A między wierszami: daruj sobie ten sztuczny uśmiech niewiniątka, mnie nie oszukasz!
Ale co to za pomysły! On wcale tak nie uważa, to oczywiste, po prostu ona przyjmuje pozycję obronną.
To właśnie najbardziej ją przerażało: dlaczego, na miłość boską, miałaby się bronić przed wujem Heikem? Wszak to jej wielki bohater!
Ale czyż zawsze nie obawiała się trochę, by Heike nie odkrył, że ona należy do dotkniętych? Teraz jednak sytuacja była bardziej napięta.
Tula nie potrafiła zrozumieć, dlaczego akurat teraz było gorzej, ale tak właśnie odczuwała.
Rozmawiali i rozmawiali. Jednostajny szum głosów przyprawił Tulę o zawrót głowy.
– Ja… muszę wyjść na trochę – wtrąciła Tula, wykorzystując chwilę ciszy. – Mam coś do załatwienia…
Spokojne oczy Heikego patrzyły prosto na nią.
– Możesz to zrobić później. Twoi rodzice wybierają się do Arva Gripa, by uprzedzić go o naszym przybyciu, a my możemy sobie trochę porozmawiać.
Nigdy chyba proste słowa nie zabrzmiały tak groźnie. Tula cała skurczyła się w środku i rzuciła błagalne spojrzenie matce i ojcu.
Oni nie zrozumieli jednak jej niemej prośby.
– Świetnie sama sobie poradzisz – uśmiechnął się ojciec. – Tylko nie zapomnij o kurach, Tulo. To twój obowiązek.
Kury! Hura! To jej wybawienie.
Podeszli do drzwi. Zauważyła, że ojciec szepnął jeszcze kilka słów Heikemu, ale daremny wysiłek – i tak nic nie usłyszała.
A Erland powiedział: „Nie zostawiajcie jej samej nawet przez chwilę. Zwykle wtedy znika”. „Nie spuścimy z niej oka”, odszepnął Heike, ale Tula tego też nie słyszała.
Rodzice poszli, a ona została sama ze swoim strachem.
Z lękiem przed wujem Heikem.
Zapadła wielka, niemal namacalna cisza.
Ktoś jest z nami, pomyślała Tula. Ktoś czeka, sposobi się do ataku. Nasłuchuje. Pilnuje. Grozi.
Gniew na razie powstrzymywany, ale już obecny.
Widzę, że Heike także wyczuwa tę dławiącą siłę i wie, co ona oznacza, myślała dalej.
Instynktownie Tula przysunęła się bliżej Vingi, podświadomie u niej szukając schronienia. Skrywała swe nieprzyjazne spojrzenie przed Heikem.
Ale Heike zauważył drgnienie Tuli, ledwie dostrzegalny ruch w stronę Vingi.
Jego głos zabrzmiał łagodnie i przyjaźnie.
– Jak się miewasz, Tulo?
– Dziękuję, dobrze – odparła, zgodnie z nakazami dobrego wychowania.
Miewałam się dobrze, pomyślała. Dopóki wy tu nie przyjechaliście.
I nie podoba mi się ten twój przymilny głos, wuju Heike. Lepiej by było, gdybyś się rozgniewał.
Ale i tego się bała. Miała wątpliwości, czy byłaby w stanie wytrzymać gniew Heikego.
Zacisnęła palce na flecie ukrytym w kieszeni. Musiała wyrwać się z domu i ćwiczyć. Jak najprędzej, zanim melodia całkiem nie uleci jej z głowy.
– Ja… muszę iść teraz do kur.
– Świetnie, pokaż je nam!
Do diaska!
Ale ktoś podjudzał ją, by się sprzeciwiała. Wyraźnie ją wspierał. Nie daj się, Tulo, potrafisz wymyślić coś jeszcze sprytniejszego!
Jak wspaniale sprawić komuś przyjemność! Mieć silnego sojusznika w walce przeciw Heikemu, no i Vindze, choć ona właściwie się nie liczy. Prawdziwy wróg to Heike.
Ale czy istotnie on był jej wrogiem? Czy jedynie wrogiem ukrytej mocy?
On jest niebezpieczny, Tulo! Nie pozwól, by przeciągnął cię na swoją stronę! On źle nam życzy, ten Heike, bądź ostrożna, uważaj na niego! Postaraj się stąd wydostać!
– Mmm… Niestety muszę iść tam, gdzie król chodzi piechotą.
– Doskonale – ucieszyła się Vinga. – Pójdziemy razem, bo i mnie przypiliło. Chodź, idziemy!
Ujęła Tulę pod ramię i wyszły z domu.
Później kury dostały swoje śniadanie, Tula nakarmiła je, niestety, w towarzystwie Heikego. W powietrzu, naładowanym jak przed burzą, wibrowało zniecierpliwienie.
Tula podjęła kolejną próbę:
– Obiecałam mojej przyjaciółce, że odwiedzę ją dziś rano.
Brawo, moja droga! odezwał się głos w jej wnętrzu. Czuła wyraźne zadowolenie, niemal można było je wziąć do ręki.
Heike odparł:
– Ależ, naturalnie, pójdziesz.
Co za ulga!
– Ale… – ciągnął Heike – czy nie masz ochoty obejrzeć podarków, które dla ciebie przywieźliśmy? Nie zabierze nam to wiele czasu.
Nie wchodź do domu, Tulo! Nie wchodź do domu! Nie słuchaj tego drania!
Wewnętrzny głos znów wydawał jej polecenia.
Ale Vinga już ujęła ją za rękę i pociągnęła w stronę domu. Przyzwoitość zabraniała Tuli się opierać.
Rozgoryczenie i złość rozsadzały jej piersi, choć jednocześnie, jak każda szesnastolatka, bardzo była ciekawa prezentów. Tula naprawdę uległa rozdwojeniu jaźni, była jednocześnie dwiema osobami.
Dostała nowe wspaniałe, wprost bajkowe stroje, które najwidoczniej wybierała dla niej obdarzona doskonałym smakiem Vinga.
– Czy mogę je przymierzyć? – zapytała rozpromieniona, na moment bowiem zapomniała o złym głosie, któremu tak chętnie się podporządkowywała.
– Później – odparł Heike. – Najpierw chciałem przez chwilę z tobą porozmawiać.
Ołowiana gradowa chmura znów zawisła nad jej głową. Nie mogła jednak odmówić wujowi.
Heike dopytywał się o jej życie, a ona starała się odpowiadać beztrosko, dużo się śmiała, choć w duchu gotowała się ze złości.
Nie zagłusz mi melodii swoimi słowami!
Zorientowała się, że zaczyna odpowiadać z roztargnieniem. Z początku zręcznie unikała opowieści o ciemnych stronach swego życia, bo sama zdawała sobie sprawę, że na jej sumieniu ciąży wiele postępków, których w żadnym razie nie da się nazwać przykładnym, salonowym zachowaniem. Tula jednak straciła kontrolę nad tym, co mówi, czuła się do cna wyczerpana, usiłując wsłuchiwać się w dźwięki, które powoli zaczynały rozpływać się w pamięci.
I wtedy Heike pochylił się i ujął jej dłonie.
– Kochana Tulo… czy masz jakieś kłopoty?
Wzięła się w garść.
– Ja? Nie. Żadnych.
Te słowa wcale go nie uspokoiły. Na twarzy wuja malowała się surowość.
– Owszem, Tulo. Zetknęłaś się z czymś, nad czym nie potrafisz zapanować. Co to takiego?
– Nie rozumiem, o co chodzi, wuju Heike?
– Kochana Tulo – wtrąciła się Vinga, która do tej pory siedziała spokojnie i w milczeniu czekała na rozwój wydarzeń. – Przed Heikem nic nie zdołasz ukryć. Znalazłaś się na śmiertelnie niebezpiecznej drodze. Wytłumacz nam wszystko!
Ach, ileż kosztowało ją zaprezentowanie nic nie rozumiejącego dziecięcego spojrzenia.
– Nic takiego nie odczuwam, nie pojmuję, o czym mówicie. Może trochę jestem wyprowadzona z równowagi, to prawda, ale tak dzieje się chyba ze wszystkimi dziećmi w moim wieku?
– Słusznie mówisz – rzekł Heike. – Ale ta sprawa jest poważniejsza. Tulo, słyszałaś o mandragorze?
– O alraunie Ludzi Lodu? Gdzie ona jest?
– Jest tutaj. W tym pokoju. Mam ją na szyi. Zawsze ostrzega mnie, kiedy źle się dzieje. I wiesz, Tulo, teraz jest bardzo zaniepokojona. Wije się jak w konwulsjach, mówiąc mi tym samym, że jest tu coś, czego żadną miarą nie może znieść. Ty wiesz, co to jest, prawda?
Tuli udało się wycisnąć z oczu kilka łez.
– Nic nie rozumiem – odrzekła zduszonym od płaczu głosem. – Niczego nie pojmuję.
Heike siedział po przeciwnej stronie stołu. Teraz podniósł się i podszedł bliżej. Tula błyskawicznie wyjęła flet z kieszeni i, trzymając rękę za plecami, wsunęła instrument do skrzyni z drewnem, stojącej przy kaflowym piecu. Uczyniła to odruchowo, nie do końca świadoma, co robi.
Читать дальше