– Kłamiesz!
– Nic podobnego! – rzuciła się na niego z pięściami.
Vetle był tak zaskoczony, że nie bronił się, upadł po prostu na ziemię. Juanita tłukła go, gdzie popadło, raz po raz otwartą dłonią biła po twarzy i wykrzykiwała przy tym długie przekleństwa.
– Myślałam, że będziesz się cieszył, że zdobyłam pieniądze!
Dawała ujście całej swojej agresji i rozczarowaniu tym, że Vetle jej nie chce.
Powoli Vetle zdobywał przewagę, w końcu przewrócił ją na ziemię i próbował jakoś uspokoić.
– Czy nie pojmujesz, że nie chcę podróżować ze złodziejką? Nie cierpię nieuczciwości i jeżeli natychmiast nie oddasz tych pieniędzy, to…
Nagle zauważył, że Juanita leży całkiem spokojnie i patrzy na niego z uwielbieniem w oczach.
– Jesteś silniejszy ode mnie! – szepnęła zachwycona. – O, jak ja cię kocham!
Zaskoczony tą uległością wstał i odwrócił się od niej plecami. Juanita podniosła się pokornie.
Pieniądze zgodziła się oddać. Wiedziała, że w przeciwnym razie sprawy pomiędzy nią i chłopcem się nie ułożą.
W drodze powrotnej do wsi Vetle powiedział ze złością:
– Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego oni chcieli się ciebie pozbyć. Bo przecież oni tacy nie są.
– Ech, wręcz przeciwnie, oni są bardzo czuli na punkcie uczciwości. Władze zawsze uważnie nas obserwują i jeśli tylko zdarzy się w okolicy jakaś kradzież czy coś w tym rodzaju, to zawsze jest na Cyganów. Ale ja uważam, że takie kuszenie losu jest zabawne – zakończyła wesoło.
– To nie jest kuszenie losu, to przestępstwo – powiedział Vetle tonem, który nawet on sam uznał za nazbyt moralizatorski. Ale przecież musiał nauczyć tę dziewczynę właściwego zachowania.
Chociaż… jeśli Cyganom nie udało się to w ciągu czternastu lat, to jak on mógłby dokonać czegoś takiego w ciągu kilku dni?
Bo później się jej pozbędzie.
Cóż za niebiańskie szczęście!
Udało mu się jakoś wmówić sklepikarzowi, skąd ma te pieniądze. Powiedział, że znaleźli je przed sklepem, prawdopodobnie złodziej je zgubił. Dostał nawet znaleźne, które później oddał czekającej za wsią Juanicie. Na otarcie łez.
– Juanito, zastanawiałem się nad twoim imieniem – powiedział później, kiedy znowu ruszyli w dalszą drogę. – Nie umiem go właściwie wymawiać, ani w hiszpańskiej, ani we francuskiej wersji. Wciąż się ze mnie śmiejesz.
– O, bo uważam, że jesteś taki słodki – zachichotała.
Vetle zagryzł wargi.
– Czy nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym zmienił ci imię i nazywał cię Hanna?
Zachichotała jeszcze głośniej. Akurat tej formy ona nie była w stanie wymówić.
– Hchanna? A cóż to za imię?
– Takie samo jak Juanita albo Jeanne. Tylko dla mnie łatwiejsze. Mogę się tak do ciebie zwracać?
Wzruszyła ramionami.
– Proszę bardzo, skoro cię to bawi.
– Długo to przecież nie potrwa. Niedługo zajmie się tobą rodzina, a ja pojadę dalej.
Juanita skrzywiła się boleśnie, ale nie powiedziała nic. Pomyślała sobie za to tak źle o Vetlem, że powinien dziękować Bogu, iż nie umie czytać w myślach.
Trzeciej nocy Juanita zaczęła uwodzić swego tak zwanego męża.
Byli już we Francji, pokonali większą część drogi i zbliżali się do rodzinnych stron dziewczyny. Juanita była przerażona zniszczeniami, których widzieli coraz więcej, w miarę zbliżania się do terenów przyfrontowych. Co prawda nie wyzbyła się całkowicie optymizmu, ale wchodziła do każdego kościoła, jaki mijali, żeby się pomodlić.
Pieniądze prawie się skończyły i Vetle bardzo się tym martwił. Gdyby był sam, radziłby sobie znakomicie, ale musiał kupować po dwa bilety kolejowe zamiast jednego, a to istotna różnica.
W końcu nie stać ich już było na opłacanie noclegów. Ostatnią noc spędzili w pociągu, siedzieli oparci a siebie i drzemali niespokojnie przez kilka godzin. Człowiek nie budzi się po czymś takim specjalnie wypoczęty.
Dalej jechać nie mogli, rodzinne miasteczko Juanity leżało w bok od linii kolejowej i kilkadziesiąt kilometrów trzeba było przebyć piechotą.
Szli w niezłych nastrojach, śmiali się często z komicznych sytuacji w tym wędrownym życiu, wciąż mieli sobie wiele do opowiedzenia i czas im się nie dłużył.
Choć, oczywiście, Vetle często się na Juanitę złościł. Przede wszystkim z powodu całkowitego braku poczucia moralności. Dlatego że nie istniała dla niej różnica pomiędzy tym, co twoje, a co moje, co się robi, a czego się nie robi, jak należy postępować wobec innych, żeby ludzie nie musieli wzywać policji, albo że nie kopie się przekupki w tyłek. Kiedyś, gdy wspomniał, że wkrótce pieniądze się skończą, zaczęła rzucać takie zachęcające spojrzenia pewnemu dobrze sytuowanemu starszemu panu, że Vetle musiał ją czym prędzej odciągnąć na bok. Juanita była po prostu dzieckiem natury. Nigdy przedtem nikogo takiego nie spotkał.
I oto nastała ich ostatnia noc, jutro rano będą w rodzinnym miasteczku dziewczyny.
W powietrzu wyczuwało się jesień i noce stały chłodne, nie można było spać pod gołym niebem. Znajdowali się wiele dziesiątków kilometrów na północ od słonecznej Hiszpanii. A na nocleg w gospodzie nie mieli pieniędzy.
W małym miasteczku niedaleko Nancy znaleźli jakąś fabryczkę, do której prowadziła brama osłonięta dachem. Niedaleko słychać było armatnie strzały, okolica nosiła ślady wojny, wszystko było szare i biedne, nigdzie nie widziało się zadowolonych czy roześmianych ludzi. Twarze wyrażały przeważnie lęk i zmęczenie. Vette bardzo się niepokoił, bo znajdowali się na terenach pofrontowych, ale wciąż istniała obawa, że pozycyjna wojna na froncie zachodnim wybuchnie z nową siłą, a wtedy Niemcy znowu zajmą odebrane im już terytoria francuskie.
Brama nie była może najlepszym na świecie miejscem do spania, ale przynajmniej mieli dach nad głową i nadzieję, że odpoczną w spokoju. Była sobota wieczorem, niewielu ludzi pójdzie jutro rano do pracy.
Już i przedtem zdarzało im się nocować na wolnym powietrzu i umieli się urządzić możliwie jak najwygodniej. Tu jednak było bardzo ciasno, musieli leżeć blisko siebie, co Vetlego niespecjalnie cieszyło.
Cieszyło natomiast Hannę, jak ją teraz Vetle nazywał.
Chłopiec próbował zasnąć, ona zaś leżała z otwartymi oczyma, wpatrywała się w odrapany sufit i filozofowała:
– Los postanowił chyba uczynić ze mnie najbardziej samotną istotę na świecie.
– Nonsens! – mruknął.
– Owszem, pomyśl tylko! Rodzona matka sprzedała mnie za parę groszy, żeby się tylko mnie pozbyć. U Cyganów nikt nie chciał się ze mną ożenić, no, z wyjątkiem Manola, ale przecież on się nie liczy, on potrzebował tylko gospodyni i kogoś do łóżka, a jedynie ja byłam do wzięcia. Wydali mnie za ciebie trochę dlatego, że sama prosiłam, lecz także dlatego, że chcieli, żebym się wyniosła z obozu. I bardzo dobrze ich rozumiem – jęknęła żałośnie. – Nie zawsze byłam sympatyczna. Ale to przykre, jak człowieka nie chcą, Vetle. No, i teraz ty. Patrzysz na mnie jak na intruza.
– To nieprawda, Hanno – zaprotestował z nieczystym sumieniem. – Ja cię naprawdę bardzo lubię. (Kłamstwo, żeby jej nie ranić.) Ale żebyś miała być moją żoną… To brzmi śmiesznie, nie mogę się na to zgodzić!
Potężny wystrzał armatni sprawił, że ziemia pod nimi zadrżała i Hanna zapomniała o własnych zmartwieniach.
– Słyszałam, że Niemcy mają armatę, którą nazywają Gruba Berta. Czy to właśnie z niej teraz strzelają?
Читать дальше