Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Oj, Brodasiu, jesteś najlepszy! – wykrzyknęła Kaśka i jej mądre myśli pobiegły, popędziły w całkiem już inną stronę. – Wiesz co, Brodasiu? Zadam ci jedną zagadkę. Kto to jest taki sympatyczny gość z bródką, który wisi na ścianie obok Konopnickiej i Orzeszkowej?
– Sympatyczny z brodą to oczywiście, że ja! – rozpromienił się Brodaś. – Ale koło Marii Konopnickiej – to nie ja! Nie zgadza się! Jeśli ja będę wisiał w przyszłości koło jakiejś portretowej pani, to będzie to Maria Curie-Skłodowska. Ona jeszcze jest najbliżej mojej dziedziny.
– No więc kto? Bo rzeczywiście to nie byłeś ty.
– Koło Konopnickiej i Orzeszkowej to musi wisieć pisarz z brodą. To musi być pisarz ważny. I z tych samych czasów. Więc Sienkiewicz albo Prus
– Brodasiu, kochaniutki, znajdź mi ich portrety! To bardzo ważne1 U taty jest w książkach jakaś encyklopedia o pisarzach, znajdź mi! Tak mi się chce ich zobaczyć!
– O raju, jak nudzą te baby zagrypione! No, niech ci będzie. Zaraz poszukam.
– Tak, to on! – wykrzyknęła Kaśka po chwili. – To musiał być jakiś fajny człowiek ten Bolesław Prus!
– Owszem, ja uważam, że fajny. I zapewniam cię, że też miał mądre myśli, tak samo jak ty. A czemuś go sobie tak upodobała?
– Nic, po prostu jest sympatyczny i przyniósł mi szczęście! – odrzekła Kaśka i zajęła się wertowaniem, dwóch grubych, białych tomów.
Po południu, gdy Brodaś znowu wyruszył na swoje wykłady, a z lufcika zeskoczył swoim zwyczajem wprost na Kaśczyne biurko diablik Rokita, wiedziała już o czarnym kamieniu bardzo wiele. Ale nie były to wiadomości zbyt pomyślne dla ich sprawy.
Czarny kamień rzeczywiście spadł z nieba w okolicy Pułtuska. Był o tym cały artykuł w książce. Rozpadł się na wiele, wiele kawałków i rozsypał po okolicy. Była tam nawet mapka i zaznaczono na niej wsie, gdzie tych kawałków spadło najwięcej: Obryte, Borsuki, Zatory.
– Największy odłamek meteorytu znajduje się w muzeum w Londynie, jedenastokilogramowy. Musieli go jakoś ci Anglicy od nas wycyganić! Drugi, trochę mniejszy, jest w Muzeum Ziemi w Warszawie, tak piszą. Jeszcze inne nie wiadomo gdzie. Ale zobacz ostatnie zdanie:
„Obecnie już od dłuższego czasu nie znajduje się szczątków meteorytu”.
– Znaczy, że wszystko wyzbierali? Ale to nic, znajdziemy takich, co sobie pobrali po kawałku, i jakoś od nich wytargujemy! Można by też – Rokiś ściszył głos i oczka mu zabłysły – włamać się do tego muzeum i buch-buch! odłupać sobie kawałek! Na pewno nawet tego nie zauważą! Ja bym nawet wymyślił projekt takiej bezdźwiękowej łupaczki do kamieni!
– Najlepiej wymyśl bezdźwiękową pukaczkę do swojej głowy! – odrzekła Kaśka szybciutko. – Ja tam się donikąd nie będę włamywać ani z tobą, ani z nikim innym!
– Ale już i tak się włamałaś do biblioteki! Aha! Zyg-zyg marchewka! Kaśka-włamywaśka!
– Tak! To prawda – przyznała Kaśka czerwieniąc się jak burak. – Ale nic stamtąd nie wzięłam! I gdybym nie była chora, mogłabym sobie normalnie iść w godzinach otwarcia i znaleźć to samo, co znalazłam! Nie drażnij się ze mną, tylko pomyśl poważnie. Mnie się zdaje, że chyba trzeba będzie po prostu pojechać w tamte strony i rozejrzeć się na miejscu.
– To ja najpierw wszystko przygotuję i wtedy dam ci znać. Nie gniewaj się na mnie, przecież wiesz, że ja się muszę wygłupiać od czasu do czasu. Bez tego bym zmarniał jak rybka bez wody.
I z tymi słowy Rokiś zniknął w czarnym kwadracie lufcika.
Pytanie siódme:
Jak tu wierzyć Rokicie?
Tego ranka Rokiś i Kaśka znaną już, wiadomą drogą dostali się do podziemi. Przebyli kawałek trasy na hulajnodze i stanęli u niskich metalowych drzwiczek, na których czarną farbą wymalowano jakieś niepojęte litery i cyfry.
– Sukop-sukoh – powiedział Rokiś i drzwi uchyliły się pod jednym dotknięciem jego pazurów.
– Tam będą ludzie, uważaj. Ja się uniewidzialniam. Ale ty będziesz mnie widzieć, zresztą cały czas będę cię trzymał za rękaw. Musisz tylko być ostrożna, żeby nikt na mnie w tłoku nie wpadł. No i nie gadaj do mnie, bo będziesz dziko wyglądać.
Przekroczyli drzwi i znaleźli się w jasno oświetlonym podziemnym pasażu, pełnym sklepików, wystaw i reklam, a także pełnym ludzi, którzy tłumnie zdążali we wszystkie możliwe strony, niosąc w rękach walizki i torby. Kaśka rozpoznała to miejsce.
– Idziemy na Dworzec Centralny? – spytała swego towarzysza.
– Cś!… Nie gadaj sama do siebie!
Tak, był to Dworzec Centralny. Mijali kolejne zjazdy na perony, migające tabliczki rozkładów jazdy. Nikt nie zwracał uwagi na małą dziewczynkę, trochę dziwnie ubraną, ostrożnie ustępującą z drogi wszystkim przechodniom Doszli wreszcie do ostatnich ruchomych schodów i zjechali nimi w dół. Rokiś powiódł Kaśkę w głąb peronu prowadzącego w tunel coraz to węższy, niższy i ciaśniejszy.
Gdzieś w głębi paliło się gorące oko lokomotywy. Przygasało parę razy, to znów, na zmianę, rozjaśniało się, jak gdyby dając jakieś znaki. Tutaj już nikt nie chodził i nie nosił swoich walizek. Wyglądało na to, że pusty pociąg czeka tylko na nich.
Sam pociąg także był niezwykły. Składał się z maleńkiej lokomotywy i jednego jedynego drewnianego wagonu. Wagonik wyglądał tak, jakby wypożyczono go z wytwórni staromodnych filmów. Schodki prowadzące do wejścia były wydeptane i chwiejne. W środku zaś ciągnęły się wzdłuż ścian tylko dwie skromne drewniane ławki. Lokomotywka za to, choć mała, robiła wrażenie szybkiej i nowoczesnej, a kiedy tylko zajęli miejsca, fuknęła cicho i ruszyła zagłębiając się w tunel.
Chropowate ściany, ni to ziemne, ni betonowe, migały Kaśce przed oczyma. Nie było tu całkiem ciemno, tylko mroczno i szaro. Nie było też duszno, jak to zwykle bywa w zamknięciu, tylko chłodnawo i trochę stęchło.
– Teraz mamy trochę czasu – powiedział Rokiś, sadowiąc się wygodnie. – Opowiem ci, do kogo jedziemy. Musisz tam zrobić dobre wrażenie, od tego wszystko zależy.
– Myślałam, że jedziemy po kamień – stwierdziła Kaśka.
– Nie wiem, czy dostaniemy go od razu. Ale jedziemy do takich, co jeśli chcą, będą mogli nam pomóc. Dla nich każdy kamień i każda żaba pod kamieniem to dobre znajomki. Żyją na odludziu, bo to straszne dziwaki. A właściwie to oni nie są dziwakami, tylko inni tak o nich sądzą i odsuwają się od nich. Oni sobie żyją po swojemu. Takie Krasmyszki.
– Kto? Krasmyszki? Czy to będą podziomki?
– Nie, to nie podziomki. Po prostu taka rodzina. Krasnoludek ożeniony z myszką. Siedzi pod Pułtuskiem w lesie, na Kurpiach, w Puszczy Białej się zagospodarowali. Odeszli od krasnoludków i od myszy trzymają się z daleka. Bo to było tak, że krasnoludkowi spodobała się myszka, a myszce krasnoludek. Tylko że ich familie nawet słyszeć nie chciały o takiej parze. Myszy bowiem mają się za coś lepszego od krasnoludków, a krasnoludki tak samo, tylko że od myszy. U ludzi też tak kiedyś podobno bywało, znam to z przeszłości. Że na przykład królewna nie mogła ożenić się z szewcem, a szewc z królewną. Dzisiaj to już wszyscy z wszystkimi mogą.
– Po pierwsze, to królewna mogła co najwyżej wyjść za mąż, a ożenić się to raczej nie. A po drugie, gdzieś ty dzisiaj widział królewny? – sprzeciwiła się Kaśka.
– Po pierwsze, to królewny są za granicą, nie masz co się tak wymądrzać. Po drugie, to właśnie szewcy wyginęli, a zostały tylko same patałachy, nawet twój tata tak powiedział raz, jak miał buty niewygodne. A po trzecie, to mi nie przerywaj, bo ci chciałem powiedzieć do końca. W każdym razie oni wyprowadzili się na takie odludzie, a właściwie odkrasnoludzie, żeby mieć święty spokój i żeby nikt się nie wtrącał. A jak my do nich pójdziemy, to będziemy się musieli pomniejszyć, żeby ich nie przestraszyć i żeby się zmieścić u nich w domu – dodał jeszcze Rokita. – Ja umiem pomniejszać, nie bój się.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.