– No cóż, to chyba wygodne – cierpko zauważyła Tula. – Móc wysługiwać się innymi.
Wstrząśnięty pokręcił głową, aż zadrżał mu podwójny podbródek.
Miły pastor oprowadził Tulę po domu, który wcale nie był jego własnością. Dochodzące z góry nawoływania zastąpiło potężne chrapanie.
Pastor bezustannie gładził Tulę po głowie, ramionach i plecach, a raz nawet po pupie, ale dziewczyna uznała, po prostu obsunęła mu się ręka.
Myślała tak aż do chwili, dopóki nie znaleźli w bibliotece pośród wielkich starych ksiąg, dawnych wydań Biblii o pożółkłych ze starości kartach i innych dzieł kościelnych, które pastor zapragnął dokładnie jej pokazać. Niemal przylepił się do Tuli, prezentując i komentując poszczególne stronice. Równocześnie spoconą dłonią ściskał ją za ramiona, przyciągając do swego drżącego ciała.
Biedny stary, pomyślała Tula. Prawdopodobnie to babsko karze go także celibatem!
Nie planowała wcale uwieść pastora, on także pewnie nigdy by do tego nie dopuścił, ale starym zwyczajem bardzo była ciekawa, co z tego wyniknie i jak daleko pastor ma zamiar się posunąć.
Udawała więc, że nic się nie stało, i pochyliła się jeszcze głębiej, pytając naiwnie, co oznaczają te przedziwnie powykręcane litery.
Pastor sapnął leciutko, stanął niemal całkiem z tyłu za nią i objaśniał.
Jąkał się teraz coraz bardziej, bo przysunął się do niej jeszcze bliżej, i słyszała, jak mruczy pod nosem modlitwy, prosząc o pomoc niebios w chwili pokuszenia. Niebiosa jednak musiały akurat w tym momencie przymknąć na chwilę oczy albo przysnąć, bo Tula, która z wysiłkiem próbowała odcyfrować pismo w starych księgach, wyraźnie poczuła palce usiłujące ostrożnie podnieść jej spódnicę w taki sposób, by tego nie zauważyła.
– T-to jest ła-łacina, moje dro-drogie dziecko – wyjąkał, z trudem łapiąc oddech. – Pozwól mi pokazać…
Pochylił się, mocno przyciskając do jej pleców swoje ciało, i jasne stało się dla niej, że nadal zdolny jest do miłosnych uciech.
Ostrożne, wylęknione szamotanie się z jej ubraniem wprawiło Tulę w rozbawienie połączone z lekką irytacją. Pastor delikatnie, nieśmiało chwytał za materiał spódnicy, po czym nerwowym ruchem przyciągał dłoń do siebie, znów ostrożnie zaciskał palce i znów cofał rękę. Nie bądź takim tchórzem, człowieku, o mały włos nie parsknęła mu w twarz, ale cała sytuacja tak ją rozbawiła, że dała temu spokój.
Odstąpił nieco w tył, bo teraz przyszła kolej na podniesienie sutanny. Spódnica Tuli podciągnięta już była do pasa.
W powietrzu aż gęsto było od potu, żądzy, strachu i wyrzutów sumienia.
Tula nadal udawała, że niczego nie zauważa. Sylabizując czytała, całkowicie pochłonięta tą nadzwyczaj interesującą księgą.
Do licha, ale się szarpie, usiłując ściągnąć mi bieliznę, i w dodatku chce, żebym niczego nie poczuła!
Co on sobie wyobraża? Nawet słoń nie mógłby być bardziej niezdarny!
W tym czasie jego odsłonięta męskość otarła się o pośladki Tuli i ona sama też zaczęła odczuwać lekkie podniecenie. Niezbyt porywające, gdyż stary pastor nie był atrakcyjnym kochankiem. Ile mógł mieć lat? Pięćdziesiąt? Sześćdziesiąt?
Nareszcie bielizna już mu nie przeszkadzała. Ze zduszonym jękiem chwycił za oba jej pośladki i pchnął. Naturalnie nie wcelował jak należy i taki też chyba był jego zamiar, ale Tula nie mogła już dłużej udawać, że nic się nie stało, i odwróciła się z wyrazem ogromnego zdziwienia w anielskich oczach.
– Co się stało? – zapytała niewinnie.
– Ee, nic takiego, potknąłem się tylko i wpadłem na ciebie… i wylało mi się też trochę takiego… takiego płynu do czyszczenia, którego używam do zmywania atramentu, kiedy napiszę coś z błędem…
Mówiąc to, gorączkowo usiłował wytrzeć ją do sucha swą ogromną chustką do nosa. Jednym ruchem naciągnął jej majtki i opuścił spódnicę. Tula stała jak żywy znak zapytania, udając, że niczego, ale to niczego nie pojmuje.
– Drogie dziecko – wyjąkał. – Drogie dziecko, cóż za straszny upadek! Nie pojmuję, co za Szatan mógł… To znaczy, nie rozumiem, jak mogłem być taki niezgrabny. Ile masz lat, moja kochana?
– Czternaście – odparła Tula, świadoma, że kiedy chce może sprawiać wrażenie bardzo młodej.
– Czternaście? – powtórzył, łapiąc się za głowę z przerażeniem. Jęcząc kołysał się w przód i w tył. – Tylko czternaście lat! Moja droga, nie wiedziałem… O, słodkie dziecko, muszę natychmiast udać się do pokoju modlitwy. Pan okazał mi tym razem swoją łaskę, ale do czego mogło jeszcze dojść!
– No, to chyba jakiś wyjątkowo cenny płyn do czyszczenia! Tylko trochę się wylało i od razu taka strasznie wielka tragedia – wesoło zauważyła Tula. – Nie rozumiem jednak, dlaczego miałam opuszczone majtki?
– Ja… ja musiałem je ściągnąć, żeby cię wytrzeć, płyn przesiąkł przez ubranie.
– Ach, tak, teraz już wiem! Ale muszę przyznać, że dzisiejsza jazda mnie wykończyła. – Tula całkiem nieświadomie wyraziła się dwuznacznie i musiała stłumić śmiech. – Chętnie poszłabym się położyć.
– Oczywiście, moje dziecko! Ja pewnie nie zaznam w nocy snu, muszę odpokutować modlitwami…
– Jeśli nie ma pastor nic przeciwko temu, to opuszczę ten gościnny dom wcześnie rano i więcej już się nie zobaczymy…
Pastor odetchnął z wyraźną ulgą.
Bezkresne piaski… Okolica ukochana przez rozbójników. Tula jednak miała szczęście, niewielu ludzi napotkała po drodze. Raz usłyszała w pobliżu odgłosy zdradzające obecność dzikiego zwierzęcia i popędziła konia. Nic się jednak nie stało, nie spostrzegła już więcej nic niepokojącego.
Po przygodzie z pastorem odczuwała jeszcze większe obrzydzenie wobec siebie. Jak gdyby nie mogła już być Tulą Backe. Jej dusza była mroczna, smutna i zatracona. Dlaczego zawsze dawała się ponieść idiotycznym pomysłom? Dlaczego zachowywała się jak suka?
Chyba po prostu dlatego, że bawiło ją to, dopóki trwało. Wątpliwości nachodziły ją znacznie później, jak pijaka, który nie potrafi oprzeć się gorzałce, a potem gorzko żałuje.
Przed nią ostatni nocleg, ostatnia gospoda. Tak wiele razy przyszło jej spędzić noc pod gołym niebem, na pustkowiu, że teraz zapragnęła trochę wygody. A ten zajazd robił bardzo dobre wrażenie.
Nie myliła się, miała dobre przeczucia. Dostała naprawdę smaczny obiad. Przy stole w drugim końcu jadalni siedziała grupka żołnierzy, a może nawet oficerów niższej rangi. Przystojny typ przez cały obiad słał jej wiele mówiące spojrzenia. Prawdziwy mężczyzna, młody, a zarazem dojrzały i silny, znów rozpalił krew w Tuli, która dopiero co zapragnęła okiełznać swoje ciemne drugie ja. Wcale nie miała ochoty znów rozpoczynać miłosnych podbojów, które zresztą i tak prowadziły donikąd, jedynym doświadczeniem, jakie zdobyła na tym polu, było okrutne zetknięcie z gwałcicielem dzieci i mordercą wiele lat temu.
Dzień był taki piękny, nie chciała niszczyć jego uroku. Po drodze do miasteczka spotkała dwoje małych dzieci, które ustąpiły jej z drogi i stały przy rowie trzymając się za ręce. Było to na pustkowiu, z dala od ludzkich siedzib, i Tula wstrzymała konia. Dzieci, chłopczyk i dziewczynka, wyglądały tak źle, były wychudzone i obdarte.
Ukłoniły się jej z szacunkiem, a Tula zapytała, dokąd się wybierają. Chłopczyk wyglądał na starszego, przełknął ślinę i drżącym głosem wyjaśnił, że idą do babci. Tula zapytała, czy to daleko, okazało się, że zmierzają właśnie do miasteczka. Posadziła jedno z nich na koniu przed sobą, drugie z tyłu. Dzieci powoli się rozluźniały.
Читать дальше