Gdzie ona miała oczy?
Co się z nią teraz działo?
Odwróciła się gwałtownie, aby nikt nie zobaczył, jak bardzo się zaczerwieniła. Miała także wrażenie, że oczy jej aż pociemniały. I na pewno słyszeli, jak mocno bije jej serce.
Czy uczynili to towarzysze Móriego, aby go przed nią ochronić? Nie, nie miała przecież teraz przy sobie tamtego magicznego znaku, tylko ten, który ją chronił przed nimi!
W poczuciu bezsilności jęknęła cicho. Wszystko nagłe tak się skomplikowało. A przecież nie powinno, w ten. sposób sytuacja powinna stać się jaśniejsza, prostsza.
Ogarnięta niepokojem zaczęła pakować to, co mieli zabrać ze sobą w podróż. Miseczka Nera, jego smycz. Jej osobiste rzeczy, których nie było zbyt wiele…
Mój Boże, chyba jakiś mężczyzna może mi się wydać pociągający, nie muszę od razu się w nim zakochiwać! Zresztą nie kocham się w Erlingu. Ani w Mórim. W nikim!
Rzecz po rzeczy wrzucała do swej podróżnej skrzyni. Głupia, głupia, głupia Tiril!
Gdy zapadł zmierzch, wyruszyli z miasta na wschód.
Erling do ostatniej chwili nalegał, żeby wzięli powóz. Nie uchodzi jechać konno jak wędrowne rzezimieszki! Chciał utrzymać styl, do jakiego przywykł. Nienagannie ubrany na każdą okazję, zawsze gotów na spotkanie z osobą wysokiego stanu.
– Zakurzymy się – prychał.
– W powozie też nam to grozi – odparła Tiril. – Kto wie, czy nie bardziej.
– Może padać deszcz.
– Owszem, to bardzo prawdopodobne.
Móri wmieszał się w rozmowę.
– Drogi, którymi będziemy jechać, nie nadają się dla powozu.
– Doprawdy? A którędy pojedziemy?
– Przez góry. Żeby jak najprędzej dotrzeć na miejsce.
Erling zganił Tiril wzrokiem.
– Ty, jako dama, nie powinnaś…
Tiril nie mogła już dłużej tego słuchać.
– A więc zostań w domu, przeklęty snobie! A rano prawie się w tobie zakochałam! Idź do diabła!
Zapadła cisza. Twarz Móriego pozostawała jak wykuta z kamienia. Erling wpatrywał się w nią zdumiony.
– Przepraszam! Proszę, zapomnij, co powiedziałam. To nie była prawda, po prostu się rozgniewałam.
– Jedziemy konno – ustąpił Erling. W oczach pojawił mu się koci błysk zadowolenia.
Jechali bardzo szybko, bo tego popołudnia wiele się wydarzyło. Wójt pragnął spotkać się z Erlingiem, czego, rzecz jasna, Erling absolutnie sobie nie życzył. Christine znów doniosła, twierdziła, że brat spotkał się z parą uciekinierów. Erling nie chciał oszukiwać przyjaciela-wójta.
Otrzymał także liścik miłosny od Amalie Drake, w którym nawiązywała do pewnych momentów poprzedniej nocy i przypominała o umówionym wieczornym spotkaniu. Erling całkiem o tym zapomniał, poprosił więc matkę, by przekazała kochance wiadomość o jego nagłym wyjeździe do Christianii. Pragnął ostatecznie zakończyć ich krótki romans, ale o taką przysługę matki prosić nie mógł. Bał się, że może zareagować zbyt histerycznie.
Poza tym dwaj złoczyńcy zaczęli węszyć po dzielnicach wokół portu. Widziano ich kilkakrotnie. Tiril i Móri zrozumieli, że musieli wpaść na jakiś trop i mieli lepsze wiadomości niż sam wójt: domyślali się, w jakich rejonach miasta może przebywać Tiril.
Erling czekał na nich za granicami Bergen. Miał konie pod wierzch i dwa juczne; załadował na nie wszystko, co zabrał z domu Tiril, którym zarządzał pod jej nieobecność. Wziął tylko rzeczy potrzebne jej w czasie podróży. Poza tym konie niosły jego bagaż i trochę próbek towarów.
– Nie powinieneś był tego zabierać – zaprotestował Móri.
– Dlaczego nie połączyć korzyści z przyjemnością? wesoło odparł Erling.
Tiril i Móri popatrzyli po sobie. Erling najwidoczniej nie w pełni zdawał sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa.
Bagaż Móriego był ograniczony do minimum. Zmieścił się w jego sakwie podróżnej. Móri dostał nowe buty od Erlinga, jego stare miały już bardzo zdarte podeszwy.
– Gdzieś ty właściwie chodził? – spytał Erling, kiedy je zobaczył. – Sądziłem, że przede wszystkim jeździłeś wierzchem.
– Móri znalazł jakąś wymijającą odpowiedź.
Ludzi wójta się nie bali, ci, którzy opuszczali miasto, ~przestawali interesować stróżów porządku. Wszyscy troje jednak nie mogli pozbyć się wrażenia, że dwaj nieznajomi prześladowcy depczą im po piętach.
Wrażenie pozostaje jednak tylko wrażeniem. Nie mieli żadnej pewności.
Tiril, Móri i Steinar tworzyli zgraną grupę. O wiele trudniej było podróżować z Erlingiem.
Choć zawsze pozostawał lojalny wobec swych trojga przyjaciół – Tiril, Móriego i Nera, nie przywykł do trudów i niewygód. Na co dzień zmagał się z innymi sprawami: zawikłanymi negocjacjami, niezgodnymi rachunkami, ściąganiem długów, transportami, które nie dotarły na czas. Przywykł, że obsługiwali go służący, był rozpieszczany przez rodzinę i bardzo, bardzo serdecznie witany we wszystkich eleganckich kręgach. Bogatemu i przystojnemu kawalerowi z dobrej rodziny niczego się nie odmawia.
Erling upierał się, by nocowali w zajazdach. Pod gołym niebem? Czy oni poszaleli, przecież to nie uchodzi! Czy Móriemu nie przyszło do głowy, że jest z nimi młoda dama z najlepszego towarzystwa?
Oboje westchnęli znużeni jego narzekaniem.
– Erlingu, ty także spróbuj nas zrozumieć – powiedziała Tiril. – Na Islandii nie ma zajazdów. Tutaj także nie. Może są jakieś w pobliżu Bergen, może bliżej Christianii. Ale w drodze? Będziemy jechać przez puszcze i górskie płaskowyże. Nie martw się, Erlingu, nie jestem laleczką z porcelany, dobrze o tym wiesz. Uważasz, że nie umiem zachować godności w otoczeniu surowej przyrody?
– Tiril naprawdę to potrafi – poparł ją Móri. – Ona nie stanowi dla nas żadnego problemu. W przeciwieństwie do ciebie, Erlingu.
Wówczas Erling zrozumiał, że to on utraci godność, jeśli wciąż będzie się upierał przy swych wymaganiach. Uśmiechnął się do przyjaciół i skinął głową.
– Ja też sobie poradzę. Ale jeśli akurat będziemy mijać zajazd…
– To oczywiście się w nim zatrzymamy – dokończył Móri. – Jasne! Pamiętaj tylko, że jeśli ktokolwiek jedzie naszym śladem, to przede wszystkim będzie nas szukał po zajazdach.
– Rozumiem.
Od tej pory z całych sił starał się udawać, że jest zahartowanym podróżnikiem, by w ten sposób zyskać sobie uznanie Tiril.
A za nimi pospieszały milczące niewidzialne istoty, które Erling odczuwał jako nieprzyjemny powiew na karku, a które pozostała dwójka w pełni zaakceptowała.
Zjechali w doliny ciągnące się na wschód od Hardangervidda i wtedy coś zaczęło się dziać. Podczas przeprawy przez góry pogoda im dopisywała, mieli o wiele więcej szczęścia niż Móri i Tiril na Islandii. Erling co prawda trząsł się z zimna na chłodnym wietrze i uważał, że warunki noclegowe są gorsze niż przypuszczał, skończenie prymitywne, lecz ponieważ nikt inny nie narzekał, on także zachowywał komentarze dla siebie.
Zauważył, że Tiril zaczęła patrzeć na niego inaczej. Jej stosunek do niego wyraźnie się zmienił od czasów obojętności, jaką okazywała mu w Bergen. Uznał to za oszałamiające zwycięstwo. Nigdy jeszcze nie czuł się tak szczęśliwy jak podczas tej podróży i nie przestawał zabiegać o względy dziewczyny.
Tiril z początku przyjmowała jego podziw ze zdumieniem, które potem przerodziło się w zachwyt. Jakież to emocjonujące, zwłaszcza że Erling także nie był jej obojętny.
Móri pozostawał milczący. Szukał towarzystwa Nera, zajmował się końmi i bez słowa wykonywał przydzielone mu zadania.
Читать дальше