Z rodzicami sprawa poszła wyjątkowo gładko. Przełknęli wiadomość o imprezie, tak jakbym im powiedziała, że wychodzę na pięć minut do sklepu na rogu. Coś im się stało! To nie mogą być moi rodzice! Moi nigdy się tak nie zachowywali…
Poza tym liczyłam trochę na to, że może się jednak nie zgodzą. Miałabym przynajmniej wymówkę. Boję się tej randki, bo nie wiem, czego się spodziewać po znajomych Petera.
Tak, wiem, jestem dziwaczką. Powinnam się cieszyć, że ktoś się mną zainteresował, a ja marudzę. Ale czy to moja wina, że on mnie już tak bardzo nie interesuje?
No, może i moja…
Niesamowite, jak szybko informacja o tym, że idę w sobotę na imprezę z Peterem, rozeszła się po całej szkole. Cheerleaderki są dla mnie przemiłe. Nie do wiary! Tych dwóch dni, bo dzisiaj czwartek, chyba nie zdołam normalnie przetrwać. Gdy tylko weszłam do szkoły, od razu zaczęły się ich wredne pytania i uszczypliwości:
– Zobacz, to ta głupia, z którą umówił się Peter. Myśli, że zrobił to, bo mu się spodobała. Naiwniaczka. – To oczywiście była ta dziewczyna, której pierwszego dnia mojego pobytu w szkole powiedziałam, co o niej myślę. Teraz się odwdzięcza… Chyba nie wyjdę jutro z domu. Dlaczego moje prywatne życie stało się nagle sprawą publiczną?! Ktoś coś musiał powiedzieć! Na pewno nie zrobiłam tego ja, zostają więc tylko dwie możliwości: Peter albo Ivette. Dobiorę się im do skóry!
Ivette przydybałam parę minut później w łazience, jak czesała się przy lustrze. Na początku byłam bardzo miła:
– Przyznaj się! Komu wypaplałaś, że idę na randkę z Peterem?!
– Ja? – szczerze się zdziwiła.
– Nie rób ze mnie idiotki! – warknęłam. – Usiłuję być miła! Komu powiedziałaś?!
– Jeżeli teraz jesteś miła, to wolę być daleko od ciebie, jak będziesz zła – stwierdziła. – Ja nikomu o tym nie powiedziałam.
– W takim razie, kto? – spytałam trochę spokojniej. No właśnie, kto? Iv raczej nie kłamie.
– A kto wiedział poza mną? – spytała, wracając do rozczesywania włosów.
– Peter i moi rodzice – odpowiedziałam. – Nikomu więcej poza tobą nie mówiłam.
– W takim razie musiał to być Peter – zauważyła. – Powiedział jakiemuś swojemu kumplowi i plotka się rozeszła.
Oparłam się ciężko o umywalkę i wpatrzyłam w swoje odbicie. Z wiekiem moje życie coraz bardziej się komplikuje. Aż tęsknię do tych beztroskich lat, kiedy moim jedynym problemem było, w co ubrać lalkę Barbie. Żadnych poważnych decyzji, żadnych zmartwień. A teraz? Moje życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść…
– Nie martw się – powiedziała Ivette, odwracając się do mnie. – Powiedz szczerze, co się stało?
– Cheerleaderki nie dają mi spokoju. Cały czas się ze mnie śmieją, że Peter robi to tylko dla żartu – powiedziałam, opierając czoło o chłodną taflę szkła.
– I ty się tym przejmujesz? Nie poznaję cię. Kiedyś byś im tylko nawtykała, że są głupie, a teraz się przejmujesz? – dziwiła się. – Musisz być silna! Gdzie się podziała ta Margo, która przed chwilą o mało co nie wydrapała mi oczu za rzekomą zbrodnię? Walcz!
Muszę przyznać, że podniosła mnie nieco na duchu. Ale i tak byłam markotna. W zasadzie wolałabym, żeby moje życie wyglądało trochę inaczej.
Następną lekcją miała być historia sztuki. Cała godzina obok Maksa. Bo już nie wspomnę o tym, że na te same zajęcia chodzi też ta wredna zołza, która cały czas się mnie czepia. Boże, przecież ja nawet nie wiem, jak ona się nazywa, a ta nie chce mi dać spokoju.
W zasadzie to nie rozumiem, czego ode mnie chce. W końcu mam prawo iść z Peterem na randkę! A ona na pewno mnie przed tym nie powstrzyma!
Wredna, głupia jędza…
Trochę się opanowałam i ruszyłam korytarzem na lekcję. „Nic mnie nie powstrzyma”, powtarzałam sobie cały czas w myślach.
Na historii sztuki siedzę w ostatniej ławce, musiałam więc przejść przez całą klasę. Koszmarne przeżycie. Zwłaszcza że tamta… siedzi mi na drodze. Dobrze, że za rok skończy tę szkołę. Będę miała święty spokój.
Gdy przechodziłam obok niej, rzuciła mi wszechwiedzące spojrzenie. Miałam ochotę przywalić jej łokciem w ucho, udając, ze zrobiłam to przypadkiem.
– Cześć – rzuciłam, siadając obok Maksa.
W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego, nawet na mnie nie patrząc. Bazgrał coś w zeszycie. Nawet on mnie nie zauważa!!! Życie jest okropne…
Powoli zaczęłam wypakowywać wszystko, czego używam na historii sztuki, czyli zeszyt, długopis, ołówek, blok do rysowania i kredki. Wiem, że to trochę dziecinne, ale ja naprawdę lubię rysować. Zwłaszcza portrety. A ta lekcja doskonale się do tego nadaje.
– Co, znowu będziesz bazgrolić? – usłyszałam nad głową kpiący głos.
Oczywiście, to była ona. W jakiś niezwykły sposób podeszła do mnie niesamowicie cicho, a przecież nosi szpilki, które obrzydliwie zgrzytają na szkolnej podłodze.
– Wiesz, co przed chwilą powiedział mi Peter? Że umówił się z tobą dla zakładu – rzuciła.
– Jesteś pewna? Bo wydawało mi się, że przez całą lekcję siedziałaś w klasie, mizdrząc się przed lusterkiem, a ja dopiero co widziałam go przed salą gimnastyczną na parterze – wycedziłam. – Masz wielką wyobraźnię. Powinnaś pisać książki.
– Och… – Spojrzała na mnie wściekła, że odkryłam jej kłamstwo.
Mogłam przez dłuższą chwilę wpatrywać się w nią, zanim wymyśliła jakąś ripostę. Co za pustelnia…
– On i tak się w tobie nie zakochał, czy co ty tam sobie ubzdurałaś – dodała i odeszła, potykając się o nogi Maksa. – Uważaj! – powiedziała do niego z wściekłością.
– Bo co? – warknął, patrząc na nią jak na jakiegoś robaka. Dziewczyna nie chciała się z nim kłócić, po prostu odeszła, zgrzytając tymi swoimi butami. Zresztą o ile mi wiadomo, nikt nie zaczyna z żadnym metalowcem. Wszyscy trzymają się od nich z daleka, jak od zarazy. To pewnie przez ten ich wygląd…
A jeśli chodzi o Maksa, to sama też nieraz o mało nie wybiłam sobie zębów przez te jego kopyta wyciągnięte na całą długość. Jednak zauważyłam, że tym razem wystawił je dopiero wtedy, gdy ta jędza odchodziła.
Teraz z powrotem wsunął je pod ławkę.
Patrzyłam na jej plecy, z całego serca żałując, że nie mogę wzrokiem wypalić jej w nich dziury. Miałam ochotę albo zacząć głośno wrzeszczeć, albo się rozpłakać. Chociaż, szczerze mówiąc, byłam bliższa tego drugiego.
– Uspokój się. Jeśli wybuchniesz, to ja pierwszy oberwę. A chciałbym dożyć momentu, kiedy dostanę się na jakieś studia – usłyszałam obok siebie cichy i spokojny głos.
Zerknęłam na Maksa, który patrzył na mnie uważnie tymi swoimi zabójczo zielonymi oczami. Gdyby tak patrzył na mnie cały czas…
Jego uwaga pewnie miała mnie rozbawić. No cóż, rzeczywiście trochę podniosła mnie na duchu.
– Zamiast się złościć, czemu po prostu się na niej nie zemścisz? – spytał.
– Nie wiem jak – odpowiedziałam niechętnie.
– Znajdź jakiś jej słaby punkt i uderz w niego.
– Poza brakiem mózgu nie widzę żadnych słabych punktów. Oczywiście można by ją zepchnąć ze schodów. W tych szpilkach w życiu by nie złapała równowagi…
Mruknął coś pod nosem i spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem. Widocznie nie o to mu chodziło.
– Pomyśl, co jest dla niej najważniejsze.
Zastanawiałam się przez chwilę, nawet nie rejestrując wejścia do sali profesora Hawka. Ona przecież musi coś takiego mieć. Tylko co?
Читать дальше