Nie, zimno nie było największym zmartwieniem Oka Nocy. Prawie go nie zauważał, jego zmysły i myśli bowiem pochłonięte były teraz ważniejszymi sprawami.
Dręczył go na przykład lęk, że droga się nieoczekiwanie skończy. Albo że on wpadnie do jakiejś niewidzialnej dziury. Albo że czegoś nie zauważy w porę.
Mnóstwo zagrożeń podsycało jego lęk.
Oko Nocy rozglądał się po pogrążonym w ciszy lesie. Mgła również tutaj zalegała gęsto, ale w mroku lśniły światełka bóstwa śmierci. Niewielkie i matowe, ale dla Oka Nocy bezcenne.
Wspaniale! Dzięki ci, Shamo, mój nowy przyjacielu!
Skradał się ostrożnie, by nie wpaść w mokradła lub jakąś inną zdradziecką pułapkę.
Pojawiły się natomiast jakieś dziwaczne dźwięki, takie przerażające, że Oko Nocy poszedł za głosem instynktu i chwycił nóż. Ów wielki nóż, który ojciec dał mu właśnie po to, by czuł się bezpieczny podczas wykonywania swego wielkiego zadania.
To chyba jakieś drapieżniki! Chrypliwe, mlaszczące dźwięki od czasu do czasu przechodziły w groźny ryk. W dodatku rozlegały się z różnych stron! Oko Nocy stanął pod drzewem i zastygł bez ruchu.
Nagle je zobaczył. Zbliżały się we mgle, węsząc i tropiąc…
O, fuj, a cóż to za bestie! Coś takiego nie istniało na ziemi, zresztą w Ciemności i w Górach Czarnych też nie. Wielkie, o ciężkich łbach, przypominały killer dogs, psy przeznaczone do walki i zabijania, ale to nie były psy. Może ogromne tygrysy syberyjskie? Także nie, choć z pewnością budziły taką samą grozę.
Oko Nocy naliczył co najmniej cztery potwory. Jeden podszedł dość blisko, wciąż wietrzył, odwracając łeb to w tę, to w drugą stronę. Bez wątpienia był to samiec, pozostałe zachowywały się zupełnie inaczej. Teraz również i one podeszły do drzewa, pod którym stał Indianin. Nagle Oko Nocy doznał szoku. One są ślepe! Wszystkie miały szarobiałe, niewidzące oczy. A szukały właśnie jego.
Oko Nocy spojrzał w górę, drzewo było gładkie, żadnych konarów, po których można by się wspinać. Czy nie mógł był wybrać innego?
Przywarł plecami do pnia i bezszelestnie zaczął się cofać. Zdawało się jednak, że bestie są wszędzie. Ich groźne głosy docierały ze wszystkich stron.
Jeden ryk różnił się wyraźnie od pozostałych. Było w nim coś żałosnego, śmiertelnie przerażającego.
Światło! Światełko Shamy, nareszcie!
Tym razem Oko Nocy wykorzystywał własne umiejętności, a nie pomoce ofiarowane mu przez innych. Miał, rzecz jasna, nóż, chciał go jednak użyć tylko w największej potrzebie. Skradał się tak cicho, jak go nauczyli plemienni mędrcy, ani razu nie nadepnął na żadną suchą gałązkę, nie wpadł do żadnej pułapki.
Mimo to mało brakowało, a wszystko poszłoby źle. Było oczywiste, że bestie go zwietrzyły, bo nagle jeden drapieżnik rzucił się do ataku. Indianin odskoczył w ostatniej sekundzie, o mało nie utracił broni, przycisnął ją mocno do siebie i zmykał co sił. Zgubił po drodze kieszonkową latarkę, nie odważył się jednak zatrzymać, żeby ją podnieść.
Słyszał za sobą pełen rozczarowania ryk, takie same ryki rozlegały się z lewa i prawa. Przed nim chyba bestii nie było.
Za to znajdowało się tam światełko!
Ratunek, myślał, biegnąc prosto na nie.
Za wcześnie się jednak ucieszył.
Droga wiodła teraz przez śmiertelnie niebezpieczne bagniska, a była wąziutka jak sznurek. Zanim jednak mógł na nią wkroczyć, musiał przejść obok dwóch ogromnych potworów, strzegących przejścia. Tkwiły każdy po swojej stronie, zwrócone do siebie pyskami, które niemal się stykały.
Wyglądało na to, że drapieżniki postępujące za nim dały za wygraną, teraz chodziło o przechytrzenie tych dwóch po bokach. Po drugiej stronie mostu wciąż przyjaźnie migotało światełko…
Oko Nocy myślał gorączkowo. Pod jego stopami rosły krzewinki bażyny. Bażyna jest bardzo odporna, wydziela silny, przyjemny zapach. Nie zastanawiając się wiele, Indianin zrzucił z siebie ubranie. Zbierał jagody i rozcierał je sobie na skórze, zwłaszcza pod kolanami, pod pachami i w pachwinach. Potem z podchodzącym do gardła sercem zwrócił się w kierunku ścigających go drapieżników.
Poruszał się cicho, jak najciszej, żeby go nie usłyszały. Starał się odprężyć, żeby nie emanował z niego strach.
Prześladowcy stali teraz blisko siebie. Przemykał się między nimi, niosąc ubranie i wyposażenie w uniesionych wysoko rękach.
Czuł na plecach gorące oddechy, ssało go w żołądku. Potwory węszyły i prychały. Widocznie zapach bażyny nie sprawiał im przyjemności.
Oko Nocy spoglądał w ich niewidome ślepia. Żadnej reakcji. Tylko niepewność. Chyba nie miały pojęcia, co to za śmiałek wtargnął do tej krainy.
Udało się! Teraz trzeba tylko przejść przez mostek!
Och, nie, nie tylko! Znowu usłyszał za sobą te przerażające ryki i znowu z mgły wyłonił się las. Oko Nocy znajdował się pośrodku mostu, gdy dostrzegł zwieszającą się z gałęzi byle jak zamaskowaną sieć, a w niej jednego z tych ogromnych drapieżników, które widział przedtem.
Młody Indianin przystanął.
Widział zwrócony w swoją stronę łeb potwora z niewidzącymi oczyma. Chłopak powoli zszedł z mostu, a potem się zatrzymał.
Drapieżnik węszył, wyczuwał jego bliskość, bo raz po raz wydawał z siebie ryk wściekłości, a może ostrzeżenia.
Ten potwór, samiec, bez wątpienia by zaatakował, gdyby tylko mógł się wyplątać z sieci.
Kiedy jednak Oko Nocy zwrócił lekko głowę tak, że spojrzał wprost na potwora, wydało mu się, że widzi swoje zwierzę opiekuńcze. Cofnął głowę do poprzedniej pozycji – potwór. Jeszcze raz spojrzał wprost na bestię – niedźwiedź. Powtórzył ruch – drapieżnik.
Kolejny, ostrzegawczy ryk.
Oko Nocy dostał od Rama maleńkie słońce. Zostało ulokowane w kieszonkowej latarce, cieniutkiej niczym ołówek.
Czy wolno mi teraz go użyć? zastanawiał się przestraszony chłopak. Może będę go później bardziej potrzebował? Może moje życie będzie od tego zależeć?
Nie, muszę spróbować, nie mogę na to patrzeć, nie jestem w stanie.
Skierował latarkę na oczy zwierza. Najpierw na jedno, potem na drugie i z powrotem…
Przez oczy drapieżnika przebiegł błysk, ożyły, poruszyły się i zdumione spoczęły na dziwnym człowieku.
Jeszcze jeden ostrzegawczy chrypliwy dźwięk.
Ale Oko Nocy dokonał już wyboru. Wyjął imponujących rozmiarów nóż z wieloma tajemniczymi rytami na rękojeści, który dostał od swego władczego ojca jako wyposażenie na trudną wędrówkę. Zamachnął się, rozciął sieć w kilku miejscach i uwolnił zwierzę. Stanęło przed nim – widzące, ryczące, groźne,
Chłopak wciąż trzymał nóż w ręce, ale użyłby go przeciw żywej istocie jedynie w najwyższej potrzebie.
Jeszcze jeden ryk, choć teraz, w odmiennej tonacji. Człowiek i drapieżnik stali naprzeciwko siebie, oko w oko, żaden nie chciał odwrócić wzroku, żaden się nie poruszył.
Na ryk odpowiedziało wiele głosów. Z głębi lasu wyszło z dziesięć przerażających bestii i noga za nogą wlokły się przez most. Otoczyły Indianina kołem. Trwały tak, wyczekujące, ciche, nie będąc w stanie dokładnie go zlokalizować.
Nóż został wsunięty do pochwy, a w rękach Indianina pojawiło się raz jeszcze słońce od Rama. Oko Nocy kierował je po kolei na stojące przed nim drapieżniki. Zabrało to, oczywiście, mnóstwo czasu, w końcu jednak wszystkie zwierzęta odzyskały wzrok. Wszystkie nie mogły się nachwalić obcego mężczyzny.
Читать дальше