Posłuchaj, Móri jest w niebezpieczeństwie. Musimy natychmiast tam jechać! I tak straciliśmy dużo czasu, on może już nie żyć, muszę do niego dotrzeć!
– Tymczasem się uspokój! Skąd wiesz, że grozi mu nie bezpieczeństwo? Pisał do ciebie? Gdzie on jest?
Bez tchu opowiedziała mu o przesłaniu, jakie Móri przekazał jej przez Nera, i o swoim śnie, w którym zapadał, się w ziemię na bezludnym płaskowyżu.
– Tiril, to był tylko sen!
– Wcale nie. Sądzisz, że nie znam Móriego i jego tajemnych mocy? On jest prawdziwym czarnoksiężnikiem, być może najpotężniejszym ze wszystkich albo wręcz jedynym, jaki istnieje.
– Ale Islandia… Nie możesz tam jechać!
– Pojedziemy razem, Erlingu. Musisz mi towarzyszyć!
Westchnął zrezygnowany.
– Gdybym tylko mógł! Przez całą zimę starałem się wy- brać do Christianii w twojej sprawie i nawet na to nie miałem czasu. Wstrzymaj się jakieś dwa miesiące, będę wtedy trochę wolniejszy.
– Dwa miesiące? A co z Mórim? Ma umierać powolną śmiercią dlatego, że ty nie masz czasu? Wobec tego jadę sama.
Powstrzymał ją.
– Tiril, ty nigdzie nie możesz wyjechać. To bardzo nieprzyjemna historia, ale… jest nakaz, by cię aresztować.
– Mnie? Za co?
– Za piractwo.
– Ale ja przecież…
Spotkali się z pozostałymi. Ester wierzgała, szarpała się i wyrywała, przekleństwa padały niczym grad.
– Jestem niewinna jak baranek! – wrzeszczała. – Do diabła, nie ściągnęłam na zatracenie żadnego statku, poszaleliście, wykastrowane dupki. Zobaczycie, dam wam za to taką nauczkę, że jeszcze pożałujecie…
– Ester, mamy zbyt wiele skarg na ciebie. Ta, którą złożył szyper barkentyny „Liselotte”, to tylko ostatnia.
– Przecież on nie utonął, do diabła, wywinął się jak… Do stu piorunów, w co próbujecie mnie wrobić? To nie ja!
– Chcesz powiedzieć, że to Tiril? – rozzłościł się Erling.
– W każdym razie nie ja.
– Ester nic nie zrobiła – lojalnie potwierdziła Tiril. – Była bardzo dobra dla Nera i dla mnie. Nie chcę, żebyście zabierali ją z jedynego miejsca na świecie, które należy do niej.
– Sama słyszysz – oświadczył wójt. – Panienka Tiril robi wszystko, żeby ci pomóc, a ty co? Zrzucasz winę na nią.
Ester ze wstydem pochyliła głowę.
– Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Tiril w niczym nie zawiniła. Ja też nie. Po prostu się przestraszyłam. Nie wiedziałam, co mówię. – Gwałtownie się odwróciła i znów zaczęła wrzeszczeć: – Nie, do diabła! Nikt nie ma prawa wchodzić do mojego domu! Przeklęte łajdaki, trzymajcie się od niego z daleka!
Szarpnęła gwałtownie, by uwolnić się od mocnego uścisku przedstawicieli władz, zawyła tak głośno, że słychać ją było chyba aż na Sotrze, ale to nie odniosło skutku. Dwaj mężczyźni, w tym wójt, wkroczyli do chaty.
Wójt zaraz z niej wyszedł.
– Panno Tiril, czy ma pani klucz do tej zamkniętej izby?
– Nie, i nigdy tam nie zaglądałam. Nigdy nie wchodziłam do środka.
– Przeszukajcie kieszenie temu babsku – nakazał swoim ludziom.
Teraz rozgniewała się Tiril.
– Nie ma pan prawa nazywać Ester babskiem. Ona jest porządnym człowiekiem.
– Uważaj na słowa – cicho ostrzegł ją Erling.
– Do stu pioru…
Odskoczył w tył i patrzył na nią wstrząśnięty. Dziewczyna z początku nie mogła zrozumieć, co mu się stało, w końcu jednak zdała sobie sprawę ze swojego zachowania.
– Przepraszam! To pewnie otoczenie wywarło wpływ na mój język!
Po twardej, brutalnej, a przede wszystkim hałaśliwej walce Ester musiała się pogodzić z tym, że klucz wpadł w ręce „wroga”. Przy akompaniamencie najdłuższych i najbardziej ordynarnych przekleństw wójt i jego pomocnik znów weszli do chaty.
Erling zwrócił się do Tiril:
– Posłuchaj, sytuacja twoja i Ester jest teraz naprawdę poważna. Obie jesteście oskarżone o uprawianie piractwa z lądu.
– Przysięgam, ja o niczym nie wiedziałam.
– Wierzę ci. Problem jednak polega na tym, że załoga barkentyny „Liselotte” widziała was obie razem z Nerem przy zagaszonym ognisku. Właśnie w ten sposób wpadliśmy na twój ślad. Żadne wytłumaczenia na nic się tu nie zdadzą. Obie musicie stanąć przed sądem.
– Ach, Erlingu, czy tym nieszczęściom nigdy nie będzie końca? Móri potrzebuje mojej pomocy! Nie mogę się spóźnić!
Wrócił wójt, jego twarz miała bardzo surowy wyraz.
– Niemało zdołałaś uskładać przez te lata, droga, niewinna Ester! Znaleźliśmy oczywiste dowody, przedmioty pochodzące z różnych statków, które zaginęły. Od dawna już się tym trudniłaś!
– Nie powinny cię obchodzić rzeczy wyłowione z morza, do kroćset!
– Wyłowione z morza? A co się stało z ludźmi, którzy byli na pokładzie?
– Do stu diabłów, skąd mam to wiedzieć? To są rzeczy, które morze wyrzuciło na brzeg, a jeśli ośmielisz się twierdzić, że jest inaczej, gorzko tego pożałujesz!
Wójta jednak wyraźnie to nie przekonało.
Kilka godzin później wszyscy razem w dużej łodzi wójta opuścili wyspę. Tiril szczerze żałowała Ester, ale rybaczka okazywała podekscytowanie wyprawą na stały ląd. Najwidoczniej zapomniała, co było jej powodem.
Wójt, Erling i Tiril rozmawiali ściszonymi głosami.
– Naprawdę muszę stanąć przed sądem? – spytała dziewczyna drżącymi wargami.
– Niestety tak – odparł wójt bez cienia uśmiechu. – Nie da się tego uniknąć.
– Ale przecież Tiril nic nie zrobiła – zaprotestował Erling.
– Jestem tego samego zdania. Tak jednak wymaga prawo.
– Czy może zostać skazana?
– To zależy od sędziego. I od tego, co ma do powiedzenia załoga „Liselotte”.
Erling mocno zacisnął zęby.
– Najgorzej, że prześladowcy wciąż chodzą wolni. Jeśli dowiedzą się, że Tiril jest w mieście, a oczywiście tak się stanie, to jej życie będzie poważnie zagrożone.
– Wiem o tym. – Wójt pokiwał głową zamyślony. – Wcale mi się nie podoba, że cię w to wciągam, panienko Tiril.
– Dziękuję – odparła krótko. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Tak bardzo ją to wszystko zasmucało.
Zapadło milczenie. Gdy wypłynęli na otwarte morze, wiatr szarpnął żaglami. Erling cały się spiął, teraz chodziło o jego męską godność.
– Najbardziej mi przykro z powodu Móriego – wyznała Tiril. – Mam wrażenie, że go zdradzamy.
– To przecież on zawiódł cię pierwszy – chłodno zauważył Erling. – Gdyby nie zniknął, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Nagle twarz wójta się rozjaśniła. Od pewnej chwili siedział skupiony, jakby jego umysł pracował pełną parą.
– Co się stało? – spytał go Erling.
– Porozmawiam z moimi ludźmi – odpowiedział. – Można na nich polegać. Jeśli powiemy, że nie znaleźliśmy panny Tiril na wyspie, i wysadzimy ją natychmiast, gdy tylko przybijemy do portu w Bergen, to…
– Oczywiście – szepnął Erling. – Szkoda, że nie mogę ci towarzyszyć!
Tiril nareszcie zrozumiała ich plan. Oczy jej się zaświeciły.
– Ale co zrobię, jeśli nie będzie akurat żadnego statku? – spytała, znów przygnębiona.
– Jest. I wypływa jutro rano, prosto na Islandię. Znam szypra. Na pewno nie będzie przeciwny obecności psa na pokładzie.
– Wspaniale – odetchnęła Tiril.
Erling był mniej zachwycony.
– Odnaleźć cię tylko po to, by zaraz znów cię utracić!
– Ależ ja przecież wrócę! – obiecała rozjaśniona. – Muszę się tylko dowiedzieć, dlaczego Móri mnie wzywał. Wrócimy oboje, Móri i ja.
Читать дальше