Joanna Papuzińska - Rokiś

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rokiś to zabawna opowieść o znanym z ludowych podań diable Rokicie, który straciwszy swoją dziuplę w starej wierzbie, zamieszkał w mieście, w domu współczesnej dziewczynki. Sympatyczny diabełek popełnia wiele błędów, powoduje różne nieporozumienia, które zawsze mają efekt komiczny.

Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Grypa obudziła się rzeczywiście. Siedząc na ławeczce hulajnogi Kaśka czuła, że trzęsie się nie tylko od zewnątrz, ale i od środka brały ją jakieś dygoty. Wesołe trajkotanie Rokisia docierało do niej jak zza ściany. Nos czuł się tak, jakby wetknięto do niego co najmniej ze dwie tubki plasteliny. Wiedziała jednak, że na końcu tej drogi czeka ją wspaniała nagroda – własne, ciepłe łóżko.

Gdy tylko go dopadła, dała nura pod kołdrę, omotała się nią. Trzęsła się tak, jakby podziemna hulajnoga toczyła się jeszcze w dalszym ciągu, unosząc ją nie wiadomo gdzie w dalekie, podziemne strony. Ale potem rozgrzała się trochę, a znajome, grypowe morze zaczęło ją kołysać, kołysać. Zapomniała, że szyję oplata jej w dalszym ciągu znienawidzony starobabski szalik. Że ściska w garści kawałek papieru, na którym zapisała sobie tytuł książki o Pułtusku.

Rokiś pokręcił się po pokoju i wyskoczył przez lufcik.

Klasnęły drzwi wejściowe, a potem do pokoju zajrzał Brodaś.

– Śpi – szepnął sam do siebie. – Takiej to dobrze. A tu człowiek musi biegać po mieście jak wariat. Ech, ugotuję jej chyba obiad, może zje, jak się obudzi…

Pytanie szóste:

Tato, za kogo mnie masz?

Kaśka leżała na łóżku w dresie, bo postanowiła dziś uchodzić za zdrową, i obracała w palcach pocztówkę błyszczącą od słońca, niebieską od nieba i żółtą od piaszczystych pagórków i żółtych wielbłądów, które dreptały po nich.

Tata z przyzwyczajenia pisał dużymi drukowanymi literami, tak jak kiedyś, gdy Kaśka dopiero uczyła się czytać. Marna nadrobiła swoim wyraźnym bibliotekarskim pismem jeszcze coś z boku.

Kochana Córeczko!

Tutaj są wielbłądy, ale szukamy jeszcze tarbaganów, czyli świstaków. Pogoda nam sprzyja i wszystko inne też. Widzieliśmy jezioro Bajkał, wielkie jak morze. Tu konie są małe i mają nosy zagięte do dołu. Za to narożniki dachów starych domów są wygięte ku górze! Jutro będziemy oglądać prawdziwe mongolskie walki zapaśników. Trzymaj się dzielnie!

Kasieńko, mam nadzieją, że radzicie sobie tam świetnie, tak samo zresztą jak i my. Po powrocie – mnóstwo opowieści!

Całujemy tata, mama

– No i proszę, czytelniku, sam możesz się przekonać! Nawet im do głowy nie przyjdzie, że mogę być chora! Tak im się tam świetnie powodzi – mruczała sama do siebie gderliwym tonem. – To jest niesprawiedliwe i w ogóle wyrodne! Tak sobie wyjechali jak jacyś narzeczeni, a ja to co? Porzucone dziecko?

Kaśka podskoczyła gwałtownie na łóżku, zrzucając na podłogę stertę książek.

Pani docent Kruszko-Maciejewska, czyli pokojowa lampa stojąca obok, pokiwała współczująco i z rezygnacją swym żółtym kapeluszem.

– Właściwie to nie, proszę pani docent! – powiedziała Kaśka po namyśle. – Powinnam chyba to zdanie skreślić, bo nie jest ono prawdziwe. Najwyżej troszkę, odrobinę. Prawdziwe jest także to, że oni pojechali, bo ja sama tak chciałam. Tak.

Pani docent Kruszko-Maciejewska zastygła w bezruchu i przekrzywiwszy z uprzejmym zainteresowaniem głowę, czekała na dalsze wyjaśnienia.

Ale Kaśka już nie zwracała na nią uwagi. Ułożywszy się na brzuchu, podparłszy brodę pięściami, pogrążyła się znowu w głębinie swoich rozmyślań. Rozmyślań zarazem smutnych i wesołych, szczęśliwych i nieszczęśliwych.

Przychodziły one zawsze wtedy, kiedy rodzice wychodzili gdzieś razem albo siadali na kuchennych stołkach i rozprawiali godzinami o rzeczach, które Kaśkę obchodziły jak przez mgłę, albo gdy jednym spojrzeniem, nie mówiąc ani jednego słowa, ustalali wspólne zdanie na jakieś Kaśczyne sprawy.

I chociaż była najbardziej ukochaną na świecie jedynaczką, a swoich rodziców nie zamieniłaby na żadnych sobie znanych, czuła się nieraz obok nich jakoś za bardzo dodatkowo, nadprogramowo. Czasami tylko udawało się im być tak razem, we troje. Kiedy na przykład rozbijali namiot w lesie albo razem kończyli robić domowe porządki. Ale to było tylko czasem. A przeważnie Kaśka musiała godzić się z tym, że ani ona z mamą, ani ona z tatą nigdy nie jest tak razem, jak tata i mama ze sobą. Mieli oni swe niewypowiedziane tajemnice i sekrety, o które Kaśka nawet nie potrafiła ich zapytać, bo przecież na wszystkie pytania, które umiała postawić, odpowiadali jej zawsze otwarcie i jasno. A przecież tak było – ona jedna, a oni we dwoje.

Oni są tak jak dwie ręce – zastanawiała się nieraz. – Albo jak dwa koła w samochodzie, które zawsze skręcają w tę samą stronę, jadą w tym samym kierunku, obojętne, czy naprzód, czy w tył. I choćby ona była nawet najważniejszą, choćby była kierownicą, która tymi kołami kieruje, zawsze będzie czymś innym niż oni…

– E, co tam… – powiedziała wreszcie, przytulając do poduszki nos. – Ja też kiedyś znajdę sobie męża… Znowu mam bardzo mądre myśli, chyba zupełnie nie dla dzieci… Właściwie, mój czytelniku, ten kawałek to możesz sobie opuścić, bo on jest najważniejszy dla mnie… chyba że i ty miewasz takie same myśli i takie same problemy…

Bo jeszcze przedtem, zanim dmuchnął, powiał i rozszalał się tajfun Mongolia – jeszcze było coś. Zanim ten tajfun nastał, ale nie na długo przedtem, były w domu jakieś tajemnicze i obiecujące uśmiechy rodziców. Jakieś wzmożone śpiewy tatowe przy goleniu i praniu (bo tata wówczas stał się prawdziwym szopem-praczem), jakieś wciąż nowe plany, jakby to się w domu przemeblować, żeby wygospodarować miejsce.

Jakieś duże marzenia snuły się po domu. Jakby to samochód, toby się dzieci woziło… Jakby tak małą chatkę gdzieś za lasem postawić, toby dzieci mogły…

Jakieś zagaduszki ni z gruszki, ni z pietruszki do Kaśki, że jest taka duża, mądrala, to przecież pomoże, pozajmuje się.

Już-już Kaśce zaczynało coś w głowie świtać, bo przecież nie była w ciemię bita…

Aż tu nagle – trach! Telefony, złe wiadomości. Mama w szpitalu, a tata, zmarszczony jak stary kartofel, zapomniany w kącie kobiałki, siedzi przy biurku i puka palcami po blacie.

Mama niedługo wróciła zdrowa i nawet poszła do swojej pracy. Ale nie miał jakoś werwy. Chodziła na spacery do parku z Kaśką, zbierała jesienne liście, a uśmiech jej był blady i wypłowiały jak akacjowy kwiatek. Przestała się spieszyć, a nawet i złościć, bo przedtem, normalnie, to mama była obrażalska trochę i niecierpliwa. A teraz zrobiła się taka cierpliwa, że nie do wytrzymania. I strasznie, jak nigdy, troszczyła się i dbała o Kaśkę. Ciągle jej coś podtykała i kupowała, ciągle wyręczała w jakiejś robocie, która od wieków w domowym podziale zajęć przeznaczona była dla Kaśki.

To było jakieś dziwne i nie podobało się ani Kaśce, ani tacie.

Trzeba było coś zrobić, żeby mamę znowu odmienić, i dlatego, kiedy tajfun Mongolia nadciągnął, wszyscy uchwycili się jego skrzydeł i pozwolili mu się umieść.

Dlatego Kaśka, gdy tata tylko zapytał, co myśli o projekcie wspólnego ich wyjazdu, zawołała raźno:

– Co ty, tato! Za kogo mnie masz? Przecież wiesz, że ja uwielbiam sama zostawać! Będę miała okazję wypróbować swoją słynną samodzielność.

– No, sama to nie zostaniesz. Babcia tu przyjedzie na miesiąc – powiedział na to tata.

– Znowu masz mądre myśli? – zapytał Brodaś, wsuwając brodę przez uchylone drzwi.

– No, żebyś wiedział! Zupełnie nie dla dzieci. One dla mnie też są za mądre słowo daję.

– A widzisz, jak to człowiek mądrzeje w chorobie? I książki też zamówiłaś takie mądre i wcale nie dla dzieci. Masz, przyniosłem ci je – i położył na skraju stołka dwa białe sążniste tomy z wytartymi już nieco na grzbiecie złocistym literami: „Pułtusk”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rokiś»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Papuzińska - Jak ognia szukałem
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O czym dudni woda w studni
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O niedźwiedziu królewiczu
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - O zapadłej karczmie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Serce lasowiackie
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Skarb matki
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska - Cudowne lekarstwo
Joanna Papuzińska
Joanna Hickson - Red Rose, White Rose
Joanna Hickson
Отзывы о книге «Rokiś»

Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x