— Nie rozumiem, czemu nie możemy go zwyczajnie spalić — mruczał Vimes, rozkładając łupsową planszę.
— Teraz, kiedy Przyzywająca Ciemność jest na świecie, byłoby to niebezpieczne — rzekł Nieśmialsson.
— Wierzy pan w to wszystko?
— Czy wierzę? Nie — zapewnił grag. — Ja wiem, że ona istnieje. Figury trolli stawia się dookoła centralnego kamienia — podpowiedział.
Rozstawienie małych wojowników na planszy zajęło trochę czasu, podobnie też doprowadzenie Helmutłuka. Fred Colon sterował nim, delikatnie trzymając za ramię, a krasnolud szedł jak ktoś pogrążony we śnie. Oczy miał wywrócone, widać było same białka. Żelaznymi butami drapał kamienną podłogę.
Fred usadził go ostrożnie na stołku i postawił przy nim drugą świecę. Niemal magicznie krasnolud skupił wzrok na kamiennych armiach, z wykluczeniem wszystkiego innego w areszcie.
— Zagramy, panie Helmutłuk — oznajmił cichym głosem Vimes. — Może pan wybrać stronę.
Helmutłuk wyciągnął drżącą rękę i dotknął figury trolla… Krasnolud wolał grać trollami. Vimes spojrzał pytająco na stojącego z tyłu Nieśmialssona i uzyskał w odpowiedzi kolejny uśmiech.
No dobra, mamy dużo tych małych drani w formacji obronnej, tak? Vimes zawiesił na chwilę dłoń nad planszą, po czym przesunął krasnoluda na drugi koniec. Stuknięciu, kiedy go stawiał, natychmiast odpowiedziało echo następnego, kiedy Helmutłuk przestawił trolla. Krasnolud wydawał się senny, ale jego ręka poruszała się z szybkością kobry.
— Kto zabił czterech krasnoludów w kopalni, panie Helmutłuk? — zapytał Vimes cicho. — Kto zabił chłopców z miasta?
Zamglone oczy spojrzały na niego, a potem znacząco na planszę. Vimes przesunął pierwszego z brzegu krasnoluda.
— Czarni żołnierze — szepnął Helmutłuk, gdy mały troll wylądował ze stukiem.
— Na czyj rozkaz?
Znowu to spojrzenie, znowu ruch przypadkowego krasnoluda, a po nim ruch trolla tak szybki, że zdawało się, iż stuknęły o planszę równocześnie.
— Na rozkaz graga Combergniota.
— Dlaczego?
Klik/klik.
— Słyszeli, jak to mówi.
— Sześcian?
Klik/klik.
— Tak. Został wykopany. Mówił, że przemawia głosem B’hriana Krwawego Topora.
Vimes usłyszał, jak Nieśmialsson nabiera tchu. Pochwycił spojrzenie Freda. Skinął głową w stronę drzwi aresztu i bezgłośnie uformował wargami kilka słów.
— Czy to ten sławny król krasnoludów? — zapytał na głos.
Klik/klik.
— Tak. Dowodził krasnoludami w dolinie Koom — odparł Helmutłuk.
— I co powiedział? — spytał Vimes.
Klik/klik. Trzecie kliknięcie zabrzmiało z tyłu, kiedy Fred Colon zaryglował drzwi i stanął przed nimi z niewzruszoną miną.
— Nie wiem. Twardziec mówił, że opowiadał o bitwie. Mówił, że to były kłamstwa.
— Kto zabił graga Combergniota?
Klik/klik.
— Nie wiem. Twardziec wezwał mnie na spotkanie i powiedział, że wybuchła straszliwa bitwa między gragami, jeden z nich zabił w ciemnościach graga Combergniota młotkiem górniczym, ale nikt nie wie kto. Wszyscy szamotali się razem.
Wszyscy tak samo ubrani, myślał Vimes. Tylko sylwetki, jeśli nie można obejrzeć ich przegubów…
— Dlaczego chcieli go zabić?
Klik/klik.
— Musieli go powstrzymać przed zniszczeniem stów! Krzyczał i walił w sześcian młotkiem!
— Sześcian… ma czułe miejsce i jeśli dotknie się ich w niewłaściwej kolejności, cały dźwięk może zniknąć — szepnął Nieśmialsson.
Vimes obejrzał się na niego.
— Młotek pewnie załatwi sprawę niezależnie od tego, w co trafi — stwierdził.
— Nie, komendancie. Mechanizmy są bardzo wytrzymałe.
— Muszą być! — rzekł Helmutłuk.
Vimes zwrócił się do planszy.
— Niesłuszne jest niszczenie kłamstw, ale nie szkodzi, jeśli się zabija górników? — zapytał.
Klik.
Usłyszał westchnienie Nieśmialssona. No fakt, może dałoby się to lepiej wyrazić.
Ruch na planszy nie nastąpił. Helmutłuk zwiesił głowę.
— Źle jest zabijać górników — szepnął. — I czemu nie niszczyć kłamstw? Ale niedobrze jest myśleć takie myśli, więc ja… milczałem. Starzy gragowie byli zagniewani i zagubieni, więc Twardziec przejął dowództwo. Powiedział, że jeden krasnolud zabił drugiego pod ziemią, a więc jest oczywiste, że to nie sprawa dla ludzi. Powiedział, że on to załatwi. Powiedział, że wszyscy muszą go słuchać. Polecił czarnym strażnikom przenieść ciało do nowej, zewnętrznej komory. I… i kazał mi przynieść moją maczugę…
Vimes zerknął na Nieśmialssona i bezgłośnie wymówił słowo „maczuga?”. Odpowiedzią było energiczne kiwnięcie głową.
Helmutłuk siedział przygarbiony i milczący. Po chwili wyciągnął rękę i przesunął trolla. Klik.
Klik/klik. Klik/klik. Klik/klik. Vimes starał się wydzielić na grę kilka komórek mózgu, gdy tymczasem reszta umysłu usiłowała jakoś poskładać te przypadkowe informacje, jakimi zasypywał go Helmutłuk.
Czyli… wszystko zaczęło się wtedy, kiedy zjawili się tu w poszukiwaniu magicznego sześcianu, który umie mówić…
— Czemu przybyli do miasta? Skąd wiedzieli, że sześcian jest tutaj?
Klik/klik.
— Kiedy ruszyłem tam, by zacząć naukę, zabrałem ze sobą Kodeks. Twardziec go skonfiskował, ale potem wezwali mnie na spotkanie, powiedzieli, że to bardzo ważne i że uczynią mi zaszczyt, pozwalając iść ze sobą do miasta. Twardziec tłumaczył, że to wspaniała okazja i że grag Combergniot ma misję.
— Nie wiedzieli o obrazie?
— Żyli pod górą. Wierzą, że ludzie nie są rzeczywiści. Ale Twardziec jest sprytny. Według niego od dawna już opowiadano, że coś wyszło z doliny Koom.
Założę się, że jest sprytny, myślał Vimes. No więc zjawiają się tutaj, zajmują lekką robotą duszpasterską i podżeganiem, no i szukaniem sześcianu w bardzo krasnoludzim stylu. Znajdują go. Biedacy, którzy kopali, słyszą, co sześcian ma do powiedzenia. A każdy wie, że krasnoludy plotkują, więc czarni strażnicy dopilnowują, żeby ta czwórka nie miała takiej szansy.
Klik/klik. Klik/klik.
Potem naszemu przyjacielowi Combergniotowi też się nie podoba to, co usłyszał. Chce zniszczyć sześcian. W ciemności następuje szamotanina. Któryś z gragów wyświadcza światu przysługę i wali Combergniota w makówkę. Ale, och nie, to duży błąd, bo motłoch będzie tęsknił za nim i jego wesołymi zachętami do hurtowej rzezi trolli. Wiadomo, jak krasnoludy plotkują, a przecież nie można pozabijać wszystkich. No więc póki jesteśmy tylko my w ciemności, musimy wymyślić jakiś plan. Występuje pan Twardziec, który mówi: „Ja wiem! Wyniesiemy zwłoki do tunelu, do którego troll mógłby się dostać i rozbić mu czaszkę maczugą”. Troll to zrobił. Jaki rozsądnie myślący krasnolud mógłby uwierzyć w cokolwiek innego?
Klik/klik.
— Po co świece? — spytał Vimes. — Kiedy ich spotkałem, starzy gragowie siedzieli w ostrym blasku świec!
Klik/klik.
— To na ich rozkaz — szepnął Helmutłuk. — Bali się, co może przyjść po nich w ciemności.
— A co takiego mogłoby przyjść?
Klik…
Dłoń Helmutłuka znieruchomiała w powietrzu. Przez kilka sekund w niewielkim kręgu żółtego światła nie poruszało się nic prócz samych płomieni; w ciemności poza nimi cienie wyciągały szyje, by lepiej słyszeć.
— Ja… nie mogę powiedzieć — szepnął krasnolud.
Klik… Klik/klik… klik… klik.
Vimes spojrzał na planszę. Skąd się tu wziął ten troll? Helmutłuk w jednym ruchu usunął z gry trzy krasnoludy!
Читать дальше