– Drodzy przyjaciele – powiedział Tarjei. – Jakie to cudowne uczucie znaleźć się wyłącznie wśród sojuszników. Na dodatek w takiej wspaniałej atmosferze! – Umilkł, a po chwili mówił dalej z odrobiną rozczarowania w głosie: – Moje życie było całkowicie nieudane. Nic w nim nie spełniło się do końca. Żona umarła mi bardzo wcześnie. Syn zaginął. A ja sam też zbyt szybko musiałem się pożegnać z tym światem. Najgorsze jednak jest to, że ani ja, ani nikt inny nie domyślił się wtedy, że jestem Szczególnie Wybranym. Nie miałem przecież żółtych oczu ani nie dawały o sobie znać żadne nadprzyrodzone zdolności. Może od czasu do czasu ja sam czegoś się domyślałem, ale to były tylko jakieś niejasne przypuszczenia. Dopiero po wszystkim zrozumiałem, że byłem jak Solve, tylko z przeciwstawnym znakiem, jeżeli można tak powiedzieć. On na początku był dobrym chłopcem. Dziedzictwo zła ujawniało się w nim w miarę jak dorastał. Podobnie ja, byłem uzdolniony, ale nic poza tym. Świadomość możliwości, jakimi zostałem obdarzony, przyszła zbyt późno. I Kolgrim zdołał przerwać moje życie zbyt wcześnie.
– To nie Kolgrim – sprostowała Sol. – Za tym krył się Tengel Zły, teraz o tym wiemy.
– O, on zrobił dużo więcej – dodał Tengel Dobry. – Gand mi powiedział, że Tengel Zły zdawał sobie sprawę z tego, jakim zagrożeniem jest dla niego Tarjei, i dlatego od samego początku szykował się do ataku. Ja przecież bardzo się starałem, żeby dziecko Taralda i Sunnivy nie przyszło na świat, byli zbyt blisko spokrewnieni i ryzyko, że urodzi się dziecko dotknięte dziedzictwem zła, wydawało się bardzo duże. Niestety, nie udało mi się, bowiem Tengel Zły chciał, żeby Kolgrim unicestwił Tarjeia. Dotknięte dziecko było jego narzędziem.
Tarjei kiwał głową.
– Masz rację. Nikt przecież nigdy nie wątpił, że to Tengel Zły kierował nożem, który mnie przeszył wtedy w Dolinie Ludzi Lodu, choć nóż znajdował się w ręce Kolgrima. Dlatego nigdy zbytnio nie obwinialiśmy Kolgrima.
– Dzięki wam za to – mruknęła Sol. Kolgrim był przecież jej wnukiem.
Do rozmowy wtrącił się Trond.
– Jak wiecie – powiedział, wstając z miejsca – ja również próbowałem zabić Tarjeia. I to na wyraźny rozkaz Tengela Złego.
– To prawda – westchnął Tarjei. – Bo tylko on, nasz straszny przodek, wiedział, do czego jestem przeznaczony. No i właśnie w wyniku tych jego podstępnych działań Ludzie Lodu musieli cierpieć jeszcze przez trzysta lat. Ale teraz ponownie nadszedł czas, żeby mu się przeciwstawić, urodził się Nataniel, kolejny wybrany, wielokrotnie silniejszy ode mnie. Trzeba ci wiedzieć, Natanielu, że zawsze będziesz miał w tej walce moje pełne wsparcie.
– Wiem – rzekł Nataniel. – I cenię to sobie bardzo wysoko. Ale ty przecież przez cały czas obserwowałeś Dolinę Ludzi Lodu. Opowiedz nam, co o niej wiesz!
– Proszę bardzo! To niezwykle interesujące, co Sunniva mówiła o dwóch miejscach. Ja także odniosłem wrażenie, że w Dolinie zostało ukryte coś jeszcze poza naczyniem z wodą.
– Wrażenie, powiadasz? – zastanawiała się Tula. – To znaczy, że nie udało ci się tych miejsc zlokalizować?
– Do nich nikt nie ma przystępu. Kolgrim był ostatni. Tengel Zły otacza swoje kryjówki nieprzeniknionym murem swojej woli. Poza tym znajduje się tam również jego duchowe odbicie. To wystarczająca zapora.
– Tak. Ja nie pamiętam absolutnie nic, jeśli chodzi o miejsce, w którym widziałam tego starca – rzekła Sol lekceważąco. – Byłam wtedy małym dzieckiem.
– No, ale mamy dziennik Silje – przypomniał Tarjei z uśmiechem. – Wykonany przez nią szkic topograficzny jest znakomity!
Silje pokraśniała z dumy.
– W takim razie jak się tam dostaniemy? – zapytał Tengel Dobry.
– Szczerze mówiąc, dziadku, nie wiem. Jest jednak pewna sprawa, która kiedyś w Dolinie przyszła mi do głowy, sprawa, o której pewnie nie wiecie. A jest ona, jak sądzę, ważna.
– Co takiego?
– Otóż Tengel Zły nie odzyska pełni sił, dopóki ponownie nie napije się wody zła. A do tego będzie mu potrzebny kubek. Powinien mieć go przy sobie.
Zaległa grobowa cisza.
– No – rzekła po chwili Dida. – To bardzo dobre wiadomości! Znaczy, że możemy trochę zyskać na czasie. Znakomicie!
– Na to wygląda – potwierdził Tengel Dobry. – Musimy wszystko bardzo szczegółowo zaplanować. To znaczy, chodzi mi o sposób, jak się tam dostaniemy i jak spróbujemy go powstrzymać. Bo ty, Tarjei, nigdy się w pobliżu zakopanego naczynia nie znalazłeś?
– Nie. Podszedłem jednak na tyle blisko, żeby zorientować się, że miejsce z czasem wyraźnie się zmieniło.
– Zmieniło się? Jak to?
Tarjei się skrzywił.
– Nie na lepsze, niestety. Można się nawet zastanawiać, czy naczynie się nie rozbiło.
– Och, żeby to mogła być prawda – westchnęła Sol.
– Chyba jednak nie można na to liczyć. Sądzę, że do tego nie doszło. Zdaje mi się, że to zło skondensowane w wodzie wypełniającej naczynie zatruło otoczenie. I to w dosłownym sensie. Nie mogę tego opisać ze szczegółami, ponieważ to jedynie wrażenia, przeczucie czegoś strasznego. Ale tylko przeczucie. Nie umiałbym nawet określić, gdzie znajduje się centrum.
– Tarjei, należą ci się podziękowania za stróżowanie w Dolinie przez trzysta lat – powiedział Tengel Dobry. – Czy chciałbyś dodać coś jeszcze?
– W tej chwili nie. Ale z czasem pewnie mi się jeszcze coś przypomni.
– Masz rację – rzekła Tula i pozwoliła mu zejść na dół. Tam wyszedł mu na spotkanie Trond. Bracia obejmowali się wzruszeni, obaj mieli łzy w oczach.
– Ja nie chciałem, Tarjei – mówił Trond drżącym głosem. – Naprawdę nie chciałem cię zabić, ale opanowało mnie coś strasznego, jakaś siła pchała mnie do zbrodni, nie byłem w stanie się jej przeciwstawić.
– Przecież ja o tym wiem – odpowiedział Tarjei. – I nigdy cię nie oskarżałem. Zresztą fakt, że teraz znalazłeś się w grupie tych, którzy podejmą walkę z Tengelem Złym, świadczy, że jesteś niewinny.
– Starałem się potem czynić dobro…
– Trond jest jednym z naszych najlepszych pomocników – wtrąciła Dida.
Tula rzekła przyjaźnie:
– Najwyższa Rada bardzo na ciebie liczy, Trond. Na twoją energię i zdolności przywódcze. Chciałeś być wojownikiem, więc nim będziesz. Zostałeś wyznaczony na dowódcę naszych elitarnych oddziałów, które zamierzamy powołać.
Trond uśmiechał się uradowany i dziękował serdecznie.
– Tylko pamiętaj! – ostrzegła Tula. – Skoro masz walczyć po stronie dobra, to i twoje oddziały muszą czynić dobro i walczyć szlachetnie!
– Od dawna się w tym ćwiczę – powiedział zgaszony. – Wiele jednak zależy od tego, jakich się ma przeciwników.
– Naturalnie! Sam będziesz musiał rozstrzygać, jak postąpić w danej chwili. Ale zaufaj swojej zdolności oceny.
Skoro już zaczęli mówić o strategii, Tula poprosiła trzech Paladinów, Alexandra, Tancreda i Tristana, by przysłużyli się swoim doświadczeniem z wojny trzydziestoletniej i pomogli w planowaniu, które dzisiejszej nocy powinno zostać zakończone. Obiecali jej to z radością.
– Przy całej powadze naszej sytuacji humor Tancreda będzie nam z pewnością bardzo potrzebny – uśmiechnęła się Dida.
Cecylia nie miała zgromadzeniu nic do powiedzenia. Natomiast wszyscy dotknięci i wybrani patrząc na nią żałowali, że Cecylia ze swoją wybitną osobowością nie jest jedną z nich. Na moment pojawił się na podium Mattias Meiden i wszystkim się zdawało, że na sali zrobiło się cieplej i przyjemniej. Z miejsca, w którym siedział Mattias, promieniowała dobroć. Nagle wszyscy poczuli się bezpiecznie, naprawdę Mattias był prawdziwym apostołem miłości bliźniego. Brand, Andreas, Tarald, Irmelin ani Gabriella nie mieli nic do powiedzenia, toteż nie zostali wezwani na podium. Pojawił się natomiast ktoś, kto znaczył dla rodu bardzo wiele.
Читать дальше