Margit Sandemo - Bezbronni
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Bezbronni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bezbronni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bezbronni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezbronni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bezbronni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezbronni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A wtedy ich własna nikła nadzieja na ratunek również zgaśnie. Dla nich wszystkich będzie wówczas na wszystko za późno. I wtedy też nie będzie już potrzebny Dolg. Gdyby tak się stało, Dolg żyłby na próżno.
Po chwili wróciła do nich bardzo urodziwa opiekunka Móriego. Wysoka postać o długich jasnych włosach, jak zawsze ubrana w białą szatę z jedwabnej surówki. Na jej widok twarze wszystkich mimo woli się rozjaśniły.
– No i jak się sprawy mają? – zapytał Nauczyciel.
– Jest gotów podjąć walkę.
– W takim razie my podejmiemy nasze starania.
Na początek zajęli się ranami Móriego. Zaczynali od wewnątrz. Odmawiali długie modlitwy, błogosławieństwa i zaklęcia nad ciałem, wykonywali konieczne rytuały i patrzyli z ulgą, że rany przestają broczyć, a krew Powoli krzepnie, widzieli, jak brzegi ran zbliżają się do siebie i jak goją się okaleczenia wewnętrzne, aż zostały już tylko dwa ślady pokryte grubymi strupami: pod żebrami i na plecach.
– No, zrobione – oświadczył Nauczyciel, prostując się. – Ale to był najmniejszy problem. Teraz musimy użyć znacznie silniejszych środków dla ratowania Móriego!
I tak oto rozpoczęła się ich walka o Móriego. Miała ona trwać przez wiele dni. I wielokrotnie mieli czuć się całkowicie bezradni. Jedyne, na co jeszcze mogli liczyć, to że Móri sam rozumie, co dla niego dobre. I na jedno budzące zdumienie zdanie wypowiedziane przez Cienia, że pewien mały chłopiec, dwunastoletni syn Móriego, może dokonać cudu.
Żadne z nich jednak nie wiedziało, co Cień miał na myśli. Nie wiedzieli nawet, skąd się ten Cień wziął ani kim w rzeczywistości jest.
Otrzymali tylko od niego surowe zalecenie, by starali się utrzymać Móriego „przy życiu”, dopóki mały Dolg nie odbędzie swojej pełnej niebezpieczeństw wędrówki po coś, co uratuje jego ojca.
„Utrzymywać Móriego przy życiu?” Ale przecież on nie żyje! Ich trudne zadanie polegało na tym, by nie pozwolić Móriemu opuścić przedsionka śmierci.
Tylko jak mają tego dokonać?
Móri czuł się jak dziecko, które zabłądziło w ciemnym lesie.
Tiril, myślał z rozpaczą. Gdzie ty się teraz podziewasz? We władzy kardynała, czy raczej Zakonu Świętego Słońca? I na pewno potrzebujesz mojego wsparcia i opieki.
A ja tkwię tutaj i sam bym bardzo potrzebował twojej miłości i niezłomnej wiary.
Cóż myśmy zrobili? I jeszcze wciągnęliśmy Erlinga w nieszczęście.
I nasze dzieci, a także wspaniałą babcię Theresę. Będą nas szukać, tęsknić za nami, a nikt im niczego nie wyjaśni.
Wszystkie nasze ślady zostały przecież starannie zatarte. Nikt nie wie, że pojechaliśmy badać ruiny zamku Graben.
Moja wina, to wszystko moja wina! To ja powinienem was przekonać, że trzeba zawrócić, odwieść was od zamiaru przeszukiwania tego potwornego zamczyska.
Te rozmyślania nic mu jednak nie pomogły.
Wiatr jęknął znowu przeciągle i złowieszczo.
Móri zaczął się powoli orientować w swoim położeniu. To nie była żadna rozpadlina, nie, znajdował się w tej samej grocie, po której niegdyś wędrował wraz z Nauczycielem. A może to Nidhogg był jeszcze wtedy przewodnikiem? Obaj towarzyszyli mu przecież do wnętrza ziemi. Nidhogg pokazywał mu dokładnie, co się kryje pod skorupą ziemską i jak ród ludzki robi, co może, by unicestwić swoje środowisko.
Wędrówka z Nauczycielem była bardziej abstrakcyjna, podobnie jak teraz dotyczyła spraw duchowych.
Móri uniósł głowę i nasłuchiwał. Znajdował się niezupełnie w tym samym miejscu, co wtedy. Wtedy wędrowali pod pomieszczeniem, w którym czekali umarli czarnoksiężnicy i inne odrzucone dusze, słyszeli ich mroczne śpiewy ponad sobą.
Teraz głos chóru zdawał się być dalszy. Jakby gdzieś na krańcach tego, co Móri nazywał rozpadliną. To znaczy groty. Rozpadlina, nad którą znajduje się sklepienie, to grota.
Móri nie mógł zrozumieć jakim sposobem znalazł się akurat w tym miejscu, gdzie teraz stał.
Nie pojmował tego, dopóki nie wsłuchał się uważniej w zawodzący głos wiatru.
Wyglądało na to, że centrum tego podziemnego sztormu znajdowało się w przeciwnym kierunku do chóru umarłych czarnoksiężników. I Móri, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje, ciągnięty był przez jakąś siłę właśnie ku centrum sztormu.
Jeśli myślał o sobie, że stoi, to była to przenośnia. Stopy nie dotykały żadnego podłoża. Był pozbawiony fizycznej substancji, bo przecież jego ciało spoczywało w lesie niedaleko zamku Graben. Nie potrafił dokładnie określić swojego stanu. Wiedział tylko, że się tu znajduje. Duchowo rzeczywiście był w tym miejscu. Fizycznie znajdował się gdzie indziej. Miał wrażenie, że śni. Tylko jakoś bardzo wyraźnie.
Nagle drgnął. W niebieskoczarnej ciemności wyczuwał jakiś ruch… czegoś, czego tu jeszcze przed chwilą nie było.
Gdzieś w pobliżu centrum sztormu. Co to jest? Coś. Nie takie jak ten cień przypominający wielkiego ptaka, który przeleciał niedawno koło jego głowy. A może to jednak to samo? Skupił się, by lepiej widzieć.
Tamto przysunęło się bliżej. Powolnym, eleganckim, niemal płynnym krokiem, jak istota, która nic nie waży, posuwiście zbliżała się do niego duża, ciemna postać. Leciutka jak cudowne zjawisko.
Dziwna zjawa stawała się coraz większa, górowała nad Mórim.
– Chodź – rzekła w końcu przyjaźnie. – Podążaj za mną!
Jedno wielkie skrzydło opadło nieco i otoczyło delikatnie Móriego.
Zdziwił się bardzo słysząc, że głos jest kobiecy. Oczekiwał… No, czego właściwie oczekiwał?
Niczego.
Ciepła troskliwość tej istoty sprawiała mu przyjemność. To anioł, myślał. Tutaj jest tak ciemno, że ona wydaje się czarna, ale w gruncie rzeczy jest biała i życzy mi jak najlepiej. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, postąpił za nią kilka kroków. Odczuł, że ona jest z tego zadowolona.
Teraz widział już centrum sztormu. Przed chwilą pięknej postaci jeszcze nie było. Skąd się w takim razie wzięła?
Móri przystanął.
– Kim ty jesteś?
– Wysłanniczką mego pana.
A zatem anioł. Wysłannik Pana.
– Ty nie możesz tutaj zostać, Móri z islandzkiego rodu czarnoksiężników – powiedziała jego przewodniczka łagodnie. – Tutaj jest dla ciebie zbyt niebezpiecznie. Chyba nie chcesz być jednym z nich?
– Nie – odparł całkiem pozbawiony siły woli. – W istocie nie chcę.
– Ja mogłabym cię stąd zabrać.
– Dokąd?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Móri coś zobaczył. I zrozumiał, skąd ona przyszła. Wyjący wiatr szedł od dołu. Byli teraz tak blisko, że widział w dnie groty ziejącą jamę.
„Musisz walczyć, Móri” – powiedział jego duch opiekuńczy. – „W przeciwnym razie przepadniesz w najgłębszych otchłaniach śmierci, a wtedy będziesz dla nas stracony. A my chcemy cię przywrócić do życia ziemskiego”.
Odruchowo uskoczył w tył. Ta istota nie mogła być aniołem wysłanym z niebios.
– Dziękuję za waszą życzliwość, pani – rzekł uprzejmie. – Ale ja, niestety, nie mogę za wami iść. Jeszcze nie teraz.
– Nie możesz tu przecież zostać – powiedziała urażona. – Wielka gromada umarłych czarnoksiężników uwięzi cię tutaj na długi czas.
Chóralny śpiew wzmógł się niemal do krzyku.
Móri był wzburzony i zdezorientowany. Anioł Śmierci z pewnością ma rację i z pewnością życzy mu dobrze. Mimo wszystko musiał trwać przy swoim.
– Wy, pani, jesteście Aniołem Śmierci, prawda? – zapytał, by zyskać na czasie.
– Proszę bardzo, możesz mnie tak nazywać. Ale to określenie jest zbyt ograniczone. Ja jestem czymś więcej.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bezbronni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezbronni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bezbronni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.