Wdrapał się grzbiet ogromnego zwierzęcia, usiadł na nim okrakiem, nie bez zdenerwowania, trzeba przyznać, po czym zagrał na flecie.
Oko Nocy nigdy przedtem nie poruszał się sposobem elfów. Ale towarzyszył Faronowi, kiedy ten stosował tempo Obcych, i, jak się okazuje, było prawie tak samo, tylko dużo szybciej.
Widział, jak ziemia umyka im spod stóp w szalonym pędzie, muzykę słyszał teraz jako jeden przeciągły dźwięk, mknęli przez dolinę niczym rakieta. Kamienie nadal leciały w dół, ale w nic nie trafiały, nie spadały, Oko Nocy widział je zawieszone w powietrzu jak szaroczarne znaki. Niedźwiedź zręcznie omijał te, które już leżały na ziemi, albo je po prostu przeskakiwał. Nie trwało długo i opuścili dolinę.
Zwierzę opiekuńcze zatrzymało się, Oko Nocy zeskoczył na ziemię. Gorąco podziękował za wspólną drogę i zapewnił, że spełni obietnicę najlepiej jak potrafi. Ale jego towarzysz miał coś jeszcze do powiedzenia:
– Dojdziesz niebawem do rzeki, ale to nie będzie przeszkoda, zbyt łatwa jest do pokonania, po prostu musisz ją przepłynąć. Umiesz pływać, prawda?
– Oczywiście!
– Powinieneś się przez nią przedostać, żeby dojść do kolejnej trudnej przeprawy.
Oko Nocy musiał z całych sił stłumić w sobie pragnienie, by zawołać: Zostań ze mną, dopóki nie pokonam tych wszystkich diabelskich przeszkód! Uśmiechnął się tylko blado i skinął głową.
Potem niedźwiedź po prostu zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.
– Uff! – odetchnął Shama siedzący obok Marca. – Nawet nie zdążyłem zapalić przed nim światełka.
– Tak, ale należało mu się takie przyspieszenie po długich godzinach, jakie spędził nad tym potwornym wrzątkiem – uśmiechnął się Marco.
– Jasne, jasne, ależ on jest sprytny! Po prostu fenomenalny!
To ze strony Shamy wielka pochwała.
– Ale zdołał przejść? Dotarł do właściwego punktu?
– Tak jest – odparł Shama nieoczekiwanie sucho. – Teraz znajduje się we właściwym punkcie. Jak sobie z tym poradzi… Idę go wspierać. Mam nadzieję, że tym razem zdążę mu zapalić światełko. Byłoby okropne, gdyby teraz zabłądził i gdzieś nam się zgubił.
Marco zadrżał na myśl o czymś takim.
Shama poszedł.
Grota wydała się nagle pusta i nieprzytulna. Oczekiwanie przeciągało się w nieskończoność. Shiry i Mara nie dręczyło zmęczenie, są przecież duchami i nie potrzebują snu. Marco również obywał się bez snu bardzo długo, ale teraz „bardzo długo” dobiegało końca.
Umościł się wygodnie i myśląc z troską o tym, jak też Oko Nocy, będący tylko zwyczajnym człowiekiem, radzi sobie bez wypoczynku, zasnął.
Nie zauważył, że do groty weszły jakieś milczące istoty.
Przyglądały się nieziemsko urodziwemu mężczyźnie o leciutko połyskliwej skórze…
Potem popatrzyły po sobie i skinęły bez słowa.
Rzeka wyglądała dość zwyczajnie. Płynęła przed nim powoli i spokojnie, prawie niezauważalnie. Żadnych problemów, niezbyt szeroko.
Nic dziwnego, skoro przeprawa ma stanowić przejście do innej, poważniejszej przeszkody. Po prostu oddziela jedną od drugiej.
Oko Nocy skoczył w nurt i zaczął płynąć.
Ledwie pokonał parę metrów, a w jego głowie pojawiły się myśli o najrozmaitszych plemiennych wierzeniach.
Duchy wody, na przykład!
Jakże mógł o nich zapomnieć? Było ich wiele, miały różne imiona, jedne potrafią wzmacniać ciało i duszę pływaka, inne są straszne i śmiertelnie niebezpieczne! Oko Nocy o mało nie zawrócił.
Ale co tam, czyżby się bał potworków i upiorów? On, mieszkaniec Królestwa Światła, zaprzyjaźniony z Ludźmi Lodu i rodziną Czarnoksiężnika? A na dodatek kształcony przez swoją starszyznę plemienną.
Wśród jego przyjaciół wielu to duchy. Niektórzy chcieliby ich wprawdzie nazywać upiorami, ale to błąd, on tak nie czyni, bo dobrze zna różnicę między duchem a upiorem.
Teraz istoty z zaświatów nie dawały mu jednak spokoju. Uczynił jeszcze kilka zamaszystych ruchów i…
Nieprawda, oczywiście, że się boi upiorów! Cały zesztywniał w wodzie i nie był w stanie ruszyć ani ręką, ani nogą. Z niezwykłą wyrazistością przypominał sobie upiory ze skamieniałej doliny. Jeden z nich wdarł się do jego ciała i przejął jego tożsamość.
A oto teraz on płynie sobie, jakby duchy wody w ogóle nie istniały.
Zawracaj, Oko Nocy, zawracaj! Ale… Czyż obok niego nie płynie jakieś kosmate zwierzę?
W końcu zdołał odzyskać kontrolę nad napiętymi do ostateczności nerwami i płynął dalej. Trudno powiedzieć, że spokojnie i w sposób opanowany, woda dosłownie pieniła się pod uderzeniami jego ramion, mimo wszystko jednak posuwał się naprzód i we właściwym kierunku.
Kiedy znalazł się przy brzegu, błyskawicznie wyskoczył.
Dysząc ze zmęczenia i strachu, stał długo i czekał, aż woda z niego ścieknie. Dlaczego nie włożył na siebie najzwyklejszego, bardziej prostego ubrania? Musiał popełnić ten sam błąd co Shira, mimo że ona go tyle razy przestrzegała? Czuł skórzane spodnie i kurtkę lepiące mu się do ciała, krępujące ruchy, chyba zrobiły się za małe na dorosłego mężczyznę, musiał wyglądać jak wyrośnięte dziecko.
To, oczywiście, nieprawda, wyczerpanie sprawiało jednak, że wszystko widział w czarnych barwach.
I dokąd to teraz dotarł?
Daleko, daleko stąd lśniło małe światełko Shamy.
Zawsze jakieś wyjście.
Ale gdy wyszedł ze stosunkowo jasnego jaru znowu ogarnęły go nieprzeniknione ciemności. Jar ciągnął się również po tej stronie rzeki, choć spadających kamiennych bloków tutaj nie było, za to krawędzie skał w górze niemal się ze sobą stykały, wyglądało to jak skalny korytarz we wnętrzu góry, gdzie panowały głębokie ciemności, a skalne ściany przesłaniała mgła.
Oko Nocy zaczynał mieć dość tej wiecznej nocy. Jak można walczyć, skoro człowiek nic nie widzi?
Widocznie jednak o to właśnie chodziło. Nikt nigdy nie miał mieć szansy trafienia do źródła jasnej wody.
Ale on powinien! Właśnie w tej chwili myślał tylko o tym i aż się palił, żeby osiągnąć to jak najszybciej.
Przez chwilę stał bez ruchu. Ogarnęło go przemożne uczucie, że nie jest sam.
W głębi skalnego korytarza znajdowało się coś naprawdę nieprzyjemnego.
Na ścianach coś siedziało. Wszędzie siedziało coś, co nie spuszczało zeń wzroku. Poczuł chłód na plecach, miał ochotę wrzeszczeć i wzywać pomocy. Tylko kto by go usłyszał?
Nie wiedział, co to jest, ale absolutnie nie chciał mieć z tym do czynienia. Wyczuwał, że to owo nieznane czai się na niego.
Gargulce? Groteskowe figury, zwane również rzygaczami, służące do odprowadzania deszczowej wody z wież gotyckich kościołów? Przerażające diabelskie postacie… Nie, te złowieszcze, na pół niewidzialne istoty wysoko na skałach się poruszają.
Czy to kobieta, zamierzająca go uwieść? Troll? A może zły duch? Nie mógł się zorientować, co to, wszystko było niewyraźne i zmienne.
Najlepiej nie patrzeć w tamtą stronę. Patrz przed siebie, Oko Nocy, niczym się nie przejmuj, bo to pewnie i tak tylko przywidzenie.
Radził sobie nieźle, przeszedł spory kawałek, a nic się nie stało. Dolina rozszerzała się powoli, w końcu miał przed sobą otwartą równinę. To znaczy myślał, że ma przed sobą równinę, bo widział jedynie gęstą, nieprzeniknioną mgłę.
Czyżby tak łatwo poradził sobie z tą ostatnią przeszkodą?
Nie, nie, coś się tu nie zgadza. Światełko Shamy nadal mruga daleko stąd, a kiedy Oko Nocy spogląda w dół, to nie widzi już ziemi. I to mimo że na równinie było jaśniej niż między skałami. Szedł po jakimś podłożu, ale nie miał pojęcia, co to jest.
Читать дальше