– Tak rzeczywiście jest. – Cesarz uśmiechnął się ciepło. – Czasami mam nawet z twojego powodu wyrzuty sumienia.
– Teraz jednak chciałam cię o coś prosić. Jak wiesz, mojej córki, Tiril, nie ma w domu. Właśnie otrzymałam wiadomość, że znalazła się w tarapatach. Chodzi o okup i temu podobne. Nie, nie mam czasu wyjaśniać ci szczegółów. Czy mógłbyś mi pożyczyć czterech twoich wspaniałych gwardzistów? Tylko na jeden dzień. Odeślę ich jutro rano. Będziesz tak dobry?
– Czy Tiril dostała się w ręce złych ludzi? W takim razie ja mogę…
– Nie teraz, Karl. Czas nagli. Ja wiem, jak można ją z tego wydostać bez okupu, ale, jak mówię, do tego potrzeba mi czterech gwardzistów.
Po długim wahaniu i licznych napomnieniach cesarz ustąpił. Zresztą spieszył się i właściwie nie miał wyboru.
Potrząsał jednak zatroskany głową, kiedy wraz z całym orszakiem opuszczał dwór.
Czterej ludzie zostali w Theresenhof. Taran zdążyła już wystroić się bardzo pięknie i zabawiała ich radosnym szczebiotaniem.
Dwaj gwardziści otrzymali polecenie pozostania w domu, by za cenę własnego życia ochraniać wnuki księżnej. Dzieciom nie wolno na krok opuścić dworu. I co najważniejsze: nie wolno im pod żadnym pozorem zbliżyć się do schodów werandy.
– Trzeba wam wiedzieć – powiedziała Theresa do gwardzistów – że ja nie wierzę ani odrobinę ich niewinnym oczom. Jeśli wbiją sobie do głowy, że chcą przeżyć przygodę, to na pewno wprowadzą ten pomysł w życie. Muszę mieć pewność, że są bezpieczni i że nie powinnam się o nich martwic.
Żołnierze rozumieli, twierdzili jednak, że chyba wystarczy mieć dzieci na oku.
– Ha! – rzekła Theresa z goryczą. – Bo wy nie znacie moich ukochanych wnucząt!
Zabrała pozostałych dwóch gwardzistów i wkrótce wszyscy troje opuścili dwór.
Dokąd się udajemy, wasza wysokość? – zapytał jeden.
– Na spotkanie dostojników Kościoła w Heiligenblut.
Gwardziści popatrzyli po sobie. Na kościelne spotkanie nie jest chyba potrzebna osobista ochrona?
– Niestety, muszę was uprzedzić, że starcie może być bardzo ciężkie. Nie o spotkanie dostojników mi, oczywiście, chodzi, ale proszę was, użyjcie broni, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Uznała, że powinna jednak wprowadzić ich trochę w całą historię.
– Cesarz, mój brat, nic o tym nie wie, bo nie chciałam składać na jego barki moich zmartwień. Otóż istnieje tajny zakon, którego członkami są osobistości z najwyższych sfer całej Europy. Zresztą jest ich bardzo niewielu, słyszałam, że zaledwie dwudziestu jeden mężczyzn, ale nie jestem pewna. Bracia zakonni poszukują czegoś, co przez fatalny przypadek stało się własnością mojej córki. I muszę powiedzieć, że nie przebierają w środkach. Teraz pojmali moją córkę, ale ja mam pomysł, jak się dowiedzieć, gdzie ją przetrzymują. Tylko że to, co zamierzam uczynić, wymaga wielkiej odwagi, zarówno z mojej, jak i z waszej strony. Pójdziecie ze mną?
Jeden z gwardzistów roześmiał się.
– Wszystko, co wasza wysokość mówi, brzmi podniecająco! To o wiele ciekawsze od stania na warcie przed pałacem cesarskim. Czy moglibyśmy otrzymać trochę bardziej szczegółowe informacje?
Theresa wahała się.
– No, nie wiem… Mogę powiedzieć tylko tyle, że członkowie zakonu zamordowali mojego zięcia, ojca dzieci, które widzieliście.
– Czarujące dzieciaki – wtrącił drugi z gwardzistów. – Ale, jak rozumiem, istnieje ryzyko, że biedactwa mogłyby zostać pełnymi sierotami
– Bardzo duże ryzyko. Tylko ja się chyba wyraziłam nieściśle, mój zięć znajduje się na granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Jego syn, najstarszy z moich wnuków, jest teraz w drodze do niego; będzie próbował przywrócić go do życia.
– Mały chłopiec? W jaki sposób zdoła…?
Theresa przerwała mu.
– Będzie najlepiej, jeśli dowiecie się wszystkiego. Otóż mój zięć i jego najstarszy syn posiadają… ponadnaturalne zdolności. Ponadto oni znaleźli jedną z tych trzech rzeczy, których poszukują bezwzględni członkowie rycerskiego zakonu. Przedmioty owe obdarzone są wielką mocą, wierzymy, że to, co ma ze sobą mój wnuk, może przywrócić do życia jego ojca.
Żołnierze milczeli.
– Tak, rozumiem, że to może brzmieć jak baśń, ale gdybyście przeżyli choćby małą cząstkę tego, co ja doświadczyłam, to byście mi uwierzyli. To, co my, Habsburgowie, zawsze uważaliśmy za związaną z naszym rodem legendę, okazało się rzeczywistością! Nie chcemy, żeby zły zakon chwycił w swoje szpony przedmioty, których poszukuje. Ja myślę, że to by oznaczało kata, strofę dla ludzkości i dla całej ziemi.
– Wasza wysokość, my jesteśmy oficerami gwardii Jego Cesarskiego Majestatu. Bardzo poważnie traktujemy naszą przysięgę na wierność. Będę szczery i powiem, że wasza wysokość tym większą wzbudza w nas ciekawość, im więcej szczegółów się dowiadujemy. Czy księżna pani mogłaby powiedzieć nam coś jeszcze?
Po krótkim wahaniu Theresa rzekła:
– Poczekajcie, aż przybędziemy do Heiligenblut! Jeśli wtedy uznam, że to potrzebne, dowiecie się więcej.
Musieli ustąpić. Obiecali jednak słuchać jej rozkazów i bronić jej życia, narażając swoje, jeśli się to okaże konieczne.
Sprawiali wrażenie bardzo zadowolonych tą nieoczekiwaną możliwością przeżycia podniecającej przygody.
Spotkanie dostojników Kościoła znajdowało się w fazie wstępnej, jeśli tak można powiedzieć, kiedy Theresa z gwardzistami przybyła do niewiarygodnie pięknego Heiligenblut z potężnym masywem Grossglockner w tle. Niezwykła uroda tego miejsca sprawiła, że obaj żołnierze stanęli jak wryci.
– Dlaczego to się nazywa Heiligenblut? – zapytał jeden.
Theresa wyjaśniła:
– Legenda powiada, że w roku dziewięćset szesnastym przybył tu syn duńskiego wikinga, będący w drodze z Miklagard do domu. Z gór zeszła akurat lawina i biedak zginął, a stało się to dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz stoi ten biały kościół. Spod śniegu wyrosły trzy Jesiony i tam pochowano Bricciusa, bo tak ów młodzieniec miał na imię. Wiózł on ze sobą maleńką buteleczkę z trzema kroplami krwi Chrystusa i właśnie dzięki temu udało się odnaleźć ciało zmarłego. Krople krwi przechowywane są w tabernakulum w kościele.
Żołnierze milczeli pogrążeni w myślach.
W końcu Theresa uznała, że czas przystąpić do akcji.
– Ty – zwróciła się do jednego z żołnierzy – pójdziesz do gospody, w której zatrzymał się biskup Engelbert. Musisz się dostać do jego bagażu tak, by nikt cię nie zobaczył. Myślisz, że zdołasz to zrobić?
– Oczywiście – odpad wojak, choć wyglądał na zdziwionego.
Theresa powiedziała mu, czego ma szukać, ale zastrzegła, by wszystko zostawił na miejscu. Niczego nie wolno mu zabierać.
– Nikt nie powinien wiedzieć, że tam byłeś. My będziemy czekać na ciebie w naszej gospodzie.
Nie trwało długo, a gwardzista cesarza wrócił. Skinął księżnej głową na znak, że wszystko w porządku, po czym zasiadł do posiłku. Kiedy jadł, dyskutowali, co dalej. Był już teraz z nimi prefekt miasteczka.
W odpowiedniej porze wyruszyli do wielkiego budynku, w którym odbywało się spotkanie.
– Tym razem mam nad nimi przewagę – powiedziała Theresa z uśmiechem. – ~ Zwyczajnej kobiety nie wpuściliby na zebranie kościelnych dostojników. Jak to jednak czasem dobrze pochodzić z cesarskiej rodziny!
Ponieważ spotkanie trwało jakiś czas, przy drzwiach nie było już strażników, więc Theresa i jej ludzie wemknęli się do hallu. Z sali obok dochodził szum uroczystych głosów.
Читать дальше