– W przedpokoju?
– Tak, przechowuję tam sporo wartościowych przedmiotów. My tutaj, w mieście, ufamy sobie nawzajem. Mieszkają tu przecież sami uczciwi ludzie.
Mina Strażnika wskazywała na to, że ma własne zdanie na temat miasta nieprzystosowanych. Wyjął z kieszeni jakiś naszyjnik.
– Czy to ten?
Zenda szeroko otworzyła oczy.
– Ależ tak, gdzie go znaleźliście? Przeszukiwaliście moje szuflady?
– Nie, nie, leżał zupełnie gdzie indziej. Czy możemy teraz prosić o bardzo dokładne zeznanie? Przedstawienie wszystkiego, co robiłaś wczoraj w dzień, potem w nocy aż do dzisiaj.
– Moje zeznanie? Moje? Nie myśli pan chyba…
– Ja nic nie myślę. Muszę po prostu dotrzeć do wszystkich faktów, jakie mają związek z tą sprawą.
Zenda popatrzyła na niego z kwaśną miną, ale odśpiewała jak z nut wyuczoną lekcję o tym, jak to siedziała w barze od wczesnego popołudnia, a potem wraz z przyjaciółką poszła do niej do domu i przebywała tam aż do teraz. Mnóstwo osób mogło to poświadczyć.
Strażnik pokiwał głową. Zendzie pobrano odciski palców i przykazano nie opuszczać miasta, na wypadek gdyby trzeba było dopytać się o jeszcze jakieś szczegóły.
Wreszcie Strażnik ku jej niezmiernej uldze opuścił dom. O ile Zenda dobrze zrozumiała, to zamierzał udać się do młodej Lilji. Doskonale, ta dziewczyna wyglądała na taką grzeczną hipokrytkę. Niech sobie trochę pocierpi.
A więc znaleźli naszyjnik w kieszeni kurtki dziewczyny. Fantastycznie! Wszystko odbywało się dokładnie według planów Zendy.
Strażnik odszukał dom Lilji w Sadze, zastał w nim jedynie matkę.
Niestety, nie wiedziała, czy Lilja po południu wybrała się do Małego Madrytu, ona sama bowiem całe popołudnie i wieczór spędziła poza domem. Była jednak przekonana, że córka poszła po kurtkę, Lilja należała do bardzo obowiązkowych. A tak w ogóle, to o co chodzi, czy coś się stało?
Strażnik nie odpowiedział wprost, pragnął się tylko dowiedzieć, gdzie jest teraz Lilja. W odpowiedzi usłyszał, że została wezwana do pałacu księcia Marca bez bliższych informacji, w jakim celu.
Strażnik natomiast słyszał już o wszystkich, którzy się tam zgromadzili, i o przepięknych eleganckich gondolach, które ich stamtąd zabrały. Przypuszczano, że zostali zaproszeni do należącej do Obcych części królestwa.
A więc dziewczyna wybrała się razem z nimi. Rzeczywiście, słyszał już wcześniej jej imię. Kojarzył je z jednym ze Strażników z Elity, z Goramem.
Opuścił dom bardzo zamyślony.
Zenda natomiast uważała, że jeśli chodzi o jej osobę, sprawa została już definitywnie załatwiona.
Pozostawał zaledwie jeden szczegół, o którym nikt jej nie wspomniał, a który na pewno wyprowadziłby ją z głębokiego przekonania, że zdołała się wymigać.
Grupa poszukiwaczy przygód z Królestwa Światła oniemiała wpatrywała się w swych nadziemsko pięknych gospodarzy.
Wreszcie Móri odzyskał mowę:
– A więc wy jesteście Obcy! Lecz kimże wobec tego jest Faron i wszyscy ci, którzy nas tutaj powitali? Przecież oni ani trochę nie są do was podobni! O wiele mniej niż my.
Ten, który, jak się zorientowali, im przewodził, uśmiechnął się.
– Zaczekajcie, zaraz usłyszycie wyjaśnienie z ust samego Farona!
Za ich plecami otworzyły się drzwi i weszło przez nie więcej tych doskonałych istot. Jeden z nowo przybyłych z pięknym, szerokim uśmiechem podszedł do Marca i zajął miejsce obok niego.
– Miło was znów zobaczyć.
Zapadła grobowa cisza.
– Faron? – przerwał ją wreszcie niedowierzający głos Marca.
– Owszem, to ja.
– Ratunku! – mruknęła Indra. – I to ciebie uderzyłam, tak że mało nie wpadłeś w błoto w tamtym jeziorze!
– Rzeczywiście, tyle że Freki był tak życzliwy, że mnie uratował. Dziękuję ci, Freki – zwrócił się do wilka, który, o dziwo, nie był spowity w żaden ochronny fartuch.
– Wiesz, Faronie, nie mogę się na ciebie napatrzyć – wyznała Indra. – Przecież ty jesteś młody i taki przystojny, że brzuch boli. Ale… Rama i tak nie pobijesz, pod tym względem jestem stronnicza!
Kiedy wszyscy już przetrawili zaskoczenie, Marco poprosił:
– Czy możemy teraz usłyszeć wyjaśnienie?
– Oczywiście – odparł ten, który przez cały czas zabierał głos. – Moje imię brzmi Erion. Należę do najstarszych wśród tych, których nazywacie Obcymi. Na marginesie chciałbym wspomnieć, że na początku, dawno temu, właśnie takie miano nadaliśmy wam. – Popatrzył na nich i uśmiechnął się, zanim podjął: – Jak widzicie, jesteśmy podobni do was, ludzi, lecz nie całkiem. Ma to swoje wyjaśnienie, które dzisiaj poznacie. Ale przejdźmy najpierw do rozwiązania pierwszej zagadki. Przebywamy tutaj, w odosobnieniu, ponieważ możemy oddychać waszym powietrzem, lecz nasza skóra go nie znosi. Dlatego właśnie Faron i wszyscy inni muszą osłaniać ją czymś w rodzaju maski, gdy wychodzą poza te wysoko położone sale.
– A więc udział w ekspedycji był wielkim poświęceniem ze strony Farona? – spytał Marco. – I, jak przypuszczam, kolosalnym wysiłkiem.
– Jest w tym trochę racji – odparł Faron. – Śmiertelnie się bałem wówczas, gdy musieliśmy przeprawić się przez jezioro i Indra mnie uderzyła. Gdyby moja twarz znalazła się pod wodą, wszystko mogło się naprawdę źle skończyć.
– W dodatku pod taką wodą – mruknęła Indra. -Ogromnie mi przykro z tego powodu, Faronie, ale, do kroćset, strasznie jesteś przystojny!
Obcy wybuchnęli śmiechem. Goście chwilowo byli zbyt oszołomieni, by zadawać inteligentne pytania, a przecież mieli ich tak dużo. Otwierały się przed nimi perspektywy, od których aż kręciło się w głowie.
Wreszcie rozległ się łagodny głos Dolga:
– A ten wasz metaliczny głos?
Odpowiedział Erion. Można było wnioskować, że rangą jest mniej więcej równy Faronowi.
– Głos jest naturalny. Tak mówimy zawsze, struny głosowe nie potrzebują żadnej ochrony.
– Dziwne, że nic złego nie dzieje się z waszymi śluzówkami – zastanawiał się Uriel.
– Po prostu tak już jest. Nieodporna jest tylko skóra.
Indra, która zbyt często zabierała głos, powiedziała gniewnie:
– My nie czujemy się najlepiej i szczególnie interesująco w tych paskudnych opakowaniach. Jak długo musimy je nosić?
– Tutaj króluje nasze powietrze, oddychanie nim nie sprawia wam żadnych kłopotów, lecz nie wiemy, jak może ono działać na waszą skórę.
– A czy nie można tego sprawdzić?
– Owszem, sądziliśmy jednak, że macie bardziej istotne pytania.
– Tak, ale nie wszystko naraz. Zgadzam się być królikiem doświadczalnym.
– Skoro tego chcesz…
Erion nacisnął jakiś guzik i do sali weszły dwie biało ubrane kobiety. Szepnął im coś po cichu, skinęły głowami, wyszły i zaraz wróciły z niedużym stolikiem z aparatami.
Poprosiły, by Indra stanęła na środku audytorium, usłuchała natychmiast, niczego się nie bojąc. Może dlatego, że nie wiedziała, co ją czeka?
Kobiety zsunęły jej lewą rękawiczkę i podciągnęły rękaw fartucha. Bacznie przyglądały się jej dłoni, mierząc przy tym coś jakimś aparatem, przyłożonym do skóry dziewczyny. W sali panowała cisza. Kata i Haram zasnęli, ale Gwiazdeczka bystrymi oczkami śledziła wszystko, co się dzieje, pomna surowego upomnienia Tsi, że ma być cicho.
– Au! – cicho jęknęła Indra. – Och, nie!
Siedzący najbliżej dostrzegli, jak jej skóra pokrywa się drobnymi pęcherzykami.
Z prędkością błyskawicy Dolg i Marco przypadli do niej.
Читать дальше