Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Chodźcie, to wam pokażę.
Poszli wszyscy do tatowego pokoju i tam Brodaś pokazał im sporą czarną skrzynkę, stojącą na podłodze i podłączoną do elektrycznego kontaktu.
– Tutaj ten żabi król siedzi, posłuchajcie.
– Gluk-gluk-bul-bul-breks – odezwała się skrzynka i wypuściła banieczki gazu na powierzchnię.
– To jest akumulator samochodowy mojego kolegi! Rozładował mu się, no i ja pożyczyłem takie specjalne urządzenie, prostownik, i tutaj podłączyłem, żeby się naładował. Tylko nie przewidziałem, że on zacznie tak gulgotać!
– Breks, breks – przytaknął akumulator na dowód swej potężniejącej elektrycznej mocy.
– Ja bardzo babcię przepraszam! – zatroskał się znowu Brodaś.
– No, nic się nie stało! Dowiedziałam się tylko o jeszcze jednym cudactwie tego świata!
– Że akumulatory gadają żabim głosem! – dodała Kaśka z przejęciem.
Tak, ale akumulator nie był przecież żadną tajemnicą i wszystko można było łatwo wyjaśnić. Co innego zaś z Rokisiem i z teczką – tutaj Kaśka związana jest sekretem i przysięgą. Tymczasem okazuje się, że wbrew temu, co mówił Rokita, nie tylko mama jest dociekliwa. Jakie jeszcze środki ostrożności należy zastosować?
Na wszelki wypadek Kaśka postanowiła jeszcze, że zawsze będzie porządnie wietrzyć pokój po kolejnej wizycie Rokisia. Rokiś bowiem pozostawiał po sobie bliżej nie określony, ale wyraźny zapach. Ni to węgla, ni sadzy. Ni to rozgrzanego asfaltu, ni to kotłowni centralnego ogrzewania, ni to stacji kolejowej, z której przed chwilą odjechała parowa lokomotywa. Ktoś tak obeznany z chemią, jak Brodaś i jego kompania, mógłby przecie po tym zapachu również wpaść na jakiś ślad.
– Będzie się wietrzyć – powiedziała Kaśka, odstawiając ostatni umyty garnek.
Pytanie piąte:
Kim jest miły pan z bródką?
– Ruszamy? – Rokiś niecierpliwie szarpał róg poduszki, wyrywając go Kaśce spod głowy.
– No, pewnie, a co myślałeś? Zaraz wyłażę.
Kaśka zaczęła wbijać na siebie wydobyte z szafy swetry, rajstopy, ciepłe podkoszulki.
Po namyśle zawinęła sobie jeszcze szyję wstrętnym brązowym szalikiem, którego nienawidziła od najmłodszych lat, a który przedziwnym sposobem nigdy nie chciał się ani zniszczyć, ani zgubić. O ten szalik toczyła z mamą nieustępliwe walki. Mama uważała, że jest bardzo dobry i chroni przed przeziębieniem, a Kaśka – że drapie i za nic na świecie nie da się go nosić. Starobabski szalik!
Uznała, że teraz popełniając taką głupotę, jak wychodzenie z domu i z łóżka w czasie grypy, musi zrobić coś tak samo nieznośnie rozsądnego dla wyrównania. Włożenie brązowego szalika wydało jej się całkiem odpowiednie.
– Żeby zjechać windą poniżej poziomu ziemi, trzeba nacisnąć nie żaden guziczek, tylko prawą dolną śrubkę, która przytrzymuje tabliczkę z numerami. Wciskasz ją odrobinę do środka, a potem przekręcasz w lewo – tłumaczył Rokita. – O tak, próbuj sama.
Kaśka spróbowała i rzeczywiście, coś tam bzyknęło, zabuczało i kabina dźwigu opuściła się w dół.
Rokiś otworzył drzwi i znaleźli się w piwnicznym korytarzu, pachnącym kurzem i starymi kartoflami, ale dość schludnym i nawet oświetlonym.
– Ja się tak o ciebie troszczę, że po prostu sam się nie mogę tym nachwalić przed sobą! Patrz, postarałem się o pojazd, żebyś nie musiała chodzić daleko!
Wyciągnął z jakiegoś mrocznego kąta metalową ławeczkę z wysokim oparciem.
– Hulajnoga podziemna udoskonalona! Na wzorach włoskich i eskimoskich! Znasz to? Zaraz wypróbujesz! Siadaj!
Kaśka siadła na ławeczce trochę nieufnie, zostawiając obok siebie miejsce dla towarzysza wyprawy.
– Na środku siadaj, a ja z tyłu, będę prowadził!
Stanął za Kaśką, na wystającym z tyłu stopniu-podnóżku, i odepchnął się kopytem. Siedzisko ruszyło przed siebie z niegłośnym turkotem, a potem nabrało całkiem przyzwoitej szybkości. Ale trzęsło!
Kaśka nie trafiała zębem na ząb.
Rokiś był wniebowzięty, wymachiwał kopytem coraz silniej i szybciej, poświstując z zadowolenia.
– Ale komfort, co? – krzyknął do Kaśki.
– Kko-ko-ko – przytaknęła Kaśka. – Aj!
– Ugryzłaś się w język, co?
– Mhru – mruknęła w odpowiedzi.
– Wszystkim pasażerom to się zdarza. Nagminnie. Ale ja wymyśliłem sposób, tylko jeszcze nie wykonałem. Będzie taka specjalna uszczelka-knebel, żeby język w gębie nie latał. Może być słodzona i perfumowana, o różnych smakach: wiśniowy, ananasowy, pomidorowy, rosołowy, placko-kartoflany – jak kto lubi! Zgłosiłem już to podziomkom, ten swój pomysł. Oni jeszcze się namyślają, bo mówią, że to będzie za drogo. Ale ja im tłumaczę: co, chcielibyście, żeby wszystkie drogi podziemne były wysłane poobcinanymi językami, skąpiradła! Tak im przygadałem, że będą musieli załatwić moje knebelki, zobaczysz!
– Mmm – odmruknęła Kaśka, nie chcąc narażać swego języka po raz wtóry.
– Wiesz, ile ja lat zmarnowałem w tej swojej dziupli i w bajorach leśnych? Tysiące! Nawet nie wiedziałem, co ja mogę, jakie mam okropne zdolności! Dopiero jak tu osiadłem w mieście, to się okazało! Technika! To jest coś dla utalentowanego diabła! To jest szansa! Umiem wszystko przykręcić, rozkręcić i przekręcić, rozmontować i zmontować, a gdzie tylko się pokażę, to zaraz wszystko ulepszam, i ulepszam, i ulepszam! – wykrzykiwał Rokiś poprzez turkot pojazdu.
Widocznie słowo „ulepszam” dobrze mu się jakoś dopasowało do rytmu wymachiwania nogą, bo powtórzył je jeszcze z pięćdziesiąt razy, a przy każdym razie pojazd nabierał coraz to większej szybkości.
– Jestem po prostu bezbłędny! Hop! – zatrzymał się nagle i rozejrzał wokół siebie. – Poczekaj, chyba pomyliłem drogę!
Zeskoczył z hulajnogi i przyjrzał się jakimś wypisanym na ścianie znaczkom.
– No tak… trochę przeskoczyłem. Ale wiesz co? To nawet dobrze się składa, jeśli masz trochę czasu. Pokażę ci coś nadzwyczajnego i najbardziej czarodziejskiego! Bo już jesteśmy bliziutko tego właśnie! A potem myk-myk – i załatwimy naszą sprawę!
– Muszę być przed drugą w łóżku. Brodaś wróci – powiedziała z wahaniem Kaśka, ale ciekawość jej już była rozbudzona.
– Chodź! To będzie piorunem!
Kaśka wyprostowała zdrętwiałe nogi i ruszyła za Rokisiem poprzez krótki korytarz. Otworzyli jedne i drugie drzwi, wspięli się po kilku schodkach i znaleźli się znów w korytarzu dość staromodnym, z ozdobną kamienną podłogą. Pachniało tu stołówką i czymś jeszcze, dziwnie znajomym i swojskim.
Rokiś doprowadził Kaśkę do drzwi, na których zwyczajem różnych drzwi urzędowych wisiała kartka z wykazem nazwisk i godzin.
– Cśś! Ty słuchaj, a ja sobie spojrzę!
Za drzwiami grał jakiś instrument, skrzypce – nie skrzypce. Buczał sobie grubo i dobrodusznie. Grajek nie był wprawny. Mylił się, poprawiał, zaczynał od nowa. Ale granie było wesołe, skoczne, pełne przejęcia,
– Patrz – powiedział Rokiś i dopuścił Kaśkę do dziurki od klucza. Zobaczyła niewielki pokoik z oknami pod samym sufitem, zastawiony pięcioma chyba pianinami, W głębi pokoju siedział na stołku mały chłopaczek, bez zębów na przedzie. Przed sobą trzymał wielgaśne skrzypce, większe od niego, i grał.
– To szkoła grajków – zaszeptał Rokiś. – Klasa wiolonczeli. Często tu przychodzę i słucham. Ale cicho, nie gadajmy.
Przysiedli w kucki pod drzwiami. Rokiś objął łapami swojo czarne, kosmate kolana, przechylił głowę, żeby nie uronić żadnej nutki. Nagle Kaśka ujrzała coś, czego nie widziała dotąd nigdy: koniuszek Rokisiowego ogona uniósł się do oczu i otarł wypływającą łzę!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.