– Należę do drużyny koszykarskiej – dodał. To akurat wiedziałam, mruknęłam więc tylko:
– Aha.
– Wiesz co? Byłaś wczoraj niesamowita! – powiedział z uznaniem.
– Eee, dzięki.
– Nic dziwnego, że Pijawka przyjęła cię do drużyny. Byłaś szybsza od niejednego chłopaka. Jak Pijawka podała czas, to aż mnie zatkało!
Komplementy to miła rzecz, no nie?
W tym momencie przeszliśmy przez wielkie, oszklone drzwi i stanęliśmy nad basenem. Poza nami w hali było jeszcze pięciu chłopców. No właśnie – chłopców. Byłam tu jedyną dziewczyną, oczywiście nie licząc Pijawki. Po prostu ekstra…
– No, nareszcie przyszłaś! – wrzasnęła nauczycielka, gdy tylko mnie zauważyła. – Peter na ławkę! Musisz poczekać! Margo do wody! Rozgrzej się!
Przepłynęłam sobie spokojnie środkowym pasem dwie długości basenu. Och, kocham pływanie, bo to zupełnie jakby się latało.
Potem Pijawka kazała nam wszystkim stanąć na słupkach i mieliśmy na czas dopłynąć kraulem na drugą stronę basenu.
Szkoda, bo według mnie rozgrzewka była stanowczo za krótka, a takie leniwe pływanie najbardziej mi odpowiadało.
No, ale cóż, nie było tu miejsca na dyskusję. Wszyscy więc zgodnie ustawiliśmy się na słupkach.
Zabrzmiał gwizdek i wystartowaliśmy.
Dałam z siebie wszystko. Poza tym udało mi się dobrze wystartować. I, no dobra, przyznam się, bardzo chciałam zrobić dobre wrażenie na Peterze.
Szczerze, potem było mi trochę głupio, bo dopłynęłam jako druga. Szybszy ode mnie był tylko Max. Trochę to dziwne, że prześcignęłam pozostałych, no nie? Byłam szybsza od trzech wysokich, umięśnionych chłopaków. Ja, drobna i wątła dziewczyna. Rany, to brzmi jak jakiś kiepski żart. Ale cóż. Nie pozostało mi teraz nic innego, niż się cieszyć!
Szybko minęły mi dwie godziny treningu, ale szczerze przyznaję, byłam potem wykończona. Pijawka zna się na rzeczy. Po jej tresurze bolał mnie każdy mięsień. Pewnie jutro nie będę mogła ruszyć ręką. Nie twierdzę, że po tym wczorajszym wysiłku jestem w pełni sprawna, ale obawiam się, że jutro chyba nawet nie podniosę się z łóżka. Ekstra…
Gdy po zajęciach obolała wyczłapałam z budynku, podszedł do mnie Peter.
– Świetnie dzisiaj pływałaś.
– Dzięki – odpowiedziałam zakłopotana, grzebiąc przy rowerze.
– Może cię podwieźć? – zaproponował. O ho, ho!!!
– Eee, nie. Chyba trochę za mało cię znam…
– No wiesz! A już myślałem, że przestałem wyglądać jak maniakalny zabójca. – Roześmiał się, a na jego policzkach pojawiły się te jego fajne dołeczki.
No proszę, on mnie… lubi. Coś takiego! Jak powiem o tym Ivette, to chyba padnie. Już nie mogę się doczekać, kiedy do niej zadzwonię. Ha, ha!
Tak jak sądziłam, Iv zatkało. Najpierw nie mogła wydusić z siebie słowa, a potem jeszcze na mnie nakrzyczała, że nie skorzystałam z zaproszenia Petera. Ona ma coś z głową. Miałabym wsiadać do samochodu obcego chłopaka? A gdyby naprawdę był maniakalnym mordercą?
Przez następne dni wszystko szło zupełnie zwyczajnie. Poznałam lepiej Ivette i szczerze przyznam, że ją bardzo polubiłam, szybko się więc zaprzyjaźniłyśmy. Co prawda to jej upodobanie do różowego bywa nieznośne, ale poza tym jest w porządku. Dowiedziałam się od niej, że zaledwie kilka miesięcy temu przeprowadziła się do Stanów, bo jej ojciec został tu przeniesiony. Jest chyba politykiem. Iv ma też siostrę, ale ona mieszka w Paryżu, bo studiuje coś na Sorbonie.
A moi znajomi z Nowego Jorku? No, cóż… kilka razy rozmawiałam z kimś przez telefon, kiedyś wyskoczyłam też na weekend do mojej dawnej przyjaciółki Jenny… Ale prawdę mówiąc, takie kontakty na odległość szybko się rwą.
Teraz ciągle tylko szkoła, dom, szkoła, dom, szkoła, dom… aż się człowiekowi robi niedobrze. Monotonia i nuda.
Nie należy jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Nieoczekiwanie bowiem, w pewien czwartek pan Hawk, nauczyciel historii sztuki, zrobił coś absolutnie zaskakującego. Właśnie byłam w trakcie udawania, że go uważnie słucham, gdy „to” się stało.
Zazwyczaj pan Hawk strasznie przynudza. Mówienie tak monotonnym głosem powinno być zabronione albo przynajmniej surowo karane, może nawet dożywociem.
Rozmyślałam więc nad tym, czy pieniądze, które uzbierałam (to znaczy: dodatek od dziadków na Boże Narodzenie plus parę moich tygodniówek), przeznaczyć na nowe glany, czy może zabójcze dżinsy, które widziałam na jakiejś wystawie. Osobiście wolałabym glany, bo te, które mam, już się trochę zniszczyły. Problem w tym, że mama nie cierpi takich butów. Ale może da się przekonać?
Już prawie podjęłam decyzję w sprawie zakupów, gdy niespodziewanie usłyszałam głos profesora Hawka. Widocznie zmienił trochę intonację i wyrwało mnie to z rozmarzenia.
– Podzielę was na dwuosobowe grupy – powiedział. – Każda para otrzyma określone zadanie. Nie wolno z nikim się zamieniać na zadania ani zmieniać składu grup. Na napisanie pracy macie tydzień, więc radzę wziąć się do roboty.
W klasie rozległy się pełne zdziwienia pytania:
– Że co?
– Co, co on powiedział?
Widocznie tak jak ja, większość właśnie się ocknęła i powoli docierał do nich sens słów, które wcześniej wypowiedział nauczyciel. Praca domowa z historii sztuki… Jeszcze rozumiem z matematyki, angielskiego, nawet z fizyki, ale z historii sztuki? To przekracza wszelkie normy!
I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Prawdopodobnie nie będę miała pary. A jeśli to pan Hawk je wyznacza? Tylko kto będzie chciał ze mną współpracować? Co prawda mieszkam tu już prawie trzy tygodnie, ale nie wiem, czy ktoś będzie chciał spędzić ze mną czas po lekcjach…
Nauczyciel powoli zaczął wyczytywać nazwiska. Nagle usłyszałam:
– Margo Cook i Max Stone…
Eee, że co? Jestem w parze z Maksem? Metalem? O, kurczę… Ciekawe. Może teraz wreszcie się do mnie odezwie? To może być jednak interesujące doświadczenie.
Ale właściwie dlaczego mamy pracować razem? Nasze nazwiska nie zaczynają się na tę samą literę. Aha, no jasne. Przecież siedzimy obok siebie, a pan Hawk nie jest normalnym nauczycielem – normalny nauczyciel podzieliłby nas według listy w dzienniku. Mimo to jestem mu wdzięczna. Lepszy Max niż… niż ktokolwiek inny.
– …zapoznacie się z najstarszymi cmentarzami w Wolftown i napiszecie na ten temat esej – dokończył zdanie nauczyciel.
Cmentarze? Ten człowiek jest chory, i to poważnie. Mam zwiedzać cmentarze?! Czemu nie możemy tak jak inni połazić po zabytkowych kościołach albo muzeach? To niesprawiedliwe! Jak już mam okazję rozerwać się po lekcjach, zamiast siedzieć w domu, to dlaczego muszę, na litość boską, oglądać cmentarze??? To nie fair…
Kiedy lekcja się skończyła, podeszłam do Maksa, zanim zdążył jak zwykle niepostrzeżenie zniknąć. Swoją drogą, też bym chciała umieć tak robić. Zwłaszcza wtedy, gdy mama prosi mnie o posprzątanie pokoju. Zatem podeszłam do Maksa i spytałam:
– To kiedy napiszemy ten esej?
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i nawet na mnie nie spojrzał.
– Może jutro po lekcjach pójdziemy do urzędu miasta i poprosimy o spis cmentarzy i jakąś informację, a w sobotę i w niedzielę je obejrzymy? – nie poddawałam się.
– Okay – mruknął i ruszył do wyjścia.
– A o której kończysz jutro zajęcia? – spytałam, dogoniwszy go przy drzwiach.
Wyraźnie chciał się mnie pozbyć, ale ja się tak łatwo nie poddaję. Powkurzam go jeszcze swoją obecnością.
Читать дальше