Joanna Papuzińska - Rokiś
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Papuzińska - Rokiś» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Rokiś
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Rokiś: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rokiś»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Rokiś — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rokiś», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– A powiększać z powrotem? – spytała Kaśka z niepokojem, przypominając sobie wszystkie książkowe przygody tych, którzy nieopatrznie pozwolili zmienić swoje wymiary.
– Nie bój się, ja wszystko umiem. A teraz już wstawaj, bo będziemy wysiadać. Przejeżdżamy właśnie pod Narwią, widzę to.
Kaśka wyjrzała okienkiem i zobaczyła, że po ścianach tunelu ściekają połyskliwe strużki wody. Woda lśniła też w dole, pod kołami, ale chyba niegłęboka, bo za wagonikiem, przez tylne okno, widać było szyny i czarny szereg kolejowych podkładów.
„Jestem pod dnem rzeki – pomyślała z lekkim strachem, ale i z zadowoleniem. – Szkoda, że nie będę mogła tego komuś opowiedzieć jak wrócę…”
Wysiedli z pociągu i ruszyli teraz ziemnym korytarzem, coraz to węższym i wznoszącym się ku górze. Ze ścian zwisały tu i ówdzie kręte i powyginane odnogi korzeni drzew. Korzenie tworzyły na ścianach przeróżne znaki, które Rokiś porównywał ze swoją mapką, nagryzmoloną na jakiejś kartce.
– Tutaj to nie przelewki, można zabłądzić – dogadywał co chwila. – Nad nami las i las. Trzeba wiedzieć, którym wyjściem wydostać się na wierzch. Bo to nie sztuka wyleźć pierwszą lepszą lisią norą, a potem błąkać się przez trzy dni po lesie bez jedzenia i picia! Ale już niedaleczko, niedaleczko nie martw się – ciągnął za sobą Kaśkę, która truchlejąc ze strachu od Rokisiowych opowieści człapała przed siebie w półmroku, krok za krokiem.
„Ciekawe, skąd tu się bierze światło? Nigdzie nie widać żadnych lamp ani łuczywa, a przecież nie jest zupełnie czarno, tylko raczej brudnawo…” – zaczęła się zastanawiać, chcąc zająć czymś swoje myśli i zmusić je do posłuszeństwa, żeby przestały jej skakać po głowie jak spłoszone zające po polu.
Poczuła pod butami żwir i kamienie, zaczęła więc spoglądać pod nogi, bo pierwsze, łatwo było się teraz potknąć, a po drugie, iż przyszło jej do głowy, że wśród tych wszystkich żwirków mógłby przecież zaplątać się odprysk czarnego kamienia, którego szukają. Może niepotrzebnie idą tam, gdzie idą? Może właśnie w tej chwili mają go pod nogami? Mógł przecież jakiś kawałek wbić się w piasek, zapaść gdzieś tam głęboko, a potem trafić i tutaj, prawda? Ale jak go rozpoznać, po czym? Ciemnych kamieni było tutaj tak wiele…
Miała właśnie zapytać Rokisia, czy nie dopytał się czegoś o właściwościach czarnego kamienia, bo w książce nic o tym nie napisano, jak właściwie wyglądał. Ale Rokiś zatrzymał się akurat przed betonową ścianą, która zamykała jeden z bocznych korytarzy.
– To właśnie tutaj – orzekł. – Jesteśmy już u celu.
Pchnął ręką ściankę, ale ta nie ustąpiła. Mruknął więc coś niezadowolony i wypowiedział zaklęcie.
Ściana zarysowała się, ugięła, tworząc niewielką szczelinę. Potem rozstąpiła się cała, a zza niej runęły na Rokisia i Kaśkę potoki wody, podcinając im nogi, porywając ze sobą, unosząc. Kaśka poczuła tylko, jak Rokiś chwyta ją za rękę.
„O, moja grypa! – pomyślała jeszcze. – I jak tu wierzyć Rokisiowym obiecankom!”
Potem woda zalała jej głowę i nie widziała już nic. Fala porwała Rokisia i Kaśkę, zakręciła nimi i uniosła jak dwa zeschnięte listki.
Pytanie ósme:
Jaki jest człowiek?
– To prawdziwe szczęście, że akurat przyszło mi na myśl wypłynąć na starą podziemną drogę – usłyszała Kaśka za sobą jakiś stłumiony męski głos.
Odważnie otworzyła oko, a potem drugie. Rokita, parskając i otrząsając się co chwila, suszył przy kuchni zmoczone kudły. Ona leżała na jakimś posłaniu, pod przykryciem dziwnie sztywnym, szeleszczącym i drapiącym, w jakiejś niepodobnej do niczego izdebce czy norze o zaokrąglonych ścianach w kolorze starej śmietany.
– O! Obudziła się! – zawołał jakiś inny głos, młodszy, pewno chłopięcy.
– To prawdziwe szczęście – powtórzył pierwszy głos i do Kaśczynego posłania zbliżył się jakiś sympatyczny pan z bródką i w okularach.
– Może to Bolesław Prus? – pomyślała Kaśka, ale przyjrzawszy się uważniej nieznajomemu, stwierdziła, że wcale nie, że jest on zupełnie inny, a podobieństwo wynikało tylko z brody i z tego właśnie sympatycznego, dobrotliwego wyglądu. Był też zupełnie inaczej ubrany. Tamten z portretu po miastowo-staromodnemu, a ten jakoś po leśnemu, w brunatnym serdaku i żółtawej koszuli bez kołnierza.
Sympatyczny podetknął Kaśce jakieś naczynie z ciemnym płynem.
– Wypij to. Duszkiem, od razu, chociaż jest niesmaczne.
Kaśka posłusznie wlała w siebie potężny łyk płynu i wszystkie gwiazdy stanęły jej w oczach. Czegoś równie gorzkiego nie było chyba w żadnej aptece! Każdy centymetr jej przewodu pokarmowego zatrząsł się z odrazy i oburzenia przeciw takiemu traktowaniu, ale trwało to tylko przez moment. Po chwili Kaśka poczuła się lepiej, a nawet doskonale. Siadła na swym posłaniu i zaczęła rozglądać się dookoła.
– No, co, Kaśka? Dobrze, że się nie utopiłaś, prawda? A my już jesteśmy na miejscu, tam właśnie, gdzie mieliśmy być. U Krasmyszków, możesz się przywitać.
Z trzech kątów izdebki spoglądały na Kaśkę życzliwe oczy.
„A więc ten sympatyczny to krasnoludek – pomyślała sobie. – A ja widocznie jestem zmniejszona, dlatego wydał mi się normalnym panem”.
Myszka była tłuściutka, schludna i wesoła, a oczka jej popatrywały przyjaźnie i roztropnie. Stała przy stole i suszyła Kaśczyne ubranie jakimś dziwacznym, staromodnym żelazkiem. Wyglądała jak prawdziwa dobra mama.
– A to jest Tomek, nasz syn, poznajcie się.
Tomek miał wielkie, odstające uszy, jak jej najmilszy szkolny kolega Bartek, więc od razu stwierdziła, że musi także być miły.
– Jesteś człowiekiem czy krasnalką? – spytał Tomek.
– To ludzka dziewczyna – wtrącił się Rokita. – Ale z tych swoich, porządnych.
– Pierwszy raz rozmawiam z człowiekiem – powiedział Tomek. – Ale mój tato to już rozmawiał, parę razy. A ja mam ludzkie imię! – dodał jeszcze, trochę jakby z dumą.
Postał przez chwilę nad nią, jakby namyślając się, co powiedzieć. Ale nic widać nie mógł wymyślić.
– Pójdę po drewno do pieca – oświadczył wreszcie i uciekł.
– Trochę jest nieśmiały – powiedziała myszka z uśmiechem.
Kaśka jeszcze raz uważnie rozejrzała się dookoła. Musieli chyba znajdować się w grzybie! Tak, tak było na pewno. Grzyb był trochę od środka wypróchniały, ale spróchniałe części wyrąbano i usunięto i porobiły się izdebki o miękkich, przytulnych ścianach. Nie było tu żadnych mebli, a właściwie były i nie były. Wyskrobano bowiem w grzybowym miąższu i stół, który nie miał nóg, a tylko wgłębienia na wsunięcie kolan, i tapczanik w kącie, i jakiś norko-kredensik, w którym piętrzyły się sterty równo ustawionych misek, a kiedy Kaśka przetłumaczyła sobie ich wymiary na swój obecny wymiar, zrozumiała, że były to żołędziowe czapki, Wszędzie było jasno, miękko i pachniało prawdziwkiem.
Była tam jeszcze oparta o ścianę drabina, która prowadziła nie wiadomo dokąd, pewnie na strych. Wyjaśniło się to zaraz, bo myszka wbiegła po szczeblach na górę i wróciła, niosąc w misce jakieś brązowe płatki, które postawiła na kuchni.
Kaśka uprzytomniła sobie, że ta lśniąca miska o karbowanych brzegach to zakrętka od wody mineralnej „mazowszanka”.
– W nodze mieszkamy, a kapeluszem się żywimy – powiedziała myszka. – Będzie na kolację zupa grzybowa, lubisz?
– No – powiedziała tylko Kaśka.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Rokiś»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rokiś» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Rokiś» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.