– Nie będzie bolało, obiecuję.
Krzyknęłam.
Przyłożył usta do rany i zaczął ssać. Kłamał. Bolało. Wtem otoczył mnie aromat kwiatów. Tonęłam w powodzi tego zapachu. Nic nie widziałam. Świat był ciepły i przesycony słodkawą wonią.
Gdy znów mogłam widzieć i myśleć, leżałam na wznak, wpatrując się w materiałowe sklepienie. Silne ręce dźwignęły mnie w górę i przytuliły. Alejandro objął mnie. Naciął sobie do krwi skórę na piersi, tuż nad sutkiem.
– Pij
Zaczęłam stawiać opór, odpychając go od siebie. Zaczął dociskać dłonią mój kark, zmuszając, abym pochyliła głowę w stronę rany.
– Nie!
Wyjęłam drugi nóż i wbiłam mu w pierś, usiłując dosięgnąć serca. Stęknął i schwyciwszy za rękę, ścisnął ją, aż upuściłam nóż.
– Nie tędy droga. Srebrem nic nie wskórasz. Jestem już ponad to.
Wciąż zmuszał mnie do opuszczenia głowy, a ja nie miałam siły, aby mu się przeciwstawić. Mógłby zmiażdżyć mi czaszkę jedna ręką, ale on tylko przytknął moje usta do rany na piersi. Krew była słono-słodka, z lekko metalicznym posmakiem. To tylko krew.
– Anito! – zawołał Jean-Claude. Nie byłam pewna, czy zrobił to na głos, czy też słyszałam go tylko w mojej głowie.
– Przez krew z mojej krwi, ciało z mego ciała, dwoje stanie się jednością. Jednym ciałem, jedną krwią, jedną duszą.
Gdzieś w moim wnętrzu coś pękło. Poczułam to. Ogarnęła mnie fala płynnego ciepła. Poczułam je aż na skórze. Zaczęła swędzieć. Świerzbiły mnie też koniuszki palców. Wyprężyłam się jak struna w przerażającym, konwulsyjnym skurczu. Silne ręce pochwyciły mnie, przytrzymały, ukołysały. Dłoń odgarnęła mi włosy z twarzy. Otworzyłam oczy, aby ujrzeć Alejandro. Już się go nie bałam. Pławiłam się w bezmiarze spokoju.
– Anito? – To był Edward. Na ten dźwięk odwróciłam się powoli.
– Edwardzie.
– Co on ci zrobił?
Zastanawiałam się, jak mam mu to wyjaśnić, ale mój umysł nie chciał wydobyć odpowiednich słów. Usiadłam, delikatnie odsuwając się od Alejandro.
U stóp Edwarda walał się stos ciał zabitych wampirów. Może Alejandro był odporny na srebro, ale jego poddani nie posiadali tej jakże przydatnej właściwości.
– Uczynimy o wiele więcej – rzekł Alejandro. – Potrafisz czytać w moich myślach?
Okazało się, że potrafię, wystarczyło tylko o tym pomyśleć, ale to nie było tak jak z telepatią. Nie słyszałam słów. Po prostu… wiedziałam, że myślał o mocy, którą właśnie mu przekazałam. Nie żałował wampirów, które zginęły.
Tłum zawył.
Alejandro uniósł wzrok. Podążyłam za jego spojrzeniem. Jean-Claude klęczał, po jego boku spływała krew. Alejandro zazdrościł Oliverowi umiejętności ranienia do krwi na odległość. Kiedy stałam się służebnicą Alejandro, Jean-Claude znacznie osłabł. Oliver był bliski zwycięstwa. I od początku o to właśnie chodziło. Alejandro przyciągnął mnie do siebie, a ja nie próbowałam się opierać. Wyszeptał w mój policzek:
– Jesteś nekromantką, Anito. Masz władzę nad umarłymi. To dlatego Jean-Claude pragnął, abyś stała się jego służebnicą. Oliver sądzi, że może mieć nad tobą władzę dzięki kontroli nade mną, ale ja wiem, że jesteś nekromantką. Nawet jako służebnica nie zatracisz wolnej woli. Nie musisz się podporządkowywać woli mistrza tak jak inni. Jako ludzka służebnica stanowisz broń sama w sobie. Mogłabyś zaatakować któregokolwiek z nas i utoczyć krew.
– O czym ty mówisz?
– Układ jest taki, że przegrany zostanie położony na ołtarzu i to ty będziesz musiała go zakołkować.
– Co…
– Jean-Claude w formie afirmacji swej potęgi. Oliver w charakterze pokazu pełnej kontroli nad tym, co niegdyś należało do Jean-Claude’a.
Przez tłum przetoczyło się westchnienie. Oliver powoli zaczął lewitować. Po chwili płynnie wylądował na ziemi. Uniósł ręce i tym razem to Jean-Claude uniósł się w górę.
– Cholera – mruknęłam.
Jean-Claude był prawie nieprzytomny, gdy tak wznosił się w pustym, roziskrzonym powietrzu. Oliver delikatnie położył go na ziemi, a białą posadzkę zrosiła świeża krew. Po chwili pojawił się Karl Inger. Prawie bez wysiłku wziął Jean-Claude’a na ręce.
Gdzie się wszyscy podziali? Rozejrzałam się dokoła, wypatrując pomocy. Czarny wilkołak został rozdarty na strzępy, fragmenty jego ciała wciąż jeszcze podrygiwały konwulsyjnie. Wątpiłam, aby nawet lykantrop potrafił uleczyć tak poważne obrażenia. Blondwłosy wilkołak nie wyglądał lepiej, ale Stephen czołgał się w kierunku ołtarza. Choć urwano mu jedną nogę, on wciąż się nie poddawał.
Karl położył Jean-Claude’a na marmurowym ołtarzu. Po jego ścianie zaczęła płynąć krew. Przytrzymał go lekko za ramiona. Jean-Claude mógł dźwignąć w górę samochód. Jak to możliwe, że Karl z taką łatwością go unieruchomił?
– Dzieli siłę z Oliverem.
– Nie rób tak więcej – rzuciłam.
– Czego mam nie robić?
– Odpowiadać na nie wypowiedziane pytania.
Uśmiechnął się.
– Dzięki temu można zaoszczędzić sporo czasu.
Oliver wziął do ręki biały, polerowany kołek i duży drewniany młotek. Podał mi je.
– Już czas.
Alejandro chciał pomóc mi wstać, ale odepchnęłam go od siebie. Pal licho czwarty znak, mogłam się podnieść o własnych siłach.
– Nie! – krzyknął Richard. Minął nas, podbiegając pędem do ołtarza. Miałam wrażenie, że wszystko toczy się w zwolnionym tempie. Rzucił się na Olivera, a ten drobny człowieczek schwycił go za szyję i rozerwał mu tchawicę.
– Richardzie!
Biegłam w jego stronę, lecz było już za późno. Osunął się na posadzkę, buchając krwią i usiłując oddychać, co rzecz jasna było już w jego przypadku niemożliwe. Uklękłam przy nim, próbując powstrzymać upływ krwi. Oczy miał rozszerzone i przepełnione paniką. Tuż przy mnie pojawił się Edward.
– Już nic nie możesz zrobić. Nikt z nas nie może mu pomóc.
– Nie.
– Anito. – Odciągnął mnie od Richarda. – Już za późno.
Płakałam, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy.
– Chodź, Anito; zniszcz swego byłego mistrza, tak jak tego pragnęłaś. – Oliver ponownie podsunął mi młotek oraz kołek.
Pokręciłam głową.
Alejandro pomógł mi wstać. Sięgnęłam ręką w stronę Richarda, ale było już za późno. Edward nie mógł mi pomóc. Nikt mi nie mógł pomóc. Nie było sposobu na usunięcie czwartego znaku, uzdrowienie Richarda czy ocalenie Jean-Claude’a. Ale tak czy siak nikt mnie nie zmusi do zakołkowania Jean-Claude’a. To akurat mogłam powstrzymać. Nie zrobię tego i już.
Alejandro prowadził mnie w stronę ołtarza.
Marguerite podczołgała się do podium. Uklękła, kołysząc się w przód i w tył. Jej twarz przypominała krwawą maskę. Wyłupiła sobie oczy.
Oliver ponownie podsunął mi drewniany młotek i kołek. Dłonie miał w białych rękawiczkach, zabarwionych teraz krwią Richarda.
Pokręciłam głową.
– Weźmiesz je. Zrobisz, co ci każę. – Jego drobne oblicze przepełnił wyraz powagi.
– Pieprz się – warknęłam.
– Alejandro, teraz ty ją kontrolujesz.
– Tak, panie, jest moją służebnicą.
Oliver podał mi kołek.
– Wobec tego zmuś ją, aby go unicestwiła.
– Nie mogę jej zmusić, mistrzu. – Mówiąc te słowa, Alejandro uśmiechnął się.
– Dlaczego nie?
– To nekromantka. Mówiłem ci, że zachowa wolną wolę.
– Nie pozwolę, by jakaś uparta kobieta zniweczyła moje wielkie plany.
Читать дальше