Cygan zaproponował zmianę.
– Zostań przy dziewczynie – powiedział. – A szukaniem my się zajmiemy. Rey i ja.
Zdążył już ochrzcić psa. Vetle wiedział, że rey to hiszpańskie określenie króla.
Nie bardzo wiedział, co robić. Nie chciał zostawić Esmeraldy własnemu losowi, ale też nie chciał, by Cygan gdzieś mu zniknął. Bo przecież papier mógł zostać wyrzucony już na początku drogi.
A może ona ma go nadal przy sobie?
Szczerze mówiąc, nie wierzył w to. Chyba rzeczywiście starała się zatrzymać nuty przy sobie, jak długo mogła, ale gdzie ukryła je potem? Na mokradłach? Tam nuty mogły zostać zamazane, a papier rozmoczyć się i podrzeć.
Mężczyzna i pies znajdowali się już daleko na drodze, pies z nosem przy ziemi. Tak, nietrudno było się zorientować, że to pies szkolony. Prawdopodobnie do tropienie ludzi zbiegłych z zamku. Niezbyt to przyjemna myśl.
Vetle wciąż stał niezdecydowany. Martwił się nie tylko z powodu Esmeraldy, lecz także z powodu psa. Nie wiadomo przecież, jakie będzie następne posunięcie Tengela Złego.
Esmeralda również czekała na rozkazy swego pana i mistrza, a pewnie także na jakąś pomoc z jego strony.
Nic takiego jednak nie nadchodziło, ani nowe rozkazy, ani pomoc.
Tengel Zły zbierał siły do ostatniego, śmiertelnego uderzenia. Jednak ogromne wysiłki, podejmowane w ostatnich dniach, poważnie nadwerężyły jego możliwości. Odczuwał zmęczenie, jakiego nigdy by nie zaznał, gdyby został obudzony we właściwy sposób.
Tyle spraw wymagało wciąż jego uwagi. Dziewczyna… Psy… Nigdy nie lubił psów. Paskudne stworzenia, które płaszczą się przed człowiekiem zupełnie obrzydliwie. Jeden pies tutaj i drugi z tamtym człowiekiem, który szuka papieru! To groźne! Chłopak… On też pilnuje tego papieru.
Zło, które przepełniało jego istotę, nie mogło przemienić się w zdolną do działania siłę, było zbyt rozproszone, on był za bardzo zmęczony. Nuty. Teraz najważniejsze są nuty. Gdzież one się podziały?
Tylko dziewczyna to wie, ale ona leży bez ruchu, bacznie obserwowana przez tego kundla.
Vetle krzyknął. Widział Cygana pochylonego nad psem, który zatrzymał się i wszystko wskazywało na to, że znalazł to, czego szukali. Chłopiec zostawił dziewczynę i pobiegł co sił w nogach do tamtych.
Cygan siedział w kucki na skraju drogi i rękami rozdrapywał ziemię. Nim Vetle dobiegł, wyciągnął triumfująco rękę. Trzymał w niej papier. Klepał psa po karku i głośno go chwalił, wyglądało na to, że zaprzyjaźnili się już na śmierć i życie. Pies chciał biec dalej, bawił się wesoło.
– To jest to! – wrzeszczał Vetle. – Dziękuję wam! Dziękuję!
On też głaskał psa, teraz już się go nie bał. Wszyscy trzej poszli z powrotem do Esmeraldy.
– Nie trać czasu – ostrzegał Cygan. – Spal to natychmiast! Gdzie masz zapałki?
Kiedy wyjął pudełko, Esmeralda krzyknęła przerażona. Pies trzymał ją jednak na miejscu, a i lejce nie pozwalały się ruszać.
Vetle czuł koło siebie jakieś głosy, jakby syk wściekłości w powietrzu, i arkusz nutowy wypadł mu z rąk.
Cygan natychmiast złapał papier, zanim wiatr, który nie wiadomo skąd się wziął, zdążył go unieść na mokradła.
– Rozpalaj ogień! Szybko!
Jakaś niewidzialna siła cisnęła Cygana na ziemię, ale Vetle zdołał przejąć papier. Miął go i ugniatał, próbując jednocześnie zapalić zapałkę, osłaniał płomień przed zawirowaniami wiatru i wreszcie jeden brzeg arkusza zaczął się tlić.
Powietrze przeszył krzyk tak rozdzierający, że mało im bębenki w uszach nie popękały. Cygan rzucił się na płonący papier, zanim wiatr zdążył go wyrwać Vetlemu z rąk, położył się na ziemi i gołymi dłońmi osłaniał płomień dopóty, dopóki z papieru nie została tylko kupka ciemnego popiołu.
– Twoje ręce – jęknął Vetle. – Nie poparzyłeś się?
– E, drobiazg, wszystko dobrze.
Wspólnie wdeptali popiół w ziemię, żeby już naprawdę nic nie zostało, i dopiero potem spojrzeli na Esmeraldę.
Leżała teraz skulona. Pies już ją zostawił i poszedł sobie.
Patrzyła na nich swoimi dziecinnymi oczyma niczego nie pojmując.
– Dlaczego ja tu leżę? – spytała żałośnie. – Jak się tu znalazłam? I dlaczego mnie związaliście?
– Ktoś cię porwał – wyjaśnił Vetle najłagodniej jak umiał i usiadł przy niej, żeby ją pocieszyć. – Teraz będziesz mogła wrócić do zamku, do twojego wuja. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Rozwiązał krępujące ją rzemienie i pomógł jej wstać.
Esmeralda przytuliła się do niego i płakała bezradnie.
– Niczego nie pamiętam. Spałam w cygańskim obozie i nagle znalazłam się tutaj. Dlaczego?
– Wszystko będzie dobrze, Esmeraldo. Zostałaś ogłuszona i przez cały czas byłaś nieprzytomna. Potwór cię ukradł, ale my pojechaliśmy za nim i uratowaliśmy cię.
Nie musiał dokładnie tłumaczyć, jak to było z tym potworem i o kogo to naprawdę chodzi. Esmeralda może sobie na ten temat myśleć, co chce.
– Chodź, Esmeraldo. Teraz odwieziemy cię do domu. Do zamku, bo pewnie tam chciałabyś wrócić, prawda?
– Tak – szlochała. – Już nigdy więcej nie chcę stamtąd wychodzić na ten głupi świat!
Zrobiłem to! Udało mi się! myślał Vetle, dyszący ciężko ze zmęczenia, ale bardzo zadowolony. Potrafiłem wykonać takie trudne zadanie!
No, ale ten Tengel Zły, który uwolnił Esmeraldę? Pozwolił jej po prostu odejść, nie czyniąc żadnej szkody. Nie pojmuję, dlaczego tak zrobił. Vetle nie wiedział, że Tengel wyczerpał wszelkie rezerwy sił podczas ostatnich prób odzyskania papieru, zanim Vetle go zniszczy. Esmeralda stała mu się kompletnie obojętna, co by zresztą miał z nią teraz robić? Życzył sobie już tylko jednego: zapaść jak najgłębiej w swoją drzemkę, zbierać siły do nowego ataku i przestać myśleć o upokorzeniu, jakie go spotkało.
Teraz, na jakiś czas, Tengel nie będzie niebezpieczny.
Z największą niechęcią Vetle zdecydował się eskortować Esmeraldę do zamku. Gdyby mógł posłać tam dziewczynę z Cyganem, żeby samemu jak najprędzej wrócić do obozu, to tak by zrobił. Nie mógł jednak tak postąpić. Esmeralda ufała tylko jemu, a Vetle, mimo młodego wieku, zawsze starał się być dżentelmenem i opiekę nad dziewczyną uważał za swój obowiązek.
Cygan okazał się bardzo lojalny i ofiarował się, że będzie im towarzyszył. W dodatku psy ich nie opuszczały, biegały tam i z powrotem i dosłownie tańczyły naokoło koni.
Myśli Vetlego nieustannie krążyły wokół Tengela Złego. Dlaczego wybrał akurat Esmeraldę na swoją niewolnicę? Dlaczego nie jego samego?
Odpowiedź na to pytanie chyba znał. On, Vetle, miał potężnych opiekunów, tamten nawet nie patrzył w jego stronę. Ale mała, samotna Esmeralda?
Bywało już tak, że wybierał sobie na swoje narzędzia jakichś złych ludzi. No, nie zawsze, trzeba przyznać, kiedyś też i Heike znalazł się w jego szponach. Ale Heike urodził się jako jeden z przeklętych i nosił w sobie ukryte zło. Esmeralda była całkiem przypadkową osobą, która akurat znajdowała się w pobliżu. Niewinne dziecko. Może nie najsympatyczniejsze dziecko na świecie z tymi swoimi pańskimi fumami, ale przecież nie obciążone złem. Vetle jednak nigdy nie był tak rozgoryczony postępkiem swego złego przodka jak dzisiaj, kiedy spoglądał na to drobne stworzenie przed sobą na koniu. Biedne i szlochające, nie mające pojęcia, co się właściwie stało. Jak można coś takiego zrobić dziecku?
Nie musieli jechać aż do samego zamku. Gdy dotarli do tej, tak bardzo przez Vetlego znienawidzonej, wymarłej osady Silvio-de-los-muertos, zobaczyli jadący im na spotkanie powóz. Znajdował się w nim sam właściciel zamku, który wraz z woźnicą i damą do towarzystwa wyruszył na poszukiwanie zaginionej siostrzenicy.
Читать дальше