— Nie stanie się nic strasznego — obiecał Nik, a potem odwrócił się i zapytał: — Czym wy jesteście?
— Jesteśmy Swij. Strzeżemy i chronimy.
— Czego strzeżecie?
— Miejsca spoczynku mistrza. To najświętsze ze wszystkich świętych miejsc, strzeżone przez Swija.
— Nie możecie nas dotknąć — powiedział Nikt. — Możecie tylko straszyć.
W wijących się głosach pojawił się nadąsany ton.
— Strach to broń Swija.
Nik spojrzał na półkę.
— Czy to są skarby waszego mistrza? Stara brosza, kielich, mały kamienny nóż? Nie wyglądają zbyt bogato.
— Swij strzeże skarbów. Broszy, kielicha, noża. Strzeżemy ich dla mistrza, do czasu, gdy powróci. Skarb wraca. Zawsze wraca.
— Ile was tu jest?
Lecz Swij nie odpowiedział. Nik miał wrażenie, że głowę wypełniają mu pajęczyny. Potrząsnął nią, próbując się ich pozbyć, potem uścisnął dłoń Scarlett.
— Powinniśmy już iść — rzekł.
Przeprowadził ją obok martwego mężczyzny w brązowym płaszczu. Nik pomyślał, że, szczerze mówiąc, gdyby ów nieszczęśnik się nie wystraszył i nie spadł, zawiódłby się w swych poszukiwaniach. Skarby sprzed dziesięciu tysięcy lat nie dorównywały skarbom czasów dzisiejszych. Poprowadził ostrożnie Scarlett po schodach, przez wzgórze, do sterczącej ze zbocza czarnej krypty Frobisherów.
Późnowiosenne słońce przeświecało przez szczeliny w murze i kratę w drzwiach, szokująco jasne. Scarlett zamrugała i zasłoniła oczy oślepiona nagłym blaskiem. W krzakach śpiewały ptaki, trzmiele krążyły, bzycząc. Wszystko było wręcz zaskakujące w swej normalności.
Nik popchnął zakratowane drzwi i zamknął je za nimi na klucz.
Kolorowe ubranie Scarlett pokrywał brud i pajęczyny, jej ciemna twarz i dłonie zbielały od kurzu.
Niżej na wzgórzu ktoś — kilku ktosiów — krzyczał. Krzyczał głośno. Gorączkowo.
— Scarlett?! — wołał ktoś. — Scarlett Perkins?!
A Scarlett odpowiedziała.
— Tak? Halo?!
I nim zdążyli z Nikiem pomówić o tym, co widzieli, i o Niebieskim Człowieku, tuż przed nią zjawiła się kobieta w odblaskowej żółtej kamizelce z napisem policja. Kobieta dopytywała się, czy nic jej się nie stało, gdzie była, czy ktoś próbował ją porwać, i jednocześnie rozmawiała przez radio, dając znać innym, że znalazła dziecko.
Nik przemykał obok, gdy maszerowały w dół zbocza. Drzwi kaplicy stały otworem, w środku czekali rodzice Scarlett — zapłakana matka, ojciec rozmawiający z kimś nerwowo przez komórkę — a obok nich kolejna policjantka. Nikt nie zauważył przycupniętego w kącie Nika.
Ludzie wypytywali Scarlett, co się z nią działo, a ona odpowiadała szczerze, mówiąc o chłopcu imieniem Nikt, który zaprowadził ją w głąb wzgórza, gdzie w ciemności pojawił się mężczyzna z sinymi tautażami, tak naprawdę będący strachem na wróble. Poczęstowali ją czekoladowym batonikiem, wytarli jej twarz i spytali, czy tatuowany człowiek przyjechał na motorze. Ojciec i matka Scarlett, teraz, gdy przestali się o nią bać, byli wściekli na samych siebie i na nią i powtarzali sobie, że to wina drugiego, że nie powinni pozwalać małej bawić się na cmentarzu, nawet mającym status ostoi przyrody, i że świat w dzisiejszych czasach to bardzo niebezpieczne miejsce i jeśli choć na chwilę spuści się dziecko z oka, nie wiadomo, co strasznego może je spotkać. Zwłaszcza dziecko takie jak Scarlett.
Matka Scarlett znów się rozpłakała, Scarlett też wybuchnęła płaczem. Jedna z policjantek wdała się w sprzeczkę z ojcem Scarlett, który próbował jej powiedzieć, że on jako podatnik płaci jej pensję, na co ona odparła, że też jest podatniczką i pewnie płaci pensję jemu. Tymczasem Nik siedział w cieniu w kącie kaplicy, niewidziany przez nikogo, nawet Scarlett, i patrzył i słuchał, aż wreszcie nie mógł już dłużej tego znieść.
Tymczasem na cmentarzu zapadł zmierzch. Silas wyszedł z wieży i znalazł Nika nieopodal amfiteatru, patrzącego na miasto. Stanął obok chłopca i milczał jak zawsze.
— To nie była jej wina — powiedział Nik — tylko moja. A teraz są na nią źli.
— Dokąd ją zabrałeś? — spytał Silas.
— Do wnętrza wzgórza. Chcieliśmy zobaczyć najstarszy grób. Tyle że tam nikogo nie ma. Tylko wężowy stwór, który nazywa się Swij i straszy ludzi.
— Fascynujące.
Razem zeszli ze wzgórza. Patrzyli, jak policjanci znów zamykają starą kaplicę i znikają z cmentarza wraz ze Scarlett i jej rodzicami.
— Pani Borrows nauczy cię połączonych liter — zapowiedział Silas. — Czytałeś już wierszyki?
— Tak — odparł Nik. — Wieki temu. Mógłbyś mi przynieść więcej książek?
— Chyba tak — odrzekł Silas.
— Myślisz, że zobaczę ją jeszcze?
— Dziewczynkę? Poważnie wątpię.
Ale Silas się mylił. Trzy tygodnie później, pewnego szarego popołudnia Scarlett zjawiła się na cmentarzu w towarzystwie obojga rodziców. Upierali się, by ani na moment nie znikała im z oczu, choć pozostali nieco w tyle. Matka Scarlett od czasu do czasu wykrzykiwała, jakie to upiorne miejsce i jak to dobrze, że wkrótce znikną stąd na zawsze.
Kiedy rodzice zaczęli rozmawiać ze sobą, Nik odezwał się cicho.
— Witaj.
— Cześć — odparła bardzo cicho Scarlett.
— Nie sądziłem, że jeszcze cię zobaczę.
— Powiedziałam, że nie pojadę z nimi, jeśli nie przyprowadzą mnie tu jeszcze raz.
— Pojedziesz? Dokąd?
— Do Szkocji. Tam jest uniwersytet. Tato będzie uczył fizyki cząsteczkowej.
Szli razem ścieżką — drobna dziewczynka w jaskrawopomarańczowej bluzie i drobny chłopiec w szarym całunie.
— Czy Szkocja jest daleko stąd?
— Tak — odparła.
— Aha.
— Miałam nadzieję, że tu będziesz. Żeby się pożegnać.
— Zawsze tu jestem.
— Ale nie jesteś martwy, prawda, Nikcie Owensie?
— Jasne, że nie.
— Nie możesz przecież zostać tu całe życie, prawda?
Pewnego dnia dorośniesz, będziesz musiał stąd wyjść i żyć w świecie na zewnątrz.
Nik pokręcił głową.
— Tam nie jest dla mnie bezpiecznie.
— Kto tak mówi?
— Silas. Moja rodzina. Wszyscy.
Milczała.
— Scarlett! — zawołał ojciec. — Chodź, skarbie, już czas.
Odwiedziłaś ostatni raz cmentarz, teraz wracajmy do domu.
— Jesteś odważny — powiedziała Scarlett do Nika. — Jesteś najodważniejszym człowiekiem, jakiego znam i moim przyjacielem. Nie obchodzi mnie, że jesteś wymyślony.
Potem umknęła ścieżką w stronę, z której przyszli, do swych rodziców i świata.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ghulowa brama
Jeden grób na każdym cmentarzu należy do ghuli. Wystarczy pokrążyć dość długo, a z pewnością się go znajdzie — ociekający wodą, wykrzywiony, z pękniętą bądź strzaskaną płytą, porośnięty żółknącą trawą bądź cuchnącymi chwastami i otoczony atmosferą opuszczenia. Może być też zimniejszy niż inne nagrobki, a wyrytego na nim nazwiska często nie daje się odczytać. Jeśli na grobie stoi posąg, to bez głowy bądź tak porośnięty grzybami i mchem, że sam wygląda jak wielki grzyb. Jeżeli jeden grób na cmentarzu sprawia wrażenie idealnego celu dla drobnych wandali, to jest to ghulowa brama. Jeśli grób sprawia, że chciałbyś znaleźć się gdzie indziej, to jest to ghulowa brama.
Na cmentarzu Nika też była taka.
Читать дальше