– Rzeczywiście, to bardzo istotna kwestia – kiwnął głową Móri.
Siedzieli w milczeniu.
– Chyba potrafię to zgadnąć – oznajmiła Tiril.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę. Była bardzo chuda i blada, włosy nie miały blasku, a jednak wyglądała na o wiele zdrowszą.
– Pamiętacie księgę, którą widzieliśmy w Tiersteingram? Kiedy duchy zabrały nas w czasy hrabiów Tierstein?
– Jak mógłbym kiedykolwiek o tym zapomnieć? – obruszył się Móri z goryczą. – Wszystko wtedy przecież zepsułem, bo chciałem otworzyć księgę. Sądziliśmy, że ta księga mówi o kamieniu. Ale tak wcale nie było. Przypomnijcie sobie, co było na oprawie! Promieniste słońce i napis: “STAIN ORDOGNO” i “DEOBRIGULA”.
– No, tak – powiedział Erling.
– I co wam to mówi?
Twarz Móriego się rozjaśniła.
– Że słowa napisał jeden z wielkich mistrzów, którzy przyszli po Ordogno.
Tiril kiwnęła głową.
– Ale czy ktoś napisałby to na oryginale?
Teraz wszyscy już się uśmiechnęli.
– Nie, oczywiście, że nie!
– A więc własnością Zakonu była kopia – oświadczyła Theresa. – A to znaczy, że ukryty oryginał odziedziczył jego potomek, ktoś z rodziny.
– Tak – zamyślił się Erling. – Sądzę jednak, że nie został schowany. Ordogno sam wyrył na kamieniu, że księga ma pozostać w rodzie. Musimy najpierw odnaleźć kolejnych władców zasiadających na tronie Leon. Mamy ich tutaj, spisanych na pergaminie przez hiszpańskiego granda.
Erling już sięgnął po zwój, ale Móri go powstrzymał.
– Czy nie powinniśmy zająć się rozważeniem pierwszego pytania? Skąd wziął się oryginał, w jaki sposób trafił do Ordogno Złego?
– Oczywiście, masz rację – przyznał Erling.
– Księga pochodziła chyba ze starożytnego Rzymu? – spytała Tiril. – Zawsze tak przypuszczaliśmy. A teraz jeszcze Dolg odnalazł znak Słońca, wywodzący się stamtąd…
– Nie wydaje mi się, aby znak Słońca miał zbyt wiele wspólnego z księgą – stwierdził Móri. – Owszem, w pewnym sensie, na początku tak pewnie było. Ale później te rzeczy wędrowały oddzielnymi drogami, tak zresztą jak i niebieski kamień, który trafił na bagna gdzieś w Austrii.
– Jakie jest więc twoje zdanie? – dopytywał się Erling. – Skąd się wzięła oryginalna księga?
Móri wziął głęboki oddech.
– Czy nic was w tym wszystkim nie uderza?
– A co by to miało być?
– Czy nie zauważyliście, jak często pojawia się tu Morze Bałtyckie? I północne krainy? Stąd pochodzili Goci, Teutonowie także. Hrabiowie Tierstein, którzy przeczytali księgę Ordogno, pojechali do Tiveden, bezludnych leśnych obszarów w Szwecji. Saga opowiada o podróży samotnego króla na północ.
– Chcesz powiedzieć, że… że morze, które nie istnieje, to po prostu Bałtyk?
– Nie, aż tak daleko bym się nie posunął. Poza tym to się nie zgadza, bo ludzie znali Bałtyk także w dawnych czasach. Ale prawdą jest, że wszystkie ślady prowadzą na północ.
– Masz rację.
Móri i Tiril porozumieli się spojrzeniem. Odczuli tę samą tęsknotę i tę samą nadzieję. Czyżby mieli wrócić na ukochaną Północ, choćby na krótką wyprawę?
Dolg zauważył ich spojrzenia i jego oczy także się rozjaśniły nieskrywaną radością. A więc jeszcze ktoś tęsknił za Północą!
Erling zaproponował:
– Wobec tego zerknijmy na odpis z kamienia Ordogno, na przodków tego chwalipięty. Willy, masz go przy sobie?
– Oczywiście, przepisałem nasze bazgroły na czysto. Mam czytać?
– Tak, zacznij od Ordogno i cofaj się w czasie, tak daleko, jak tylko ci się to uda.
Willy wymieniał rozmaitych wielmożów o imionach Alfonso, Ordogno i Bermudo, aż wreszcie dotarł do jakiegoś Siło, którego żona nosiła imię Adosinda. To ona pochodziła z Wizygotów, była prawnuczką ich króla Rekkareda. Później następowało wiele świetnych imion, od Teodoryka do Alaryka Wielkiego. Ród złączył się wtedy tak, że znaleźli się w nim zarówno Ostrogoci, jak i Wizygoci. Lud Ostrogotów wywodził się od Beriga z Västergötland sto pięćdziesiąt lat przed Chrystusem.
– Västergötland? – czujnie powtórzyła Tiril. – Tiveden?
Pokiwali głowami.
Willy podjął:
– Nieprawdopodobne, ile imion zdołano pomieścić na kamieniu, ale większość informacji pochodzi rzecz jasna od granda. Ów szlachcic wspomina także Longobardów, a oni wywodzą się od Gambary, zwanego także Gungo ze Skanii. Również sto pięćdziesiąt lat przed Chrystusem.
Móri nie mógł przestać myśleć o Västergötland.
– Czy nie wydaje wam się, że hrabiowie Tierstein, którzy mieli dostęp zarówno do księgi, jak i informacji z kamienia Ordogno, pojechali do Tiveden właśnie z powodu swego przodka Beriga?
– To możliwe – przyznał Erling.
Znów głos zabrał Willy.
– Teraz przodkowie zaczynają się rozprzestrzeniać. Jedna gałąź pochodzi od Longobardów, inna od praprzodka Ostrogotów Beryka, mamy też wielką gałąź, która pochodzi od Heruli i Wandali znad Morza Bałtyckiego. Mamy tu Genzeryka, króla Heruli i Wandali. Był synem słynnego Guntaryka, męża Elisy z Granady. A więc rozbójnicy znad Bałtyku daleko się zapuszczali! Nieco wcześniej widzę Amalasumę, księżniczkę saksońską. Babka jej męża ze strony ojca była księżniczką turyńską. Jeszcze wcześniej jest Diana z Trewiru, Anarnia z Gotlandii… Jak słyszycie, Herulowie mierzyli wysoko przy wyborze żon! Pomijam teraz imiona mężczyzn, one są nieistotne, bo to kobiety przynoszą świeżą krew. Tyburnia z Norwegii, Judit z Finlandii, Maria z Jutlandii, Idą z Rugii. A teraz słuchajcie uważnie! Symbulla, księżniczka Gotów, poślubiła Antyra Pierwszego, pierwszego króla Herulów znad Bałtyku. Tak oto dotarliśmy do roku trzysta dwudziestego przed Chrystusem!
– Mój ty świecie! – pokręciła głową Theresa. – To drzewo genealogiczne jest nawet znamienitsze od mojego!
– Bałtyk, Bałtyk – mruknął Erling. – Chyba mamy rację. Sądzę, że rozwiązanie zagadki znajduje się nad Bałtykiem.
Nie tylko on uznał, że to bardzo przyjemny wniosek. Ach, móc znów zobaczyć kraje na północy!
W tym momencie w głowach już im szumiało od imion i dat. Theresa zaproponowała więc coś na orzeźwienie i już wkrótce mogli się zabrać do następnego drzewa genealogicznego. Zajęli się następcami Ordogno na tronie Kastylii i Leon.
Posuwali się do przodu w czasie.
– Doszliśmy do Ferdynanda Pierwszego, króla Kastylii i Leon – powiedział Willy. – Po nim następował cały szereg Alfonsów i Ferdynandów. W tym czasie księga będąca w posiadaniu Zakonu zaginęła w Tiersteingram, pozostała więc tylko ta należąca do rodu. Oryginalna. Przyjrzyjmy się teraz, co pisze grand…
Pomagali sobie przytrzymywać zwój pergaminu, w końcu ułożyli go na stole i obciążyli w rogach, żeby się nie zwijał.
Wyliczanie imion wszystkich królów trochę trwało. Na moment zatrzymali się przy Pedro Okrutnym z XVI wieku, wielkim mistrzu Zakonu Świętego Słońca. Jednocześnie był on dziedzicem oryginalnej księgi. Ale wtedy już Zakon wszczął poszukiwania kamienia Ordogno. A to znaczyło, że Pedro Okrutny nie wiedział, że księga znajduje się w jego posiadaniu!
W jaki sposób się to wszystko ze sobą łączyło?
– Księga musiała towarzyszyć innej linii – zauważyła Tiril.
– Albo też zniknęła – podsunął Villemann, pilnie przysłuchujący się dorosłym. Uwielbiał rozwiązywać zagadki.
– A może Ordogno rzeczywiście ją ukrył i jego potomkowie nigdy jej nie otrzymali – powiedział Erling.
Читать дальше