Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie zdążyła nawet zastanowić się nad tym, bo nagle stanęła przed nią szczupła i surowa pani.
– A ty co tu robisz! Czemu nie na lekcji?
Kaśka wstała błyskawicznie i wypróbowanym uczniowskim zwyczajem milczała, spuściwszy głowę. Pani przyglądała się jej przenikliwie i z namysłem.
– Z której jesteś klasy? Nie pamiętam cię…
– Pani dyrektor! Pani dyrektor! Przyszli elektrycy! – rozległo się wołanie z góry.
– Proszę iść do klasy na lekcję albo do domu – odwróciła się i odeszła.
– Ale byś wpadła! – Rokiś, który w decydującej chwili zniknął nie wiadomo gdzie, był już znowu przy Kaśce. – Chodź, zwiewamy już stąd! Nie da już rady słuchać. Ona zaraz wróci i sprawdzi cię. To tylko na razie nie połapała się, że jesteś tu obca.
Zaterkotał dzwonek na przerwę. Rozegrał się gwar głosów, więc przyśpieszyli kroku i szybko wrócili na podziemny trakt. Hulajnoga stała tam, gdzie ją postawili.
– Kiedy tak siedzę i słucham – powiedział Rokiś – czuję się jak u siebie w domu, jak w swojej starej, krzywej wierzbie. Wspominam sobie zamierzchłe czasy, kiedy byłem zwyczajnym wiejskim diabłem, co straszył ludzi o północy. Dawniej chłopcy tacy, jak ten, robili sobie fujarki z wierzbowych witek. Siadali pod drzewem i grali na nich. Były też inne muzyki. Jak na weselu grali, to słychać było od wsi… lubiłem sobie słuchać… Ale potem pościnali wszystkie moje wierzby i dopiero twój tata poratował mnie w biedzie… Zabrał mnie do miasta i teraz już jestem diabłem miejsko-technicznym.
Diablik zamilkł i Kaśka pomyślała sobie, że widać te lata w wierzbowej dziupli nie były takie całkiem zmarnowane i że może Rokisiowi trochę ich jednak brak?
Zatrzymali się teraz przed jakimiś drzwiami; zsiedli, wspięli się po kilku schodkach i przekroczyli następne drzwi, które Rokita, niczym błyskotliwy włamywacz, otworzył jednym dotknięciem pazura.
Znaleźli się w pomieszczeniu z wielkimi oknami, więc Kaśka przystanęła, oślepiona trochę dziennym światłem i zdziwieniem, że jest środek dnia, a po ulicy wędrują sobie ludzkie gromady, jak to zwykle w środku dnia bywa. Ale Rokiś szarpnął ją za rękaw i pociągnął w cień.
– Jeszcze nas kto zobaczy! Właźmy szybko!
Kaśka ruszyła za nim, rozglądając się niepewnie, aż wreszcie stuknęła się w czoło z zadowoleniem.
– No jasne, przecież jesteśmy u mamy! W maminej bibliotece!
– A ty myślałaś, że u dziadzi Twardowskiego na księżycu? – chichnął Rokiś.
– No dobra, już się nie nabijaj. Poplątało mi się trochę od tych krecich wędrówek. Bierzmy się do roboty.
Przemknęli szpalerami regałów stojących w wypożyczalni.
Wtargnęli na palcach do czytelni, pustej teraz i jeszcze bardziej cichej niż zwykle. Kaśce wydało się, że słychać ich w całej dzielnicy i że wędrujący ulicami ludzie zaraz porzucą swoje sprawy i przybiegną rozprawić się z bibliotecznymi włamywaczami.
Rokiś szturchnął Kaśkę.
– Tty… czego ona tak się patrzy! I co to za jedna? – szepnął zalęknionym głosem i wskazał drżącą łapą na ścianę.
Kaśka rzuciła okiem we wskazanym kierunku. Wisiały tam jakieś portrety nowe, których nie było tu, gdy przychodziła dawniej.
– To na pewno jacyś pisarze – stwierdziła. – Tacy sami wiszą w mojej szkole. Niektórych nawet znam. A ta, co patrzy – to chyba Eliza Orzeszkowa. Ona… zaraz, już wiem, nie wzięliśmy sukien pod nogi. Wracajmy!
Pobiegli z powrotem do wyjścia i wrócili, potulnie szurając nogami na suknach.
Lecz Orzeszkowa dalej patrzyła surowo. Kaśka spojrzała na sąsiedni portret. Przedstawiał on Marię Konopnicką, ale ona z kolei miała spojrzenie trochę nieprzytomne i nie było nadziei, że udzieli komukolwiek poparcia. Za to jej sąsiad, sympatyczny, z bródką, ale Kaśce nie znany, spoglądał na nich życzliwie, ze zrozumieniem.
Kaśka dygnęła w jego stronę. Portret mrugnął do niej.
– Wiesz co, ja go nie znam, ale on chyba jest jakiś fajny.
– Równy gość, widać od razu. Zna się na ludziach.
Nabrawszy trochę otuchy, Kaśka stanęła przed komódkami katalogów i wysunęła szufladę. Poskrobała się w brodę.
– E, tutaj nic na razie nie znajdę… Zaczniemy od WEP-a. Przynieś mi do… do… a ja troszeczkę usiądę.
– Ja ci mogę przynieść nawet kwitnącą paproć w noc świętego Jana, ale teraz nie wiem, czego chcesz, naprawdę! Jakoś przedziwnie mówisz! – odpowiedział Rokiś tonem urażonej księżniczki.
– Oj, nie chce mi się tłumaczyć! – stęknęła Kaśka i podniosła się z krzesła. – Po prostu to! – powiedziała wyciągając z półki granatowy tom z czerwonym lampasem. Wielka Encyklopedia Powszechna. Od tego się zaczyna, jak się mało wie.
Zaczęła przerzucać kartki wielkiej księgi, mrucząc coś pod nosem, aż w końcu zatrzymała się i zaczęła czytać:
„Meteoryty… ciała niebieskie, pyłki lub bryły spadające na powierzchnię ziemi… Pod względem składu chemicznego dzielą się na… – nieważne co, bo i tak nic nie rozumiem… – Na powierzchni ziemi istnieje wiele kraterów, będących śladami dawnych spadków m… Największe znane kratery meteorytowe ziemi… W głębi ziemi znaleziono wiele brył… Najsłynniejsze spadki wielkich meteorytów… tunguski – Syberia, a w Polsce łowicki i m…”
– Mam! – krzyknęła nagle i radośnie klepnęła w książkę. – Mam! – Miasto na pół dzielone to Pułtusk! Patrz! Meteoryt pułtuski, spadł 30 stycznia 1868 roku! Jakie to łatwe i proste!
Teraz Kaśka była jak najdalsza od myśli, że mieć mamę bibliotekarkę nie jest najlepiej. Nie szkodziły jej wcale ani popołudniowe dyżury, ani późne wracanie – wtedy, kiedy należałoby właściwie kłaść się już spać… Zachichotała w duchu nad swą niedawną jeszcze, a jakże dziś głupią myślą, że byłoby fajnie, gdyby mama pracowała w telewizji. Uważała wówczas, że taka ładna mama powinna być widzialna dla wszystkich, żeby można się było nią przed wszystkimi chwalić.
Tata zresztą odrzucił ten pomysł stanowczo.
– Mama jest nasza i dla nas! – oświadczył. – Nie życzę sobie, żeby byle dureń wybałuszał na nią gały w swoim własnym domu!
Teraz jej mocną stroną było to, czego uczyła ją mama prawie od pieluszek. Wiedziała, jak nie wiedząc nic albo prawie nic – można dowiedzieć się więcej, jeszcze więcej i coraz więcej.
– Przydałoby się nam coś z historii Pułtuska – stwierdziła. – Pewnie tu tego nie będzie, ale sprawdzimy na wszelki wypadek.
Wyciągnęła szufladkę katalogu.
– Pac, pak, pam, pan, pao – mamrotała do siebie, przerzucając karteczki.
– Co ty tam zaklinasz? – zainteresował się Rokiś. – Nauczyłaś się jakichś nowych zaklęć i zatajasz to przede mną. Nieładnie!
– Nie przeszkadzaj teraz! Potem cię tego nauczę! Pok, pol, poś, puk, pul – tusk i okolice! Mam!
Rozejrzała się po sali i z półki pod zegarem wydobyła małą brązową książeczkę. Zaczęła szybko przerzucać strony, ale zawiodła się.
– E, tu są tylko opisane trasy turystyczne… wycieczki piesze i rowerowe. Ale muszą być dalsze tropy na końcu… W każdej porządnej książce są na końcu wypisane tytuły innych książek na ten sam temat. O, zobacz! To się nazywa bibliografia. I jest tu coś. Dwutomowe dzieło o Pułtusku! To się nam może przydać, tylko że tego u nas w bibliotece nie będzie.
– To co zrobimy? – zapytał Rokiś.
– Możemy się stąd zwijać i poszukamy gdzie indziej jutro. Czuję, jak moja grypa się budzi.
Przechodząc obok sympatycznej bródki, Rokiś uniósł łapę w górę ruchem, jakim dziękują sobie kierowcy, kiedy jeden drugiemu ułatwi drogę w ulicznym gąszczu aut. Pan z bródką nie mógł mu odmachnąć, bo na portrecie nie miał ręki, ale Kaśka przysięgłaby, że znów mrugnął do nich.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.