Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Smoczy Pazur» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Smoczy Pazur
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Smoczy Pazur: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Smoczy Pazur»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Smoczy Pazur — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Smoczy Pazur», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Tatko Ronsoise ma rację. A my nie będziemy walczyć wręcz. Nie wyjdziemy z domu, a jak drzwi wyłamią, to się do wieży wycofamy.
Zbrhl chciał coś powiedzieć. Nie zdążył. Zagwizdało, zadudniło i w słupie dźwigającym smoczą czaszkę zawibrował bełt. Drugi wleciał przez sąsiednie okno, uderzył w ścianę, skrzesał iskrę i upadł na jedną z prycz.
– Hej, wy tam! – zawołał jakiś nieznajomy męski głos. – Ci, co przeżyli, niech wyłażą!
Zbrhl, klnąc pod nosem, doskoczył z kuszą do okna. I zaklął już nie pod nosem.
– Łajno i kał! No i masz swoją odsiecz, Vens. A niech to…
– Panowie, wszelki opór jest bezcelowy! – Ten głos, wyćwiczony na salach sądowych, znali już wszyscy. – Nie strzelajcie! Bo nas ci dobrzy ludzie w słusznym i zrozumiałym odwecie uśmiercą!
Jeńców było sześcioro. Najbliżej i nieco z boku stał Venderk opp Gremk, który wyglądał tak jak zwykle, jeśli pominąć pętlę na szyi. Pętla była dość luźna i też dość luźno zwisał sznur łączący ją z dłonią strażnika. Strażnik, wyższy o pół głowy od więźnia, w drugiej ręce trzymał topór, co chyba tłumaczyło taki stan rzeczy. Nie krył się, Przynajmniej teraz, choć jego obszyty nieregularnymi frędzlami strój, upodabniający go do smukłego krzaka, sugerował, że na co dzień mężczyzna stara się nie rzucać w oczy.
Drugi krzakopodobny też się nie krył i też trzymał koniec liny. Na tej było aż pięć pętli, założonych na szyje Culia, Luwaneca, Zelgan, Nerueli i Niebrzyma, którym, w przeciwieństwie do jurysty, związano ręce. Światła było już za mało, by rozpoznać szczegóły, ale Debren bez trudu dostrzegł, jak niepewnie trzyma się na nogach lewa ręka i tarcza Vensuellego i jak wielki łomot owej tarczy sprawiono, nim udało sieją przywiązać do pozostałej czwórki.
– Tak jak mówiłem – stwierdził z gorzką satysfakcją Vensuelli. – Z łóżka ich wygarnęli. I to, cholera, z jednego chyba.
Debren nie zapytał, skąd ów wniosek. Culio, najwyższy, miał na sobie o wiele za krótkie rajtuzy Nerueli. I nic więcej. Zelgan różowy żakiecik któregoś z chłopaków, narzucony na dziwną, czarną chyba, falbaniastą i mocno prześwitującą koszulę – i też nic poza tym. Neruela zdążyła okryć nagość kaftanem swej mistrzyni, a Niebrzym wskoczył w za ciasny żakiet dziewczyny i swoje chyba rajtuzy, ale wciągnięte tyłem do przodu.
– Poddajcie się! – zawołał ten, co wzywał do wyłażenia. Miał taki sam, nieforemny, zielono-brunatny kaptur jak pozostali, a ponieważ stał za łańcuszkiem jeńców, nic więcej nie dało się o nim powiedzieć. – Myśmy są zawodowcy i wy jesteście zawodowcy. Po co się mamy toporami szczerbić?
– Dobre pytanie! – krzyknął w okno Zbrhl, po czym błyskawicznie poderwał kuszę do ramienia. Jęknęła cięciwa. Człowiek trzymający opp Gremka nawet nie jęknął. Padł jak rażony młotem z bełtem sterczącym z piersi. – Nie po to kusze wymyślono.
Przez chwilę nic się nie działo. Wszyscy z niedowierzaniem gapili się na konającego i wierzgającego nogami nieszczęśnika. Być może niektórych, tak jak Debrena, dziwiło konsekwentne milczenie umierającego. Z taką raną powinien krzyczeć.
Pierwszy ochłonął ten, co przyprowadził na sznurze jeńców. Puścił sznur i schował się za Neruela. Venderk opp Gremk nawet nie drgnął.
– No nie… – przywódca krzaków ozdobnych sprawiał wrażenie urażonego, ale gniewu w jego głosie wiele nie było. – To ja tu z sercem na dłoni, a wy Czwórkę trach z bełta? To tak się negocjacje prowadzi? Rozczarowany jestem.
– Zabij go – podpowiedziała rotmistrzowi Ronsoise scenicznym szeptem. Debren, nie bez lekkiej przyjemności, wymierzył jej klapsa w pośladki, które wyraźnie wyprzedzały piersi w wyścigu ku dorosłości. – Auu… Za co?
– Za głupie rady – warknął. – Zbrhl, dosyć!
– Upoważniono mnie do złożenia wam propozycji – odezwał się troszeczkę tylko drżącym głosem Venderk opp Gremk. – Szlachetni panowie Małoczyrakowcy, suwerenną władzę tu sprawujący, wielce łaskawi są i pomsty za najazd na swe włości nie szukają. Oczekują jedynie rekompensaty za poniesione krzywdy, zwrotu kosztów kampanii obronnej i zagwarantowania nienaruszalności interesów społeczności lokalnej w przyszłości. Sprawiedliwości się domagają, niczego więcej.
– A konkretnie? – przecisnął się do okna Vensuelli.
– Czterech widzę – meldował od drugiego okna Zbrhl. – Szlag by to, żeby tak druga kusza…
– Wachlarz propozycji pokojowych wielce bogaty jest – nadął się po swojemu Gremk. – Zacznijmy od wyeliminowania broni ofensywnych. Oddajcie, co do strzelania macie, a i my… to znaczy panowie tubylcy kusze swoje złożą w depozyt. Mnie ten zaszczyt spotkał, że na depozytariusza wytypowany zostałem, jako osoba o opinii nieposzlakowanej i zaufaniem obu stron jednako się…
– Venderk, ty papugo pod chwost chędożona, jedną kuszę ci już dałem do pilnowania! Teraz co najwyżej bełt dostać możesz! I cholernie szybko!
Prawnik cofnął się o krok.
– No, no… spokojnie. Ja tylko propozycje przekazuję. Druga jest, żeby dzieci i kobiety z rejonu walki usunąć. Niech idą, gdzie chcą. Bo chyba macie tam tę dziewkę, Ronsoise? Hę? Macie? – Nie było odpowiedzi. – Lepiej ją z chałupy pogońcie. Chora jest, pozaraża was.
– Łżesz! – nie wytrzymała baronówna. Debren pokręcił głową, ale nic nie powiedział.
– A, więc jest – ucieszył się Venderk. – Wyjdź, panienko. Nic złego cię nie spotka. Ci tu dobrzy ludzie, prości, ale szlachetni, wielce radzi niewiastom są. Ugoszczą czym chata bogata.
– Czym bogata, to widziałam, obleśny wstręczycielu! Z wieży się raczej rzucę, a w te ich dyby nie pójdę! Na krew Machrusa się klnę!
– A skacz se – zarechotał dowodzący tubylcami. – Czwórkę żeśta ubili, Dwójka z lasu nie wrócił. Pięciu nas na cztery słodziutkie zadki. – Klepnął ostatniego w szeregu Niebrzyma po słodkościach, aż zaklaskało. – Obejdzie się. A wieża nie taka wysoka. Zabić się zabijesz, ale się potrzaskasz. Parę dni zabawy będzie, póki gnić nie zaczniesz.
– Nie to nie – wtrącił się pospiesznie jurysta. – Nie nastajemy na to. Pan Jedynka proponuje, byście w służbę u niego poszli. Na „Jaskółce” nikt żywy nie został, a galera ucieknie, jak się tylko rozwidni i rafy widać będzie. Znaczy to, że porzuceni na łaskę wroga będziecie, a to kontrakt rozwiązuje. Poza tym cesarz nie zapłacił w terminie panu Debrenowi, więc on już teraz nie w służbie.
– Rano pogadamy – warknął Vensuelli. – Dobranoc waćpanom.
– A niech tam… No dobrze, niech będzie strata panów Małoczyrakowców. Słuchaj, admirale, bo raz propozycję złożę i powtarzał nie będę. Wy trzej słowem honoru zaręczycie, a i zastawem na cały majątek, aktualny i przyszły, że nigdy i nikomu, na spowiedzi nawet, nie zdradzicie, coście na tej wyspie widzieli i co was spotkało. Ja taką obietnicę złożyłem i już jedną nogą w domu jestem. Jest też wariant alternatywny, dla panów wojskowych proponowany. Gdybyście warunków zaciągu koniecznie dotrzymać chcieli i upierali się przy obowiązku składania raportów sztabowi cesarskiemu, to odejdziecie wolno po odjęciu wam palców ręki prawej oraz języka. Honor żołnierski uszczerbku nie dozna. Osobiście nie zalecam, ale wybór macie. Pomyślcie chwilę.
Debren popatrzył na admirała, potem na Zbrhla. Pytająco i beznamiętnie. Na Ronsoise nie patrzył. Żaden z nich nie patrzył.
– Można im wierzyć? – zapytał cicho rotmistrz.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Smoczy Pazur»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Smoczy Pazur» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Smoczy Pazur» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.