– Czy zechcesz dzielić z nami nasze skromne pożywienie, panie? – spytała uprzejmie.
Podziękował jej ruchem dłoni, ale uśmiechnął się z wdzięcznością.
– Jesteś dobrą dziewczyną – odezwał się kolejny głos za jej plecami.
Odwróciła się gwałtownie. Musiała odchylić głowę mocno do tyłu, by zobaczyć istotę, która za nią stała.
Pochylał się nad nią mężczyzna niezwykle wysokiego wzrostu, o szerokich ramionach. Głowę wysuniętą miał przód jak u kondora, ciężką, z przesadnie wysokim czołem i głęboko zapadniętymi oczyma. Mężczyzna był kompletnie łysy, ubrany w czarną szatę, może pelerynę.
Z twarzy wyczytać jednak się dało inteligencję, a także rozpoznać południowe rysy. Tiril natychmiast się zorientowała, z kim ma do czynienia. Pomimo jego niebywałej brzydoty – Tiril musiała się odwrócić, ponieważ Ogarnęły ją mdłości – poczuła dla niego pewną sympatię.
Popatrzyła na niego raz jeszcze, wstała i dygnęła.
– Ty jesteś nauczycielem Móriego, panie, prawda? Wielkim czarnoksiężnikiem rodem z Hiszpanii? Pomimo twej bladości dostrzegam pewne mauretańskie cechy, one właśnie naprowadziły mnie na tę myśl.
– Masz całkowitą rację – rzekła przerażająca postać, górująca nad nią niczym występ skalny, mogący w każdej chwili runąć w dół.
– I co… co myślisz o swym uczniu, panie? Czy okazał się godzien twojej pomocy?
– Móri jest najpotężniejszym z obecnie żyjących czarnoksiężników. Nierozsądnie jednak postępuje ze swym życiem, naraża je na wielkie niebezpieczeństwa.
– Wiem o tym – rzekła Tiril zasmucona. – Ale niełatwo nim kierować ani go upilnować.
– To prawda. Nie tylko ja tego doświadczyłem.
Ręką wskazał Tiril, że w niedużej izbie zaczyna robić się ciasno.
Dziewczynie zaparło dech w piersiach. Istota o prawdziwie nieziemskiej urodzie! Jasnowłosa kobieta spoglądała na Móriego z niepokojem i rezygnacją w oczach.
– Pomóżcie mu! – błagała Tiril. – Nie odbierajcie mu wsparcia duchów opiekuńczych, on tak rozpaczliwie potrzebuje was obojga!
Wcześniej zauważyła, że mężczyzna, ten, który pozostawił Móriego sam na sam ze złymi mocami, stoi za kobietą.
– On sam tego chciał – łagodnym głosem rzekła kobieta. – Wielu uważa, że magia to. prosta droga do szczęścia i władzy. W rzeczywistości jednak jest odwrotnie. Traci się więcej, niż można zyskać. Nic już nie możemy dla niego zrobić.
Spojrzenie Tiril skrzyżowało się ze wzrokiem opiekuna-mężczyzny. Długo.przyglądali się sobie badawczo. W końcu mężczyzna uśmiechnął się na znak, że zrozumiał, iż Tiril wie, kim on jest.
Nie padły jednak żadne słowa.
Jak cicho jest na zewnątrz!
Bergen spało. Także w niewielkiej izdebce zapanowała cisza. Tiril przenosiła wzrok z jednego gościa na drugiego.
Wbrew swej woli musiała przyznać, że wszystko, co opowiadał jej Móri, jest prawdą. Nie śniła. Czuła przewiew ciągnący po podłodze, ostry zapach myszy, słomy, smoły i starego stęchłego kurzu. Słyszała spokojne oddechy Móriego i Nera. Płomyki świec niespokojnie migotały.
Przybyli kolejni goście.
Tiril zaparło dech w piersiach. Ze strony dwóch kobiet nic jej nie groziło. Wciąż były piękne, lecz wkrótce miała je zniszczyć nienasycona chciwość ludzi i ich bezwzględność. Tak powiedziały Móriemu panie powietrza i morza.
Zaśmiała się krótko nerwowym śmiechem, graniczącym z histerią.
– Dobrze, że żadna ze złych mocy nie zdołała sforsować zapory – stwierdziła. – Inaczej one także by się tu znalazły.
– Z pewnością – odpad nauczyciel. – Ale twój pies uratował Móriego. Po raz kolejny! I do pewnego stopnia ty. Akurat w chwili, gdy złe moce miały się przedrzeć przez zwały chmur, ocaliła go myśl o twoim psie i o tobie. Spadł na dół.
– Ja? Ja ocaliłam Móriego?
– Tak. A raczej przywiązanie Móriego do ciebie. Bliskość, jaka was łączy.
Gdy spostrzegł, że się zmieszała, powiedział:
– Nie musisz się niczego obawiać z naszej strony. A jeśli odłożysz magiczny znak, który masz w kieszeni, nie będziesz musiała na nas patrzeć.
– Ach, oczywiście!
Tiril już wsunęła dłoń do kieszeni, kiedy ujrzała jeszcze jedną istotę. Odruchowo podniosła rękę do ust. żeby powstrzymać krzyk. Cofnęła się pod ścianę.
Nie musiała się długo zastanawiać, wiedziała, że ma przed sobą Nidhogga. Do tej pory krył się w cieniu, teraz jednak postanowił się pokazać.
Nie, to było więcej niż mogła znieść. Nidhogg z „Eddy” był przypominającą smoka istotą, która mieszkała pod ziemią i podgryzała korzenie Yggdrasilla, Drzewa Wszechświata. To stworzenie było czymś pośrednim między baśniowym potworem a człowiekiem. Żółtobiała, wydłużona twarz o długich ostrych zębach zdecydowanie należała do makabrycznego świata fantazji.
Tiril pociemniało w oczach, lecz zmusiła się do patrzenia na stwora. Powitała go ukłonem i powtórzyła zaproszenie do poczęstunku.
Istota wydała z siebie cichy, skrzekliwy śmiech i wbiła potworne kły w drewnianą belkę, oderwała kawałek potrząsnęła głową. Tiril odetchnęła drżąc. W oczach zakręciły jej się łzy upokorzenia. Przecież chciała tak dobrze!
Brakowało teraz tylko jednego z towarzyszy Móriego: Pustki.
– Pustka nie przyjdzie – oświadczył nauczyciel, jakby czytał w jej myślach. – Bo wokół ciebie nie ma pustki, Tiril z ludzkiego rodu. Nadajesz życiu ludzi sens i sprowadzasz radość. A teraz odłóż magiczny znak, wtedy znikniemy.
Z portu dobiegło kilka uderzeń dzwonu okrętowego, poza tym panowała niezwykła cisza, jak gdyby znajdowała się na bezludnym pustkowiu, a nie w tętniącym życiem mieście.
– Chyba całkiem nie znikniecie?
– Nie, przez cały czas krążymy wokół naszej zdobyczy: Móriego.
Tiril zebrała się na odwagę i powiedziała dokładnie to, co chciała:
– Nie podoba mi się słowo „zdobycz”. Ale proszę, abyście zostali jeszcze przez chwilę. Wiecie, że jestem gotowa uczynić wszystko dla mego przyjaciela.
– Wiemy, bez ciebie przekroczyłby granice i stał się jednym z nas.
Z sercem w gardle wpatrywała się w górującą nad nią przerażającą postać upiora czarnoksiężnika z zamierzchłych czasów.
– Czyż nie chcecie, by wykorzystywał swe niezwykłe umiejętności na tym świecie?
– Świat nic nas nie obchodzi. Nic dobrego nas na nim nie spotkało.
Tiril odetchnęła głęboko, by ukryć, jak bardzo się boi.
– Proszę więc, abyście zrobili to dla mnie. Nie mam sił, by teraz mu pomóc. Musimy wyruszyć w drogę przed upływem jednej doby, a Móri nie może się nawet podnieść. Naprawdę jesteśmy zmuszeni jechać dalej. Ale ja nigdy nie opuszczę mego przyjaciela. Bez waszej pomocy oboje zostaniemy uwięzieni i być może wkrótce umrzemy.
Staliw milczeniu. Tiril przyszła do głowy szalona myśl, że oni porozumiewają się ze sobą bez słów.
W końcu przemówił nauczyciel, jego głowa zwisała nad dziewczyną niczym głowa starego żółwia.
– Ze względu na ciebie, i twego dzielnego wiernego psa, przyjdzie ci z pomocą Zwierzę. Nidhogg w podzięce za okazaną mu dobroć także zrobi, co w jego mocy. Ja również. Za ciepło, jakie łączy ciebie i Móriego, panie nieba i mórz uczynią, co tylko będą mogły. W twym czystym, gotowym zawsze nieść pociechę sercu utracona nadzieja dostrzega światełko rozjaśniające mrok. A opiekunka Móriego gotowa jest dać mu jeszcze jedną szansę.
Tiril w podzięce skłoniła głowę. Nie zdołała ukryć uśmiechu radości i ulgi.
Читать дальше