Potem zwróciła się do ostatniego, mężczyzny, ducha opiekuńczego Móriego.
– Ty się jeszcze nie wypowiedziałeś, panie. W życiu Móriego uczyniłeś niewiele albo wręcz nic.
Mężczyzna, który bez słowa towarzyszył Móriemu w- podróży poprzez inne wymiary, przemówił po raz pierwszy:
– Nie miałem ku temu okazji. Mój czas na ziemi upłynął, zanim jeszcze jego się rozpoczął. Ale to ja się teraz za nim wstawiłem.
Tiril padła na kolana.
– Dzięki ci, Hraundrangi-Móri – rzekła cicho. – Możesz być, panie, dumny ze swego syna.
Ujęła dłoń Móriego i siadła przy nim.
Mężczyzna uśmiechnął się.
– A więc odgadłaś to, co jemu nigdy nie przyszło do głowy. Zaopiekuj się nim, moja droga!
– Z waszą pomocą na pewno wszystko
Okaleczony wilk kulejąc podszedł do Nera i obwąchał go. Tiril obserwowała to ze strachem. Bardzo bała się o swego ulubieńca.
– Nie lękaj się, życie twego psa zostanie przedłużone – cicho powiedział nauczyciel.
– Och, naprawdę? – westchnęła uszczęśliwiona. – Serdeczne dzięki! Największym moim zmartwieniem było to, że psi żywot trwa tak krótko.
Zwierzę wróciło do niej. Patrzyli na nią wszyscy.
– Dziękuję – szepnęła. – Dziękuję, jestem taka szczęśliwa, że nie wiem, jak to wyrazić. I żegnajcie!
Wyjęła z kieszeni kawałek dębowego drewna z rysunkiem magicznego znaku i schowała go do worka Móriego.
Izdebka opustoszała.
Tiril siedziała oparta o ścianę, nie wypuszczając z ręki chłodnej dłoni przyjaciela.
Cisza wokół niej była ogromna.
To się nie zdarzyło, przekonywała samą siebie oszołomiona. Nie potrafiła zebrać myśli, przemykały przez głowę oderwane od siebie. Znów snułam pobożne życzenia. Pod wpływem fantazji Móriego stworzyłam własne.
Przez nieszczelną ścianę przecisnął się powiew wiatru, podrywając do góry kurz z podłogi. Zamigotały świece.
Ich blask przez moment padł na drewnianą belkę. Wyraźnie było widać, że całkiem niedawno ktoś odłupał z niej kawałek, jakby koń zawadził zębami o żłób.
Poczuła uścisk dłoni Móriego. Przeciągnął się.
– Tiril? Siedzisz tutaj?
Pochyliła się nad nim. Nie śmiała wierzyć własnym oczom.
– Najdroższy przyjacielu, odzyskałeś przytomność?
Usta Móriego rozciągnęły się w uśmiechu, ale nie dało się zrozumieć wypowiadanych przez niego słów.
– Co mówisz?
Powtórzył:
– Blask twoich oczu. Twoje oczy znów błyszczą, Tiril!
– To chyba nic dziwnego. Jak się czujesz?
Móri usiadł.
– Czuję się silny i zdrowy, gotowy, by podbić świat.
Dziękuję, pomyślała Tiril. Dziękuję wam, on zdoła jutro opuścić Bergen!
Zdmuchnęła świece.
– Ty może się już wyspałeś, ale ja muszę się choć trochę zdrzemnąć.
– Oczywiście. Ja też jeszcze będę spał. Czuję się taki spokojny, odprężony.
Odwrócił się na drugi bok. Tiril ułożyła się za jego plecami i naciągnęła okrycie na oboje.
Otoczyła ramieniem pierś przyjaciela, poczuła, że nie jest już tak koścista jak przedtem. Wpasowała kolana w zagłębienie jego kolan – mieściły się idealnie – i starała się ogrzać mu plecy.
– Wszystko będzie dobrze, Móri. Bylebyś tylko był zdrów, poradzimy sobie z każdym kłopotem. Ty i ja.
Neto przytulił się do niej.
Wszyscy troje – poprawiła się.
Bergen nie słynie z jasnych słonecznych dni, lecz nazajutrz powitała ich piękna pogoda.
Erling zastanawiał się, czy nie lepiej wyprawić się do Christianii statkiem. Myślał o Mórim, któremu zapewne z trudem przyjdzie znosić trudy kolejnej podróży. Przeprawa statkiem trwała co prawda dłużej, lecz była znacznie wygodniejsza. Erling lubił wygodę.
W portowym magazynie powitał go jednak zdrowy i radosny Móri.
– Co się z tobą stało? – spytał zdumiony Erling. – To chyba jakieś czary!
– Rzeczywiście można tak to ująć – tajemniczo uśmiechnęła się Tiril.
– Sam tego nie rozumiem – przyznał Móri. – Owszem, guz na głowie jeszcze pobolewa, ale to drobiazg. Nagle poczułem się całkiem zdrów. Nie pamiętam, bym czuł się tak dobrze od czasu tego nieszczęsnego eksperymentu w kościele na Islandii. Musiałem przejść jakiś kryzys.
– To wspaniale! W takim razie możemy jechać konno – stwierdził Erling. – Zadbałem o twojego wierzchowca, jest więc przygotowany do drogi. A Tiril może wziąć jednego z naszych. Tiril, czy ty właściwie umiesz jeździć konno?
– Nie pytaj – odparła nie bez goryczy. – Nauczyłam się na Islandii. A raczej dowiedziałam, co to jest.
Erling spoważniał.
Moja siostra bardzo się postarała! Wójt był u mnie i oznajmił, że widziano was w Bergen. Odparłem, że już o tym słyszałem, ale was nie widziałem. O podróży do Christianii wspominałem od dawna, nikt więc nie będzie się dziwił, jeśli wyjadę teraz.
Tiril spoglądała przez okno.
– Raniutko wyjrzałam przez zasłonkę – powiedziała – żeby sprawdzić, czy jest już jasno, i wtedy zobaczyłam na rogu jakiegoś mężczyznę. Stał odwrócony plecami i patrzył na port. Wydało mi się, że bardzo przypomina starszego z dwóch napastników, tego z kozią bródką. Ale mogłam się pomylić. Kiedy zerknęłam jeszcze raz, zniknął.
– Wieść, że wróciliście, z pewnością rozniosła się prędko, a zatem to całkiem możliwe. Musimy jak najprędzej wyruszyć. Dobrze by było jechać powozem, ale podróż trwałaby zbyt długo. Niestety, bo w powozie człowiek tak się nie kurzy.
– Pojedziemy konno – zdecydowała Tiril. – Nero przy- wyki już do biegu przy koniach. I norweskie trawiaste drogi będą przyjaźniejsze dla jego łap niż islandzkie pola lawy.
Przy słowie „łapy” przypomniała sobie nieszczęsną istotę, którą ujrzała nocą, i umilkła. Żaden z mężczyzn nie wiedział o jej przeżyciach.
A jednak nieświadom niczego Erling nawiązał do tego tematu:
– Wiem, że to, co powiem, nie pasuje do trzeźwego, mocno stąpającego po ziemi kupca, raczej będzie w waszym stylu, ale wydaje mi się, że nie pojedziemy sami, towarzyszyć nam będzie ktoś jeszcze. Wybaczcie mi, jeśli mówię niemądrze, ale zauważyłem to już wówczas, kiedy się spotkaliśmy, Móri. Czy to, co powiedziałem, jest głupie?
– Nie ty jeden tak to odczuwasz, Erlingu – rzekł Móri z powagą. – Powiedzmy tylko, że sporo przeżyłem na Islandii.
– Musiałeś mieć naprawdę różne doświadczenia – mruknął Erling.
Po twarzy Móriego przemknął jeden z jego uśmiechów – przelotny, lecz pełen smutku i śladów tajemnej wiedzy. Tiril kochała te uśmiechy. Uważała je za swoje zwycięstwo.
Ale jednocześnie Tiril dokonała odkrycia, które napełniło ją strachem:
Nagle ujrzała Erlinga Müllera w zupełnie innym świetle.
Nie, nie zapomniała swojej siostry Carli. Absolutnie nie chciała jej zranić, przestając łączyć Erlinga z jej wspomnieniem.
Popatrzyła na niego jednak swymi własnymi oczyma, nie oczyma Carli. I odkryła, że jest nie tylko bardzo przystojnym mężczyzną. Był również pociągający.
A to całkiem zmieniało postać rzeczy.
Co się ze mną dzieje? pomyślała. Kochany wierny Erling! Wybraniec Carli. Mój przyszły szwagier, którym nigdy już nie zostanie.
Stała patrząc, jak Erling rozmawia z Mórim, a policzki jej płonęły. Z Mórim, niezwykłym, nie z tego świata.
Ale Erling był rzeczywisty. Był żywym, młodym mężczyzną, mogącym stać się przedmiotem marzeń każdej kobiety.
Читать дальше