Dziewictwo Tiril było uratowane. Leżeli obok siebie zdyszani i oszołomieni, ale nieopisanie szczęśliwi.
– Nie przypuszczałam, że jesteś do tego zdolny – szepnęła w końcu Tiril. – Ciebie nikt nie łączy z takimi sprawami, chociaż na wyspie przyśnił mi się o tobie niezwykle podniecający sen.
Móri uśmiechnął się ze smutkiem.
– Są chyba tego dwa powody. Przede wszystkim sam uciekam od tego rodzaju myśli, aby w pełni skupić się na mym wykształceniu.
– Ale czy to ma być przeszkodą? Z tego co zrozumiałam, to Mag-Loftur i inni diakoni pożądali kobiet.
– Taki był mój własny wybór. Drugi powód mojej wstrzemięźliwości jest bardziej skomplikowany. Rezygnowałem z wszelkich kontaktów fizycznych, bo sam czułem, że coś mnie od nich odgradza. Sądziłem, że niemożliwe jest, abym cokolwiek odczuwał. Dopiero teraz. A to przede wszystkim dlatego, że ty byłaś ze mną.
Tiril od tych słów zalała kolejna fala gorąca.
– Ale chyba miałeś sny?
– Tak – przyznał. – Lecz rzadko. I nie łączyły się z żadną konkretną osobą.
– Powiedziałeś, że coś cię od tego odgradza? Chyba wiem, co masz na myśli.
W ciemności wyczuła, że popatrzył na nią zdziwiony.
– Widzisz, Móri… Nie wiem, od czego zacząć, to tak trudno wyjaśnić. Muszę ci zadać pytanie, które już ode mnie słyszałeś, ale nie odpowiedziałeś na nie. Twój ojciec zwał się Hraundrangi-Móri.
– Tak.
– Podobno „Móri” to przydomek upiora czarnoksiężnika. I podobno jakiś upiór pomagał twej matce, kiedy przyszedłeś na świat. Teraz pytam poważnie: czy twój ojciec już nie żył, kiedy zostałeś poczęty?
Odpowiedział pytaniem:
– Dlaczego chcesz to wiedzieć?
– Dlatego, że przez chwilę, kiedy oboje doświadczyliśmy rozkoszy, miałam wrażenie, że ciśnięto mnie wprost do królestwa śmierci. Że… że trzymam w ramionach upiora. I że dlatego kojarzysz się raczej ze śmiercią niż z ziemską erotyką.
Móri przez długą chwilę milczał.
– Najlepiej będzie, jak poznasz prawdę – rzekł wreszcie. Hraundrangi-Móri – nie nosił przydomka „Móri” za życia, nie znam jego prawdziwego imienia – był ścigany za swe czarnoksięskie praktyki. Zakochał się w Heldze, mojej matce, która była córką i wnuczką czarownika. Rodzice schronili się w jakiejś ziemiance i spoczęli w swych ramionach. Właśnie wtedy wpadli tam prześladowcy i wypuszczona strzała trafiła mego ojca w plecy. Prosto w serce. W ciało Helgi trysnęło nasienie martwego człowieka.
– Jakaż tragiczna historia! – jęknęła Tiril.
– Owszem – uśmiechnął się Móri. – Lecz także szalona. Mój ojciec po śmierci zaczął się ukazywać i nadano mu imię Hraundrangi-Móri To on pomagał przy moich narodzinach.
Tiril milczała, delikatnie wierzchem dłoni gładziła Móriego po policzku.
– Móri…
– Tak?
– Spotkałam twego ojca. Ty także.
Po patrzył na nią zdziwiony.
– Twój duch opiekuńczy, mężczyzna. To był twój ojciec.
Móri podniósł głowę, zaskoczony oddychał ciężko.
– Tak, to by się mogło zgadzać. Ale skąd ty to wiesz?
– Opowiem ci kiedy indziej. Teraz ogarnął mnie taki błogi spokój, spróbujmy zasnąć.
– Dobrze. Pójdę do siebie.
Na chwilę przytrzymała jego dłoń.
– Dziękuję, Móri!
– To ja ci dziękuję, Tiril. To była najpiękniejsza chwila mojego życia. Czułem, że jestem tak blisko ciebie.
– Ja też o tym myślałam. Tak pięknie to przyjąłeś, Móri… Nie mów nic Erlingowi. On mógłby zniszczyć to, co łączy nas dwoje.
– Wiem. Nic mu nie powiemy. Dobranoc, najmilsza!
Pochylił się i ucałował ją w czoło. Ten pocałunek był o wiele piękniejszy niż ów ognisty, który Erling wcześniej wycisnął jej na wargach.
Tiril wydawało się, że od tamtej chwili upłynęło już wiele czasu. Tamto wydarzyło się w jej dzieciństwie.,Teraz była kobietą. Kobietą jednego mężczyzny. Niczyją inną.
Nazajutrz przy śniadaniu czekała ich niespodzianka. Zasiedli w jadalni, by rozkoszować się ostatnimi chwilami w luksusie, zanim znów przyjdzie im stawić czoło przeciwnościom losu. Nagle do ich stolika podeszła elegancka dama. Erling natychmiast się poderwał i podsunął jej krzesło. Przyjęła to z dostojną godnością.
Mogła być mniej więcej o rok starsza od Tiril Zaczęła mówić bez zbędnych wstępów:
– Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Catherine, baronówna, nazwisko nie jest ważne. Lubię, żeby plebejusze zwracali się do mnie „wielmożna pani” albo „jaśnie pani”, ale was nie będę do tego zmuszać. Wczoraj wieczorem przypadkiem podsłuchałam rozmowę dwóch mężczyzn. Przez okno usłyszałam, jak rozmawiają w męskim ustępie. Żeby nie przedłużać tej historii, powiem prosto z mostu: planowali na dzisiaj rano napad z ukrycia, w Krokkleiva. Zrozumiałam, że chodziło im o was. Wspominali o dziewczynie imieniem Tiril…
– Zgadza się, to ja – kiwnęła głową Tiril. – I prawdą jest, że mnie ścigają.
– Czy oni cię widzieli, pani? – spytał Erling przedstawiwszy uprzednio całą trójkę. Widać było, że panna Catherine bardzo mu się spodobała. Na pewno przez te długie nogi, pomyślała Tiril z goryczą.
– Widziałam ich tylko od tyłu, szli do koni. W oczy rzuciły mi się jedynie naprędce pocerowane spodnie.
– To oni – stwierdził Móri. – Dziękujemy za ostrzeżenie! Ale jak wobec tego dostaniemy się do Christianii?
Kobieta uśmiechnęła się.
– Mam swoje drogi. Jedźcie ze mną do domu, a stamtąd możemy wyruszyć dalej inną trasą.
Z wdzięcznością przystali na jej propozycję. Baronówna miała własny powóz i wkrótce wszyscy razem opuścili zajazd. Baronówna przewodziła, ale i tak Nero jak zwykle biegł pierwszy.
Tiril obawiała się nieco porannego spotkania z Mórim, ale on tylko czule się uśmiechnął, podkreślając, że łączy ich wspólna tajemnica, poza tym zachowywał się wobec niej tak jak zawsze. Tiril pocieszała się, że oboje otworzyli się przed sobą nawzajem, nie mógł więc myśleć o niej aż tak źle. Wyglądało zresztą na to, że jest przeciwnie, i bardzo ją to pokrzepiło.
Prędko zjechali z gościńca. Baronówna powiodła ich wąskimi dróżkami w głąb lasu, który tutaj, wokół jeziora Tyrifjord, rósł gęsto. Drożynka wysypana sosnowymi igłami prowadziła do niedużej chaty.
Chata to chyba zbyt proste słowo dla określenia domostwa baronówny, pomyślał Erling z uśmiechem zadowolenia. Przecież kryją się za nią pieniądze!
– Witajcie w moich skromnych progach – zapraszała dama. – Musimy trochę porozmawiać.
Gdy wkroczyli do chaty, doznali prawdziwego wstrząsu. Cóż to, na miłość boską, za przybytek! Z sufitu zwisały pęki suszonych ziół, wszędzie stały naczynia godne prawdziwej czarownicy, szafki skrywające najniezwyklejsze przedmioty.
– Zapraszam do świątyni Catherine, pierwszej czarownicy Norwegii. Jeśli potrzebna wam moja pomoc w walce z chorobą, kłopotami miłosnymi lub wrogami, jestem do waszej dyspozycji.
Tiril zobaczyła, ze Móri odwraca głowę. Z całych sił starał się powstrzymać od śmiechu. Ona sama także uważała sytuację za dość komiczną.
Erling jednak był zafascynowany.
– To ci dopiero! – rzekł z zachwytem. – Nie spodziewałem się tego, piękna baronówno.
– Jestem bardzo sławna – oświadczyła nieskromnie. Ludzie tłumnie się tu schodzą. Uzdrawiam ich, wróżę z kart, odczytuję ich losy z gwiazd. Ale siadajcie, proszę, mam pewną propozycję.
Читать дальше