zawsze lgną do tych, którzy reprezentują sobą potęgę, a ta w szczególności kocha moc…
— Po pierwsze — mówiła Akwila — żebyś mi powiedziała, gdzie mogę się ubrać takjak ty.
Oczy Annagrammie zalśniły.
— Och, musisz wpaść do Zygzaka Wręcemocnego w Bezwyjściu. On sprzedaje wszystko, czego tylko nowoczesna wiedźma może zapragnąć.
— W takim razie ja chcę wszystko — odparła Akwila.
— Będzie żądał zapłaty — ciągnęła dalej Annagramma. — To krasnolud. Oni potrafią odróżnić prawdziwe złoto od iluzji. Wszyscy próbowali już z nim tej sztuczki. Tylko się śmiał. AJeśli spróbujesz dwa razy, poskarży się na ciebie twojej przełożonej.
„Panna Libella twierdzi, że czarownica powinna mieć tylko tyle pieniędzy, ile trzeba.
— No właśnie — zgodziła się Annagramma — tyle ile trzeba, żeby mogła kupić wszystko, czegojej potrzeba! Pani Skorek twierdzi, że fakt, iż jesteśmy wiedźmami, nie oznacza, że musimy żyć niczym wieśniaczki. Ale panna Libella jest nieco staroświecka. Pewnie w ogóle nie trzyma w domu żadnych pieniędzy.
— ^» ja wiem, skąd mogę wziąć pieniądze — powiedziała Akwila. — Wrócę tutaj, proszę, pomóż mi! po południu i zaprowadzisz mnie do tego krasnoluda.
— Co to było? — zapytała Annagramma ostrym tonem.
— Właśnie powiedziałam zteymąj mnie! że spotkamy się u ciebie po południu… — zaczęła Akwila — ^’ znowu! To było jakby… dziwne echo towarzyszące twoim słowom. Jakby dwoje ludzi próbowało mówić równocześnie.
— Ach, to — odparł współżycz. — To nic takiego. Niedługo przejdzie.
To był interesujący umysł i współżycz lubił go używać, tylko to jedno miejsce, maleńkie, ale wciąż zamknięte, strasznie go złościło, jak drzazga, która uwiera…
Współżycz nie myśli. To, co jest jego niby-umysłem, stanowi wspomnienie wszystkich umysłów, którymi niegdyś był. Sąjak echa po tym, gdy muzyka już zamilknie. Ale nawet echa, obijając się o siebie, mogą stworzyć odrębną harmonię.
Teraz się rozdzwoniły, wydawały z siebie dźwięki mówiące: Dopasuj się. Nie jesteś jeszcze na tyle mocny, by sobie robić wrogów. Znajdź przyjaciół…
Ciemny, niski sklep Zygzaka mieścił w środku mnóstwo wszystkiego, na co można było wydać pieniądze. Zygzak rzeczywiście był krasnoludem, a ci tradycyjnie nie są zainteresowani używaniem magii, jednak z pewnością wiedział, jak ustawić towar, bo w tym są bardzo dobrzy.
Więc były tam różdżki, w większości metalowe, ale trafiały się i takie z rzadkiego drewna. Niektóre miały lśniące końce z kryształu, co oczywiście powodowało, że kosztowały więcej. W dziale „Eliksiry i mikstury” stały butelki z kolorowego szkła — co dziwne, im mniejsza buteleczka, tym miała wyższą cenę.
— Dlatego że zawierają bardzo rzadkie ingrediencje, na przykład łzyjakiegoś prawie niewystępującego węża czy inne takie — powiedziała Annagramma.
— Węże nie płaczą — odparła Akwila.
— Nie płaczą? Pewnie dlatego ich łzy są takie kosztowne. Było tam także mnóstwo innych rzeczy. Z sufitu zwisały chaosy znacznie ładniejsze i bardziej interesujące od wszystkich, jakie dotąd oglądała Akwila. Ponieważ były całkowicie skończone, musiały też być martwe, takjak te, które panna Libella trzymała dla ozdoby. Ale wyglądały dobrze, a przecież liczył się wygląd.
Były nawet kamienie, w które można było patrzeć.
— Kule kryształowe — wyszeptała Annagramma, kiedy Akwila podniosłajeden z nich. — Uważaj! Są horrendalnie drogie! — Iwskazała napis umieszczony bardzo zmyślnie między lśniącymi kulami. Głosił on:
Cudowne do oglądania Przyjemne do potrzymania Jeśli upuścisz Rozszarpią cię dzikie konie Akwila ujęła największą kulę w dłoń i zobaczyła, jak Zygzak przesuwa się nieznacznie zza kontuaru, gotowy podbiec z rachunkiem, gdyby tylko ją upuściła.
„Panna Tyk używa spodka z wodą, do którego nalewa odrobinę atramentu — powiedziała. — Na dodatek woda jest pożyczona, a i na atrament da się kogoś naciągnąć.
„Och, fundamentalizm! — jęknęłaAnnagramma. — Buraki… tak nazywaje pani Skorek… strasznie psują nam opinię. Naprawdę chcesz, żeby ludzie uważali wiedźmy za bandę stukniętych staruch? To takie przaśne! Już najwyższy czas, by zacząć działać profesjonalnie.
Читать дальше