– Znajdź dla niej jakieś rzeczy i odwieź ją do domu, Richardzie. Potrzeba jej czasu, aby przywykła do zmiany, która w niej nastąpiła.
Spojrzałam na Jean-Claude’a, który wciąż siedział skulony w rogu łóżka. Wyglądał olśniewająco i gdybym tylko miała pistolet, zastrzeliłabym go bez chwili wahania. W moich trzewiach zagnieździła się nieprzyjemna, lodowata gula strachu. Jean-Claude, nie zważając na moje zdanie, postanowił uczynić mnie swoją służebnicą. Mogłam krzyczeć i protestować, a on i tak zignorowałby moją opinię.
– Zbliż się do mnie raz jeszcze, Jean-Claude, niezależnie z jakiego powodu, a zabiję cię.
– Teraz łączą nas trzy znaki. Ty również byś ucierpiała.
Wybuchnęłam śmiechem; był zgryźliwy i gorzki.
– Naprawdę sądzisz, że to mogłoby mnie powstrzymać?
Spojrzał na mnie, jego oblicze było spokojne, nieodgadnione, cudne.
– Nie. – Odwrócił się tyłem do mnie i Richarda. – Odwieź ją do domu, Richardzie – powiedział. – Wiesz, w gruncie rzeczy nie zazdroszczę ci tej przejażdżki. – Obejrzał się przez ramię i lekko się uśmiechnął. – Gdy jest zła, nasza Anita bywa wyjątkowo złośliwa.
Miałam ochotę splunąć na niego, ale to by mi nie wystarczyło. Nie mogłam go zabić, a przynajmniej nie tu, nie w tej chwili, więc odpuściłam. Pod naciskiem bywam łaskawa. Wyszłam za Richardem, nie oglądając się ani razu za siebie. Nie chciałam dostrzec odbicia tego doskonałego profilu w lustrze przy toaletce.
Wampiry nie powinny odbijać się w lustrze ani posiadać duszy. On odbijał się w lustrze. Czy miał także duszę? Czy to ważne? Uznałam, że nie. To nie było istotne. Postanowiłam, że wydam Jean-Claude’a panu Oliverowi. Wystawię Mistrza Miasta, aby mógł zostać zgładzony. Jeszcze jeden znak i byłabym na zawsze w jego mocy. Nic z tego. Taki numer nie przejdzie. Prędzej on umrze, niż ja stanę się jego służebnicą. Choćbym nawet miała to przypłacić życiem. Nikt mnie do niczego nie zmusi, nawet jeśli propozycja gwarantowała mi potencjalną nieśmiertelność.
Skończyło się na tym, że włożyłam jedną z tych sukienek, których talia kończy się na wysokości bioder. To, że sukienka była o trzy rozmiary za duża, niczego nie zmieniało. Pantofle pasowały, nawet mimo tego, że były na wysokim obcasie. To lepsze niż chodzenie boso. Ponieważ odmówiłam przyjęcia jego kurtki, Richard włączył ogrzewanie w samochodzie. Sprzeczaliśmy się, a przecież nie byliśmy na ani jednej randce. To rekord, nawet jak dla mnie.
– Żyjesz – rzekł po raz siódmy.
– Ale za jaką cenę?
– Uważam, że każde życie jest bezcenne. Ty nie?
– Nie filozofuj, Richardzie. Oddałeś mnie w ręce potworów, które mnie wykorzystały. Nie rozumiesz, że Jean-Claude tylko czekał na taką okazję?
– Ocalił ci życie.
Na tym argumencie opierała się cała jego linia obrony.
– Ale nie zrobił tego, aby mnie ocalić. Postąpił tak, ponieważ chce uczynić mnie swoją niewolnicą.
– Ludzka służebnica nie jest niewolnicą. Powiedziałbym, że jest dokładnie na odwrót. On prawie w ogóle nie będzie mieć nad tobą władzy.
– Ale będzie mógł mówić do mnie w myślach i nawiedzać mnie w snach. – Pokręciłam głową. – Nie pozwól, aby robił z ciebie durnia.
– Zachowujesz się nierozsądnie – powiedział.
To była kropla, która przepełniła czarę.
– To z mojego rozpłatanego nadgarstka pił Mistrz Miasta. Chłeptał moją krew, Richardzie.
– Wiem.
Było coś w sposobie, w jaki to powiedział.
– Przypatrywałeś się temu, ty zboczony sukinsynu.
– Nie, to nie tak.
– A jak? – Usiadłam, krzyżując ręce na brzuchu i łypiąc na niego spode łba. A więc to takiego haka miał na Richarda Jean-Claude. Richard był podglądaczem.
– Chciałem mieć pewność, że uczyni wszystko co w jego mocy, aby ocalić ci życie.
– A co innego mógł zrobić. Przecież pił moją krew, do cholery.
Richard skupił się nagle na prowadzeniu wozu, w ogóle na mnie nie patrzył.
– Mógł cię zgwałcić.
– Sam powiedziałeś, że krwawiłam z oczu i z nosa. To raczej mało romantyczne, w każdym razie jak dla mnie.
– Odniosłem wrażenie, że cała ta krew bardzo go podnieciła.
Spojrzałam na niego.
– Mówisz poważnie?
Pokiwał głową. Siedziałam tam, czując chłód, który przeniknął mnie od stóp do głów.
– Co ci przyszło do głowy, że on mógłby mnie zgwałcić?
– Obudziłaś się w czarnej pościeli. Wcześniej była biała. Położył cię na niej i zaczął rozbierać. Zdjął z ciebie ubranie. Wszędzie była krew. Rozsmarowywał ją sobie po twarzy, smakował. Inny wampir podał mu mały, złoty nożyk.
– Było tam więcej wampirów?
– To było jak rytuał. Wyglądało na to, że obecność widzów jest nieodzowna. Naciął twój nadgarstek i napił się, ale jego dłonie… dotykał nimi twoich piersi. Powiedziałem, że sprowadziłem cię tam, aby cię ocalił, a nie żeby mógł cię zgwałcić.
– Ostre zagranie. Musiało być naprawdę kiepsko. – Richard niespodziewanie zamilkł. – Co? – Pokręcił głową. – Powiedz, Richardzie. Chcę to usłyszeć.
– Jean-Claude spojrzał na mnie, twarz miał całą we krwi i powiedział: „Nie po to czekam tak długo, aby wziąć siłą to, co chcę, żeby dała mi z własnej woli. To prawdziwa pokusa”. A potem spojrzał na ciebie, a na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz. To było naprawdę przerażające. On naprawdę wierzy, że… zmienisz zdanie. Że zdołasz go… pokochać.
– Wampiry nie umieją kochać.
– Jesteś pewna?
Spojrzałam na niego, po czym odwróciłam wzrok. Skierowałam go na okno, za którym słoneczny blask z wolna zaczął przygasać.
– Wampiry nie umieją i nie mogą kochać. Tak już jest i basta.
– Skąd wiesz?
– Jean-Claude mnie nie kocha.
– Może kocha na tyle, na ile potrafi.
Pokręciłam głową.
– Nurzał się w mojej krwi. Rozpłatał mi nadgarstek. Nie tak wyobrażam sobie miłość.
– Może on tak to widzi.
– To dla mnie nazbyt dziwne.
– Zgoda, ale przyznaj, że może on faktycznie na swój sposób cię kocha.
– Nie.
– Boisz się tego, prawda? Nie chcesz pogodzić się z myślą, że on może cię kochać, prawda? – Nie odrywałam wzroku od okna. Nie chciałam o tym rozmawiać. Chciałam wymazać z pamięci cały ten przeklęty dzień. – A może obawiasz się czegoś jeszcze?
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Owszem, wiesz. – Wydawał się taki pewny siebie. Nie znał mnie na tyle, aby mieć taką pewność. – Powiedz to głośno, Anito. Powiedz to, a przestaniesz się tego obawiać.
– Nie mam nic do powiedzenia.
– Twierdzisz, że ani trochę go nie pragniesz. Że wcale go nie kochasz.
– Nie kocham go, tego akurat jestem pewna.
– Ale?
– Ależ ty naciskasz – poskarżyłam się.
– Tak, trochę – przyznał.
– No dobrze, pociąga mnie. Czy to chciałeś usłyszeć?
– Jak bardzo cię pociąga?
– Nie twoja sprawa.
– Jean-Claude ostrzegł mnie, abym trzymał się od ciebie z daleka. Chcę wiedzieć, czy faktycznie mógłbym mu zaszkodzić. Jeżeli naprawdę cię pociąga, może nie powinienem się bardziej angażować.
– To potwór, Richardzie. Widziałeś go. Nie mogłabym pokochać potwora.
– A gdyby był człowiekiem?
– To egoistyczny, władczy łajdak.
– Ale gdyby był człowiekiem?
Westchnęłam.
– Gdyby nim był, może między nami byłoby coś, ale podejrzewam, że nawet jako człowiek Jean-Claude byłby sukinsynem, z którym nie dałoby się wytrzymać. Wątpię, aby coś z tego wyszło.
Читать дальше