– A ja – do ciebie – przyznałam się zmieszana. – Zmieszałam się, Len…
– Zmieszałaś się? – przedrzeźnił mnie. – Wolha, my idioci! A jeszcze chwaliliśmy się, że tak się świetnie znamy…
– Tak – chrząknęłam, ukradkiem wycierając nos. – nawet o sobie tyle nie wiedziałam. Na¬ przykład, od kiedy mam takie piękne oczka.
Wampir od razu spoważniał. Ciężko westchnął, zasępił się między nami znów zawiał lekki wiatr obcości.
– Że tak… wcześniej czy później i tak musiałbym ci wszystko opowiedzieć. Tylko nie myślałem, że odbędzie się to w taki sposób… że będę czuć się winnym i usprawiedliwiać się, ale… Wolha, nie wyznaczałem cię na strażniczkę. I, bądź moja wola, na armatni wystrzał nie podpuściłbym cię do Kręgu.
Co?! – speszyłam się.
Len szybko poprawił:
– Ufam tobie, tak jak nikomu innemu, ale w ogóle to nie o to chodzi. Rolar opowiadał tobie jak staje się Strażnikiem?
– Wymieniają krew z Władcą?
– Słusznie – Len pomilczał i ciężko dodał: – a konkretnie pozwalają mu się zabić. No, prawie zabić, wymiana odbywa się na granicy życia i śmierci, i życie bynajmniej nie zawsze przeważa. Byłem zobowiązany poinformować o tym wcześniej Strażnika i uzyskać jego zgodę na obrzęd.
– Dlaczego więc tego nie zrobiłeś?
– Dlatego, że i tak umierałaś. Na zatopionej drodze, przy fontannie, śmiertelnie raniona kamiennym mieczem. Pamiętasz?
Chciałam zaprzeczyć, przeciwnie pokręcić głową, ale przed oczami stanęła mi rozgrywająca się kiedyś scena – noc, zczarniała przez krew woda, rozłożone na kamieniach ciało… i Len, klęczący na kolanach, z przyłożonym do nadgarstka nożem.
“ – Arrless, genna! Tredd… Geriin ore guell…
– Trzymaj się, dziewczynko! Teraz… Ja nie pozwolę ci umrzeć…”
Będzie wychodzić, nie prigrieziwszajasia…
– Nie miałem innego wyboru – kontynuował Len. – Moja krew – to jedyne, co mogło ciebie wtedy uratować i w tamtym momencie nawet nie myślałem o Strażniku. I Wiedźmiego Kręgu wtedy w Dogewie nie było. Wyżyłaś i nawet nie powzięłaś podejrzenia, że lekka rana na boku to ślad od noża, którą zrobiłem ja, kiedy leżałaś nieprzytomna.
– Ale przecież oddałeś mi swój rear! – Machinalnie chwyciłam się za kiść amuletów, bo tydzień temu zerwałam sznurek z szyi i ze złością rzuciłam go w krzaki.
– To wyszło przypadkiem. Żegnaliśmy się – możliwe, że na zawsze, – i pomyślałem: czemu nie? – wzruszył ramionami Len. – Dla innego Stróża ten rear już nie się nadawał, za to prezent z niego wyszedł przepiękny. Przecież nieraz skarżyłaś się, że nienawidzisz bezczelnych telepatów, a ciągłe utrzymywanie magicznej obrony jest niemożliwe. Lepiej nosić na szyi niezawodny amulet. Ale nawet nie pomyślałem, że na ciebie podziała! W liście, który zawiozłaś do Starminu, przyznałem się twojemu Nauczycielowi jak blisko byłaś śmierci, i poprosiłem go żeby cię na początku poobserwował.
– Po co?
– Pamiętasz arlijską świątynię?
– Spróbuj zapomnieć!
– Jeden z przodków Lereeny podobnie uratował życie ówczesnemu władcy Jesionowego Grodu, który nie doszedł do porozumienia ze wściekłym rysiem, i wdzięczne elfy wybudowały wampirom nową świątynie dla Kręgu. Wcześniej arlijscy Władcy przeprowadzali obrzędy w jaskini podobnej do dogewskiej, ale często ją zalewało w czasie przyboru wód. Ale elf nie został Strażnikiem. Jego rany się zagoiły, ale transformacja się w ogóle nie zaczęła i byłem pewny, że pozostałe rasy nie są podatne na nasza krew. Ona działa tylko kilka minut, potem traci swoje właściwości, a chciałem przekonać się, że rana zdążyła się zagoić i z upływem czasu znowu się nie otworzy. Widziałabyś siebie z mojej strony, kudłak rozwalił ci połowę klatki piersiowej! Kella i Starsi wiedzieli, że na samej sprawie skończyło się tej nocy. Widzieli – zginął mój rear, ale byli przekonani, że go po prostu wyrzuciłem. Zaczęli mnie zmuszać, żebym sobie zrobił nowy… Wyobraź sobie, jak zdziwiłem, kiedy przyjechałem do Starminu na strzelnice i od razu zobaczyłem u ciebie niewątpliwe cechy Strażniczki! Jak dawniej mogłem czytać twoje myśli, chociaż rear miał je skrywać – nie było między nami żadnego widocznego związku. Ale nie mogłem już tego odwrócić, potem wszystko się jakoś potoczyło, a w tym roku miałaś mieć egzaminy i zdecydowałem – poczekam jeszcze pary miesięcy, niech Wolha otrzyma swój dyplom z wyróżnieniem, zasłużyła na niego. Władca nie może mieć dwóch strażników jednocześnie. Gdybym wziął sobie nowy rear, stopniowo znów stawałabyś się zwyczajnym człowiekiem. I zwyczajną wiedźmą, przecież twoje magiczne zdolności również by zmalały. Nie zginęły, tylko wróciły normy.
– Więc oszukiwałam na egzaminie? – zasmuciłam się, gdyż do tej poru słuchałam Len a z otwartymi ustami.
– Wcale nie. Znasz wszystkie zaklęcia i umiesz je stosować, a z jakiego źródła siły przy tym czerpiesz, to już nie odgrywa żadnej roli. Sama opowiadałaś, że nawet arcymagowie oszukują się, stosując do zaklęć artefakty – chomiki, ponieważ nie mają aż tyle siły do niektórych zaklęć.
– Mmmmm… – Paląc się ze wstydu, ukryłam twarz w dłoniach. – Len, masz rację. Jestem parszywą, niewdzięczną wiedźmą… Uratowałeś mi życie, a ja leszy wie co sobie namyśliłam, rzuciła się na ciebie, zanim się zorientowałam…
– Dobra. Jesteśmy już kwita. – Len ostrożnie rozprostował moje ręce. – A więc, Nadworna Dogewska Wiedźmo, czym będziesz się zajmować na swoim nowym stanowisku?
– No… – Kaszlnęłam, próbując wyrównać oddychanie i nie ciągać nosem. – Chyba złożę podanie o przeniesienie na półetat.
– Po co? – speszył się Len.
– Spodobało mi się być po prostu wiedźmą. Myślę, że nie będziesz się sprzeciwiać, jeżeli przez kilka miesięcy w roku będę nabierać doświadczenia na traktach?
– I długimi zimowymi wieczorami pisać pamiętniki o swoich czynach? – roześmiał się wampir.
– Dlaczego by nie? Jak nie dokonam, tak wymyślę! Na grajkach i kronikarzach nie można polegać – albo zapomną, albo tak wysławią, że dobry by zapomniał. Puść… – wyswobodziłam się z jego objęć i poszłam do rzeki, a raczej ku ciemniejącym nieopodal łożniakom.
– Co, udajesz się na poszukiwania czynów od razu? – ironicznie zainteresował się Len, zbyt dobrze znając mnie, a również i odpowiedź.
– Nie… idę w krzaki, obudziłam się do końca – wstydliwie się przyznałam.
– Poczekaj, pójdę z tobą!
Wampir dogonił mnie i razem wyszliśmy na brzeg. Obok samych łożniaków Len ohydnie rozkazał: “Wampiry na lewo, wiedźmy na prawo!” Obróciłam się do niego plecami, próbując skromnie odejść we wskazanym kierunku, ale nie wytrzymałam. Zatrzymałam się, zmrużyłam oczy i odważyłam się nareszcie zadać pytanie, który męczyło mnie cały tydzień:
– Len?
– Co? – rześko się odezwał.
– Powiedziałeś, że nie wybrałeś mnie na Strażniczkę… prawdę mówiąc, wyszła ze mnie straszna… nawet dwóch słów nie mogłam z siebie wydusić… ale jednak wróciłeś. Dlaczego?
Cisza zawisła na długo. On nie odpowiadał i nie odchodził, jakby bał się dopowiedzi bardziej niż ja pytania wprost.
– Wolha?
– T-tak? – zbyt głośno powiedziałam.
– Dlatego, że ja też ciebie kocham.
I rozeszliśmy się w różne strony, jednakowo oszołomieni i nie wiedzący, co mówić i robić dalej.
Ale zapewnieni, że jakoś się złączymy.
Читать дальше