– Co się stało? – spytałam.
No nie, jak rany. Nie dość, że ten samochód jest różowy, to jeszcze kaprawy.
– Właśnie mi się przypomniało, co miałam zrobić z samego rana – westchnęła z rezygnacją Ivette.
– Co? – zapytałam, chociaż i tak znałam już odpowiedź, bo spojrzałam na wskaźnik poziomu benzyny.
– Miałam zatankować – powiedziała jeszcze ciszej. Ekstra! Jest druga w nocy, a my stoimy na środku szosy, bo Iv zapomniała zatankować! Ja naprawdę mam pecha do samochodów. Super. Jak teraz zadzwonię do taty, to już nigdy nie pozwolą mi nigdzie jechać, a zwłaszcza z Ivette. Po prostu świetnie.
– To… co zrobimy? – spytała niepewnie Iv.
– Masz zapasowy kanister w bagażniku?
– Nie.
I właśnie w takich momentach człowiek ma ochotę się rozpłakać albo kogoś zabić. Taak… co do zabijania, to rodzice uśmiercą mnie. To jest więcej niż pewne.
– Może zatrzymamy jakiś samochód? – zaproponowała Ivette i wysiadła z auta.
Poszłam za jej przykładem i rozejrzałam się. Otaczał nas las. Po obu stronach szosy był jakiś metr pobocza, a dalej zaczynała się ściana lasu. Już dawno wyminęły nas wszystkie samochody, a ci, co zostali, prawdopodobnie nadal siedzieli w pubach. Dookoła nie było żywej duszy, otaczały nas drzewa i było ciemno, bardzo ciemno, a Ivette chciała zatrzymać jakiś samochód…
– Przecież żaden samochód tędy nie jedzie!!! – wrzasnęłam.
– Eee, no tak – mruknęła. – Przepraszam.
A jeszcze godzinę temu było tak przyjemnie…
– To co zrobimy? – spytała znowu Iv.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam i usiadłam na masce.
– Może zadzwonimy po rodziców?
– Nie! – zaprotestowałam gwałtownie. – Jeśli to zrobimy, to już nigdy nie pozwolą nam nigdzie jechać.
– To jak się stąd wydostaniemy?
Prawdopodobnie musiałybyśmy w końcu do nich zadzwonić, ale akurat wtedy zza zakrętu wyjechał jakiś motocykl! Wstałam i spojrzałam w tamtą stronę. Światła szybko się do nas zbliżały.
Nie uwierzycie, kto jechał na tym motocyklu. Co? Czy to jest aż tak oczywiste? No dobrze, tak, to był Max. W końcu to mógł być przecież jakiś morderca, jak na horrorach. Wykończyłby nas, a ciała ukrył w lesie… Wiem, wiem, mam zbyt wybujałą wyobraźnię…
Max zatrzymał się obok nas, ściągnął kask i spojrzał pytająco.
– Cześć – powiedziałam. – Mógłbyś nam pomóc? Skończyła się nam benzyna.
Popatrzył na nas jak na wariatki. Zresztą nic dziwnego. Bo kto jeździ na pustym baku? Aha, no tak: Ivette.
– Zapomniałam zatankować – wyjaśniła z zażenowaniem Iv, podchodząc do nas.
– Aha – mruknął Max i zsiadł z motoru. – Mam zapasowy kanister.
No i tym sposobem znowu mogłyśmy jechać. Ciekawe, co by było, gdyby Max się nie pojawił? Bardzo szybko się tego dowiedziałyśmy. W momencie, gdy Max wlewał nam benzynę do baku, obok nas zatrzymał się dżip. W środku, pomijając siedem innych upchniętych jak śledzie osób, siedział Peter.
– Co się stało? – zapytał i wysiadł, cały czas patrząc czujnie na Maksa.
Hm, czyżby się nie lubili?
– Skończyła się nam benzyna, ale już jest wszystko dobrze – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
– Aha – mruknął. – Bo wiesz, możemy cię podwieźć. Spojrzałam na wypchanego po brzegi czarnego dżipa. Ciekawe, czemu powiedział „cię”? A co z Ivette?
– Nie, dzięki. Zaraz ruszamy. Max pożyczył nam benzynę – powiedziałam.
Gdy tylko skończyłam, Peter spojrzał wrogo na Maksa. Taak, oni z pewnością się nie lubią.
– W porządku – mruknął Max i wsadził pusty kanister do swojego bagażnika w motorze.
– Dzięki – powiedziałam.
– Zwrócimy ci tę benzynę – dodała Iv.
– Nie ma sprawy – mruknął i zapadła dość niezręczna cisza, którą przerywał jedynie szum wiatru i cichy, pijacki chichot, dochodzący z wnętrza dżipa.
– Musimy już jechać, bo rodzice mnie zabiją – stwierdziłam w końcu.
– Okay – powiedział Peter, ale nie wsiadł do dżipa.
To ciekawe, ale Max też nie ruszył. Stał obok swojego motoru i wyglądał, jakby na coś czekał. Hm, Peter też tak wyglądał. I obaj jakoś tak patrzyli na siebie wilkiem.
W każdym razie mnie się spieszyło. Nie zamierzałam dociekać w tamtym momencie, o co tym dwóm chodzi. Powiedziałam im więc „cześć” i wsiadłam do samochodu Iv.
Hm, dopiero gdy włączyłyśmy silnik i ruszyłyśmy, Max wsiadł na motocykl, a Peter do dżipa. Ciekawe… Nigdy nie zrozumiem chłopców. To zupełnie inny gatunek, ich zwoje mózgowe muszą jakoś inaczej funkcjonować.
Na szczęście do domu wróciłam na czas. Chociaż mama i tak narzekała, no bo w końcu mam ten szlaban. A niech to!
Dzisiejszy wieczór był jednak wspaniały, oczywiście poza historią z samochodem Ivette. Kiedy się położyłam, nie mogłam zasnąć, cały czas miałam przed oczami scenę, na której grał mój ulubiony zespół, a w uszach wciąż brzmiało romantyczne zawodzenie wokalisty i słodki dźwięk gitary.
A później długo myślałam o sytuacji na drodze. To, że się chyba podobam Peterowi, wiedziałam, ale czyżby Max też się mną interesował? Kurczę, a którego z nich ja lubię bardziej?
Sama nie wiem… Max od początku mi się podobał, poza tym już go trochę znam po tej naszej „cmentarnej” pracy domowej. A Peter? Jest fajny, ale czy ja wiem… A niech to, nie wiem.
Następne dwa tygodnie minęły mi nawet spokojnie – jeśli do spokojnych zdarzeń można zaliczyć to, że Peter coraz częściej zaczepiał mnie na korytarzu i zagadywał. Max, niestety, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Nie to, co Peter…
– Cześć Margo, co słychać?
– Eee… nic ciekawego.
– Cześć Margo, byłaś dzisiaj świetna na treningu.
– Dzięki, ty też.
– Cześć Margo, podrzucić cię do domu?
– Nie, dzięki, jadę z Ivette.
– Cześć Margo, jaką masz teraz lekcję?
– Angielski.
Itepe, itede. Nie można się od niego odczepić…
Nie uwierzycie, co się stało pewnego dnia. Jak to usłyszałam, to po prostu… Nie, tego się nie da wyrazić słowami.
– Cześć – przywitał się jak zwykle, podchodząc do mnie po środowych zajęciach na basenie.
– Cześć – odpowiedziałam.
Dzisiaj na basen zawiózł mnie tata i obiecał, że po mnie przyjedzie. Jak zwykle się spóźniał, ale to u niego normalne, więc cierpliwie czekałam.
– Moi przyjaciele urządzają w sobotę imprezę nad jeziorem. Pomyślałem, że może poszłabyś ze mną, co?
No i w tym momencie mnie zatkało. Patrzyłam na niego, jakbym go zobaczyła pierwszy raz w życiu. Wiecie, w ogóle nie podejrzewałam go o coś takiego. Po prostu zagadywał do mnie na korytarzu, ale żeby zapraszać na randkę? I to tak szybko?
W końcu wydusiłam z siebie:
– Eee, czemu nie.
– To świetnie. Wpadnę po ciebie koło dziewiątej wieczorem, dobrze? Podrzucić cię teraz do domu?
Na szczęście samochód taty już podjeżdżał, więc powiedziałam szybko:
– Nie, mój tata już jedzie.
– Aha – mruknął zawiedziony. – To cześć.
– Cześć – odpowiedziałam, muszę to przyznać, z ulgą. Pozostało tylko pytanie: jak przekonać rodziców, żeby mnie puścili na tę imprezę? To może być bardzo trudne. Oj, bardzo…
W zasadzie to nawet nie wiedziałam, czy chcę tam iść. A jeśli nikt ze znajomych Petera mnie nie polubi? Co wtedy zrobię?
Gdy Ivette się o tym wszystkim dowiedziała, o mało nie padła ze szczęścia. Chociaż nie rozumiem, z czego ona się tak cieszy. To raczej ja się powinnam cieszyć, no nie? Trochę dziwnie się czuję. Zaprasza mnie na imprezę prawdziwy przystojniak, a ja nie skaczę z radości. Może dlatego, że nie wiem, o czym z nim gadać. Kiedy się spotykamy w szkole, to ja tylko potakuję, a jemu buzia się nie zamyka. On i jego ego (ciągle opowiada o sobie) są momentami przytłaczające. Naprawdę.
Читать дальше